Prawie się zabił? Ciekawe. Gdyby nie to, że nikt nie lubi
gadać o takich rzeczach, z chęcią poznałabym powód tego występku. Ale ze mnie
wścibska dziewucha. Trochę dziwnie się czułam, kiedy mężczyzna podniósł
ton swojego głosu. Nieco mnie to wystraszyło, nie powiem, że nie. Na moje
szczęście szybko się „ogarnął” i zaczął mówić normalnie. Kiedy zaproponował
spacer, chwilę się wahałam lecz w końcu postawiłam na „tak”.
- Daj mi minutę, przebiorę się.
- Poczekam za drzwiami. – mruknął i już po chwili
wyszedł, przymykając za sobą drzwi. Wyciągnęłam
z szafy cieplejsze ubrania. Szybko wciągnęłam na tyłek ciemne, lekko wiszące na
mnie rurki oraz ciepłą bluzę. Po wciągnięciu butów byłam gotowa do wyjścia. Na
wszelki wypadek chwyciłam w dłoń paczkę chusteczek i już po chwili, zarzucając
na głowę kaptur wyszłam na zewnątrz. Szybko przekręciłam kluczyk w drzwiach i
wrzuciłam go do tylnej kieszeni spodni. Ruszyliśmy wolno korytarzem. Czułam na
prawym barku lekkie mrowienie. To był Sanczes, lekko drapał w tym miejscu
Dravena. Obruszyłam lekko ramieniem i jak gdyby nigdy nic dalej szłam przed
siebie. Przez cały czas czułam na sobie jego wzrok, lecz dopiero na podwórku zapytałam.
- Dlaczego się tak patrzysz? – mruknęłam chowając ręce
do kieszeni bluzy.
- Ciekawi mnie twój ubiór. – uśmiechnął się lekko,
przechodząc przez większą zaspę śniegu.
- Gdyby nie cycki i figura mogłabym być oficjalnie
facetem, co? – zaśmiałam się kierując
kroki w stronę lasu.
- Bez przesady, twarz również masz bardzo dziewczęcą.
Wiesz, te dołeczki są naprawdę urocze. – zaraził mnie swoim śmiechem. Przeszliśmy
dość spory kawałek gadając o różnych dziwacznych rzeczach. Począwszy od moich
wiszących spodni, skończywszy na prawidłowych ciosach w boksie. Kiedy temat
zszedł nieco na walkę przypomniały mi się wcześniejsze słowa chłopaka, które
wypowiedział z niemałym wyrzutem. „ Nie potrzebnie się wtrącałaś.”. Miał racje,
moje postępowanie z dnia wcześniejszego było po prostu żałosne. Choć z drugiej
strony, coś podpowiadało mi, że zrobiłam dobrze. Cholerny mętlik w głowie
naprzykrzał się z każdym stawionym krokiem. Z tejże zadumy wyrwał mnie głos
chłopaka.
- O czym myślisz? – spytał, zatrzymując się kilka metrów
przede mną. Ja również wstrzymałam krok, poprawiając ręce w kieszeniach.
- O tej całej sprawie z Alexandrem. – mruknęłam przygryzając
dolną wargę. Czułam, że był to dla niego trudny temat, ale jeszcze bardziej
pragnęłam to wyjaśnić.
- Już mówiłem. Wtrąciłaś się zupełnie niepotrzebnie! –
w jednej chwili jego ton głosu znacznie się podwyższył. Ostatnie zdanie niemalże
wykrzyczał. Właśnie o tym myślałam. Nie pozwolę na siebie krzyczeć kiedy tylko
wspomnę o tym wydarzeniu. Spuściwszy głowę podeszłam do mężczyzny na bardzo
bliską odległość. Biło od niego niewyobrażalne ciepło, jakby miał zaraz
wybuchnąć niepowstrzymaną jak lawa złością. Zadarłam głowę do góry, gdyż
chłopak był ode mnie sporo wyższy.
- Wiem, że zrobiłam źle. – zaczęłam spokojnie, jednak
po chwili, jak porażona piorunem niemalże zaczęłam krzyczeć. – Ale przestań na
mnie do cholery krzyczeć! Okej, rozumiem, zrobiłam błąd, ale wypominanie mi
tego wysokim tonem nie poprawia sytuacji! Okej?!. – zmarszczyłam brwi, czekając
na jego ruch. Chłopak uniósł brwi w zdziwieniu.
- I co, przyjemnie Ci teraz? – spytałam cichutko
wgapiając się w jego oczy. – Bo mi ani trochę. Krzyczenie nie rozwiąże sytuacji…
– wyszeptałam, nie spuszczając wzroku z oczu chłopaka.
- Wiem, że postąpiłam idiotycznie, i pewnie pogorszyłam
całą sytuację.. – mruknęłam spuszczając głowę i cofając się o dwa kroki. –
Przepraszam. Następnym razem nawet na niego nie spojrzę. – uniosłam ręce w
geście obrony, choć wzrok wciąż miałam wlepiony we własne buty, jakbym czekała
na rozstrzelanie. Nagle poczułam ciepłą ciecz spływającą po moich wargach, a już po chwili, tuż obok moich stóp na śniegu, pojawiło się parę szkarłatnych kropel
Leo? Już nie krzykaj więcej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz