niedziela, 5 lutego 2017

Od Caroline cd. Dylana

Usiadłam na łóżko, by po chwili upaść plecami na nie i wpatrywać się w sufit. Musiałam pozbierać sobie wszystkie myśli, poukładać zdarzenia, jakoś to wszystko samemu wyjaśnić. Tylko cholera jak? Jak mogę zrozumieć fakt, że spotkałam akurat jego. Akurat w takim miejscu. Akurat o takiej porze.
~Nie poznaję ciebie- Shivenar usiadł obok moich nóg.
~Możesz się odwalić? Próbuję myśleć~ warknęłam, przewracając się na bok i automatycznie przypominając sobie o liście, który dotarł do mnie bardzo dawno temu.
~W końcu? Po takim czasie?~ tygrys odgryzł się.
Nie odpowiedziałam, wzdychając ciężko. Zapadła głucha cisza, podczas której wsłuchiwałam się w kroki przechodzących obok mojego pokoju ludzi. W ich rozmowy i problemy, które rozwiązywali na korytarzu. Zamknęłam oczy, chcąc widzieć tylko ciemność, ale jak na złość widok z ostatnich sytuacji utkwił mi w pamięci. Do diabła...
Wstałam, chwytając poirytowana ręcznik. To do mnie niepodobne, a jednak zachowywałam się jakbym przedawkowała kofeinę. Zamknęłam drzwi od łazienki. Nie. Ja je zatrzasnęłam, robiąc przy tym nie mały huk.
~Spróbuj nie zdemolować łazienki~ dobiegł do mnie opanowany głos daemona. Puściłam wodę do wanny, próbując odgonić myśl, że robię to specjalnie po to by go nie słyszeć.



Kilka dni później
Chwyciłam książkę z biblioteki i minęłam z kamienną miną wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu. A nie było ich dużo z powodu późnej godziny. Nie wiem co tak na prawdę skłoniło mnie do wzięcia lektury i pójścia pod skraj lasu. Shivenar gdzieś zniknął, gdy usiadłam na ławce z podkuloną jedną nogą. Może to dobrze? Żyje ze mną odkąd pamiętam. Rutyna nie jest dobra, ale od tego nie mogę się uwolnić. Wyjęłam papierosa, czując jak natłok niepotrzebnych myśli znów dociera do mojego mózgu. Ostatnio dostałam list od Damiena. Nie był jednym z najprzyjemniejszych. Wręcz pachniał przerażeniem i bólem. Gdybym tylko mogła mu pomóc. Jedyna osoba, która zdołała przetrwać na tym świecie, i która jest mi droga własnie stoi na skraju przepaści, wybierając między życiem a śmiercią. Niestety, jest coraz bliżej tego drugiego.
O mało co nie zapomniałabym. Nie jedna, ale dwie. Druga chodzi sobie beztrosko w ośrodku. A przynajmniej chodziła. O wilku mowa...
Trzask gałęzi sprawił, że odwróciłam głowę. Ta czupryna ze zmierzwionymi włosami, a po chwili błysk niebieskich oczu w świetle latarni... tego nie dało się pomylić z nikim innym. Patrzcie państwo. Czerwony kapturek odnalazł się w lesie. I niestety natrafił na wilka.
Jego spojrzenie nie zdradzało dużo. Zbyt dobrze go znałam, zbyt długo, by nie wiedzieć jakie uczucia w nim miotają. Złość, rozgoryczenie, troska być może nawet ból i szczęście? Zwróciłam oczy z powrotem przed siebie, jakbym próbowała wypatrzeć w otchłani mroku coś co mogłoby rozwiązać wszystkie problemy ludzkości.
-Cudowne, nieprawdaż? - odezwałam się po jego ostatniej wypowiedzi - Kiedyś nawet jakaś staruszka pomyślała, że jesteśmy rodzeństwem. Szczerze mówiąc, dziś przyznałabym jej rację, wcześniej...
-Kłóciłaś się z nią aż w końcu zrezygnowana wyszła z salonu - dokończył za mnie, wciągając głęboko powietrze do płuc.
Mimowolnie pokiwałam głową, spuszczając spojrzenie i bacznie obserwując leżący pod moimi nogami patyk.
-Więc o co poszło? - odgarnęłam sobie włosy z oczu, kierując na niego swoje spojrzenie, które miało być obojętne. A przynajmniej miało się tylko wydawać.
-Prywatna sprawa - po chwili odwzajemnił je, by potem z powrotem opuścić głowę.
-Nigdy nie lubiłeś się rozczulać. Zmieniło się cokolwiek przez tyle czasu? - wzruszył ramionami, rzucając papierosa na ziemię. Nie dopalił go. A to oznacza, że jest strasznie zły.
-Co ja ci mogę powiedzieć...
-Najlepiej nic - wtrąciłam, wiedząc, że to najlepsze wyjście. Nawet jeśliby chciał i tak nie zdradziłby swoich prawdziwych intencji, uczuć, cokolwiek w tej głowie chodziło, nie zobaczyłoby światła dziennego.
-Co tutaj robisz?- po chwili ciszy, chłopak usiadł wyprostowany, a jego brwi opuściły się w dół. Sprawiło to, że wyglądał jeszcze bardziej poważnie i kamiennie niż dotychczas. Odkąd go znam.
-Chodzi ci o ośrodek czy akurat tą ławkę, na której zamierzałam spędzić spokojnie wieczór i wrócić do swojego pokoju by po raz kolejny zapomnieć, że kręci się tu taki typ jak Dylan Morgenstern? - pokręciłam głową, a na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Nie spojrzałam w jego stronę. Wcale nie musiałam.
Parsknął, wracając do swojej pozycji. Dopiero teraz, gdy wpatrywał się w piasek, leżący pod ławką, uniosłam głowę i wbiłam w niego swoje chłodne spojrzenie.
Ariana Sheeran. Niby obca mi kobieta, a jednak wydaje mi się, że skądś ją znam. I im częściej widziałam ich razem, im bardziej Dylan próbował mnie unikać tym bardziej utwierdzałam w sobie to, że ją znam. Na pewno ją kojarzę.
-Co zamierzasz? - zrozumiałam, że przez przypadek powiedziałam te słowa na głos.
Brunet wzruszył ramionami, oddychając głośno, jakby jeszcze do tej chwili nie mógł się uspokoić.
-Mogę ci pomóc wejść na to drzewo, skoro zapomniałeś jak to się robi. W przytułku dla dzieci robiliśmy to codziennie. Pamiętasz jak wchodziliśmy na okoliczne drzewa, rosnące wokół domu dziecka? - spytałam, zaciągając się ostatni raz i wyrzucając papierosa gdzieś w ciemność.
-Dyrektorka nie była zadowolona. Zawsze obrywaliśmy najbardziej. Miałem wrażenie, że chce się nas jak najszybciej pozbyć - przez jego twarz przebiegł szybki uśmiech.
-Było warto, przyznaj - uniosłam brwi do góry, widząc jak mój daemon układa się wygodnie pod drzewem w dali i bacznie nas obserwuje. Posłałam mu złowrogie spojrzenie.
-Pamiętam jak pewnego, deszczowego dnia postanowiłaś wleźć na ogromny, rozłożysty dąb...
-Ty chciałeś mnie z niego zrzucić. O mało nie skręciłam sobie karku - rzuciłam w niego słowa z nasilonym tonem głosu, a jednak można było wyczuć krztynę rozbawienia. Aż przykre.
-Przecież cię złapałem. Mieliśmy wtedy po dziesięć, może mniej lat - pokręcił głową.
-To nie usprawiedliwiało tego, że się przepychałeś i naśmiewałeś, że jestem za słaba. Myślałeś, że zapomnę. Wkrótce za to oberwałeś. Od zawsze byłeś dupkiem - mruknęłam, przejeżdżając palcem po zarysowaniach na ławce- Nazajutrz mnie zabrali... - dodałam, marszcząc czoło.
W tej samej chwili usłyszałam jak ktoś wybiega z budynku, a wśród nieprzeniknionej ciszy dało się słyszeć szloch. Nie uszło mojej uwadze, że Dylan zaciska mocno wargi, zamykając oczy na chwilę. Wyprostowałam się wzdychając i wydając z siebie cichy śmiech i po chwili wstałam z ławki, czując jak zbiera się we mnie fala rozbawienia tą sytuacją. Poczułam jak chłopak podnosi głowę.

Dylan? Ariana?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty