Scena zazdrości, którą urządziłam mu przed chwilą zupełnie nie była w moim stylu. Co się ze mną dzieje? Co mnie napadło? Aż tak go kocham, że tracę zmysły i zmieniam się we wściekłą psychopatkę? Nieważne, już się uspokoiłam. Niepotrzebnie tak zareagowałam, sama nie jestem święta...przez tyle lat nieświadomie go raniłam. I przede wszystkim uciekłam, zostawiłam go z tym całym szajsem w Londynie. Należy mi się wszystko, co mnie spotkało. Szłam właśnie przeprosić Dylana, kiedy zobaczyłam, jak kieruje się w jego stronę czarnowłosa dziewczyna. W sumie z wyglądu przypominała bardzo mnie, tylko była znacznie wyższa...mogłybyśmy uchodzić za siostry. Coś wewnątrz nakazało mi się zatrzymać i przysłuchać tej rozmowie, chociaż wiedziałam, że to nie fair. Jesteśmy razem, kochamy się, miłość to przede wszystkim przyjaźń i zaufanie....zaufanie.
Kiedy usłyszałam imię Caroline, nagle znów się we mnie zagotowało, jak na polanie. A więc to ta zdzira. Zapanowanie nad emocjami zawsze szło mi świetnie, przeważał rozsądek...i tym razem na szczęście przeważył.
- Tak długo jak to będzie możliwe. Caroline, to zamknięty rozdział. - usłyszałam
Czy on mówił o ich związku czy o....? Momentalnie poczułam gorące łzy spływające mi po zimnych policzkach. Zakryłam twarz kołnierzem jego kurtki, wdychając jego słodki zapach.
- Właśnie widzę. Do zobaczenia przystojniaku.
- Oby nie - warknął, a ona się tylko zaśmiała i ruszyła do ośrodka.
Spojrzał na mnie.
- Ari... - szepnął, gdy nawet nie wiem kiedy znalazł się przy mnie
Połknęłam słone łzy, które zdążyły już, mam nadzieję, zniknąć i wzięłam głęboki wdech.
Nigdy nie lubiłam gadać o uczuciach, uznawałam to jakby...za coś wstydliwego. Coś, co należy dusić głęboko w sobie. Wiem, ze Dylan także został tak ukształtowany przez życie. Ale wiem na pewno, że musimy nad tym pracować.
- Ja...ona...to nie tak jak myślisz.
- Wiem - powiedziałam ciepło i dotknęłam opuszkami palców jego policzka
Stał jak wmurowany z kompletnym zdziwieniem na twarzy. Czy po mnie nawet najbliżsi spodziewają się wybuchów? Przecież to nie leży w mojej naturze, jeśli naprawdę byłabym zła...udawałabym, z moja doskonałą grą aktorską, że wszystko okej...i po prostu zniknęła z jego życia nagle, odizolowała się. I płakała w samotności, poza pokojem uśmiechając się do wszystkich wokoło.
- Przepraszam za tamto...mnie o uczuciach trzeba zapewniać, dowartościowywać...wiesz o tym. Bo ja wątpię, uciekam...taką niepewną osobą jestem - poczułam się lepiej, wyrzucając z siebie te słowa.
On jako jeden z nielicznych wie, ile kosztują mnie te szczere wyznania...to on głaskał mnie po plecach, kiedy płakałam w poduszkę za chłopakiem. Zawsze on był przy mnie. On mnie dowartościowywał, ale zawsze w głębi siebie wiedzieliśmy, że potrzebujemy czegoś więcej od siebie nawzajem. Byłam zajęta zbieraniem kamieni i nie dostrzegłam tego pięknego diamentu tuż pod moim nosem.
- Pojawiłeś się teraz...tutaj w Strefie - kontynuowałam - I dałeś mi całą miłość, jakiej potrzebowałam przez lata. Jesteś pierwszym chłopakiem, z którym jest mi dobrze - zaśmiał się, ponieważ miało to znaczenie dość...dwuznaczne - Jesteś jedynym mężczyzną, przez którego robi mi się czasem ciemno w oczach i słodko w ustach, a zupełnie nieprzytomnie w głowie. I mimo, że bez ciebie stracę rozum...jeśli wolisz inną, zrozumiem i pozwolę ci być szczęśliwym.
Gdy w końcu skończyłam, poczułam napięcie wyczekujące na jakąkolwiek, z jego strony, odpowiedź. Spętało mnie całkowicie, wstrzymałam niemal oddech, a przez głowę przesunęło mi się tysiąc myśli...czy nie zabrzmiało to zbyt przesadnie? Ale było to po prostu to, co czuję w sercu...
Spojrzałam jednak w jego błękitne oczy bez jakichkolwiek emocji na mojej twarzy, gotowa na wszystko.
[Dylan? Trochu brak weny wybacz :c]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz