Szybko ubrałam się w dżinsy i prostą, czarną bluzkę. Postanowiłam jednak nałożyć ostatecznie bordowy sweter...był moim ulubionym. Gdy zastanawiałam się, czy Dyll celowo wziął akurat ten z całej szafy ubrań, usłyszałam ponaglające szczeknięcie Daerona i drapanie w drzwi.
- Już, już. Spokojnie - powiedziałam, jednocześnie nakładając w powietrzu moje karmelowe trapery, przez co o mało się nie zabiłam.
Złapałam za kurtkę i zbiegłam po schodach na parter, skąd wybiegłam na dziedziniec, nie tracąc czasu na zakładanie kurtki i szalika. Wpadłam cała zziębnięta do drugiego skrzydła, zamykając za sobą drzwi. Może nie pada śnieg, ale za to wieje i mróz szczypie piekielnie.
Nagle poczułam dłonie zaciskające się na mojej talii i gorący oddech na skórze, od którego zrobiło mi się ciepło.
- A kto to bez kurtki lata?
- Ja...- przez chwilę się zacięłam, nie mogąc się skupić przez jego ręce wędrujące coraz wyżej.
Odwróciłam się gwałtownie do niego twarzą, zarzucając mu ramiona na szyje i łącząc nasze usta w pocałunku.
- A jeśli ktoś zobaczy? - odsunął się ode mnie
- Nie obchodzi mnie to. To już bez znaczenia.
- No tak, Leo wie...- ściągnął gniewnie brwi.
Przeczuwałam wybuch, szybko więc cmoknęłam go ostrożnie w policzek i spróbowałam zmienić temat.
- Naprawdę nie możemy dzisiaj zostać w ciepłym łóżeczku?
- Nie, ubieraj się - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, ale już bardziej pogodnym akcentem.
Szliśmy wzdłuż drewnianego płotka, zagłębiając się w las. Rozglądałam się wokół, trzymając pod ręką Dylla. Śnieg na drzewach wyglądał cudownie, jak takie malutkie diamenciki. Nie wiało, byliśmy osłonięci drzewami. Na cały świat patrzyłam jak przez kolorowe okulary, mając mój grzejniczek u boku. To prawda, że kiedy człowiek jest zakochany, wszystko wydaje się...jakieś piękniejsze.
Nagle usłyszeliśmy czyjeś głosy z przodu, para wracała ze spaceru, trzymając się pod ręce jak my. Od razu rozpoznałam w wysokim chłopaku Leo. Świat odrobinę zbladł, rzuciliśmy sobie długie spojrzenie, mocniej ścisnęłam ramię Dylana, ale jedynie grzecznie skinęłam spacerowiczom głową.
Gdy już zniknęli nam z oczu, stanęłam na środku dróżki i objęłam mężczyznę za twarz.
- Liczysz się tylko ty - cmoknęłam go w nos, a on z zadowoleniem złapał mnie za dłoń i ruszyliśmy na wzgórze.
[Dyll?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz