poniedziałek, 6 lutego 2017

Od Ariany CD Dylana

Nerwowym krokiem przemierzałam korytarz męskiej części budynku, aż w końcu zatrzymałam się przed tymi drzwiami. Ubrana byłam w białą bluzę, którą w razie czego mogę usprawiedliwić wystający bandaż spod prawego rękawa. Złapałam biały materiał, nasuwając bardziej na palce, nadgarstek podziękował mi przeszywającym bólem.
- Zostań tu - powiedziałam cicho do Daerona, a ten posłusznie zaczął warować przy drzwiach.
Wzięłam głęboki wdech, "wyłączając" uczucia.
Tym razem bez płaczu. Powiesz, co musisz, i z godnością wyjdziesz.
Bez pukania otworzyłam drzwi, bojąc się, ze jeśli będę musiała oczekiwać na ich otworzenie, stchórzę i ucieknę. Jak zwykle były otwarte, cały Dylan. Gotowy rzucić wyzwanie światu w samych gaciach i z rozczochraną po spaniu czupryną. Zachłysnęłam się powietrzem, serce momentalnie mi stanęło na jego widok. Leżał na łóżku, ubrany w szare bojówki i białą koszulkę, którą miałam wiele razy na sobie, kiedy zapominałam na plażę wziąć ze sobą ubrań na zmianę...zawsze się o mnie troszczył. Twardziel, dla którego byłam najdroższą siostrą-księżniczką.
- Ariana - mruknął i  z powrotem opadł na materac, nie poświęcając mi większej uwagi.
Wiele odwagi kosztowało mnie przyjście tutaj, bo dobrze go znam i wiem, że na niego mogłabym czekać wieczność. Nie przyszedłby.
Nie zniechęciło mnie jednak jego lekceważenie, pewnym krokiem przemierzyłam pokój i siadłam na krześle przy blacie. Oparłam się łokciem o blat, wzrok skierowałam na luźno opadającą rękę i materiał białej bluzy, pod którym kryły się wstydliwe rany.
- Musimy pogadać o nas - zaczęłam, nie patrząc się na niego.
Gdybym teraz na niego spojrzała, pękłoby mi serce. Nic nie odpowiedział, nie byłam nawet pewna, czy mnie słucha...czy myślami jest gdzieś indziej?
- To niedorzeczne, jak ranimy siebie nawzajem. Powiedz mi, po co to wszystko? To z boku wygląda, jakbyśmy robili to celowo. Jeśli lepiej ci będzie beze mnie, droga wolna.
Moje słowa zabrzmiały ostro, ale taki był zamiar. Muszę mu jasno przedstawić sytuację.
- Ale moim zdaniem to by było cholernie śmieszne, żebyśmy po tym wszystkim mieli tak po prostu się rozejść. - dodałam - Bo cię kocham. Kocham cię do szaleństwa, cholerny debilu. I akceptuję ze wszystkimi wadami, jakie masz. Bo to jesteś ty, Dylan, którego pragnęłam od zawsze, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy...przyznanie przed samą sobą, że jesteś moim sercem, to najlepsze, co mogłam zrobić w życiu.
Milczeliśmy przez chwilę. Nagle Dylan wstał, zanim podniosłam wzrok, był już przy mnie. Świat przysłoniła mi jego biała koszulka, czułam zapach męskich perfum i jego oddech na włosach. Zrobiło mi się gorąco.
- Ari, ja już mam tego dosyć. Ona mnie rozumie.
- Ale kto? - zapytałam, zdezorientowana
- Caroline
Mimo, że nie doznałam fizycznych obrażeń, poczułam się jak uderzona w policzek. A więc u niej był poprzedniej nocy...Leo mi powiedział, że nie było go przed dwudziestą trzecią w pokoju. Nie było mi smutno, byłam wściekła, jakby ktoś połozył łapy na czymś, co należy tylko do mnie.
- Czy ja mam wypisane na czole: "Rań tą debilkę ile wlezie?" - syknęłam, zamachując się dłonią na jego policzek.
Nie trafiłam, odchylił się do tyłu...z przerażeniem otworzyłam szerzej oczy, nie wybaczyłabym sobie uderzenia go. Kocham go.
Złapał moją zdrową dłoń w powietrzu, ciągnąc mnie w bok, aż spadłam z krzesła na podłogę. Uderzyłam boleśnie w kant blatu. Z jeszcze większym przerażeniem zakryłam sobie usta dłońmi, kręcąc głową w prawo i w lewo.


[Dyll? Ale deprecha bez kitu, co ja zrobiłam ;-;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty