- Tak - wymruczał. - To miłe uczucie, kiedy przestajesz być rządzącym despotą.
- Ty? Despotą?
- No co? - zaczął się śmiać. - Jak to ja decyduję, każę i tak dalej, to czuję się jak jakiś despota.
- Wiesz, co mi się podoba najbardziej?
- Hę?

- Jesteś chora. Ale te przekleństwo w twoich ustach brzmiało cudownie... - niespodziewanie przygryzł moją wargę.
Nigdy wcześniej tego nie zrobił, jest kompletnie nieprzewidywalny i stanowczy. I wiem, to chore, ale to mnie podnieca. Z nim się nie będę nudzić.
Troskliwie z powrotem zasunęłam mu kurtkę, znów złapałam za dłoń, aż całkowicie zeszliśmy ze ścieżki i zniknęliśmy komukolwiek z pola widzenia.
Dopiero wtedy stanęliśmy, patrząc sobie wyczekująco w oczy. Nie, nie wyczekująco. Po prostu zagapiliśmy się, miałam wrażenie, że mogę tak patrzeć w ten błękit bez końca.
Świeciło słońce, ale mróz obecny w powietrzu szczypał mnie w policzki i zamrażał mnie całą do szpiku kości.
- Jeśli będziemy tak stać, to staniemy się bałwanami - zaśmiałam się
[Dyll?]
[Dyll?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz