*Kilka dni wcześniej*
Każda osoba co mnie zna, wie jaki jestem.
Groźny i zabójczy. Nazywają mnie Sicario, nie, nie dlatego, że jestem
zabójcą, po prostu walczę za pieniądze i po moich przeciwnikach nie ma
nic, nie ma litości dla nikogo co stanie mi na drodze. Ale jest coś
jeszcze co różni mnie od innych... tych zwyczajnych. Nie będę się
zagłębiał, nie jest to istotne.
Pewnego dnia przyszło do mnie
dwóch facetów. Mówili, że wiedzą kim jestem i mogą mi pomóc. Skończyli
prawie tak jak każdy. Z obitą i zakrwawioną mordą. Nie potrzebuje
pomocy. Z czasem zjawiało się ich więcej i więcej. Byli natrętni i każdy
kończył tak samo. Do czasu, aż dałem się złapać w pułapkę. Niejaka pani
Margaret Hersey, naukowiec z jak to nazwała ośrodka dla takich jak ja.
Niestety uległem jej kobiecym wdziękom i dałem się złapać. Złapać? To
złe określenie. Uśpić jak zwierzę, pasuje idealnie. Obudziłem się
dopiero w jakimś helikopterze. Mówili, że za chwilę lądujemy. Z chęcią
bym im wtedy przywalił, ale będąc przypięty do jakiś noszy nie miałem
możliwości. Całe szczęście dla nich.
Gdy już wylądowaliśmy,
zabrali mnie do jakiegoś laboratorium i zaczęli badać. Każdy co tu
trafił raczej wie, że przyjemne one nie są. Wtedy obiecałem sobie, że
nigdy nie wymuszą na mnie posłuszeństwa. Wszczepili mi jakiś nadajnik
jak zwierzęciu. Przedstawili zasady panujące tutaj. I na koniec dali mi
"wolność". Raczej w takim miejscu nią bym nie nazwał. Nic innego mi nie
pozostało jak pokazać kto tu rządzi. Zaraz po tym jak moja druga ręka
została wolna, rzuciłem się na jednego z pięściami i zacząłem go tłuc.
Wylądował na ziemi. Pewnie wylądował by na stole operacyjnym, ale znowu
ta sama pani "naukowiec" mnie powstrzymała. Znowu mi coś wstrzyknęła.
Ten sam środek co wcześniej. Znów zrobiłem się senny. Opadłem na kolana.
-Zabiję Cię. - wydobyłem resztkami z ust i padłem nieprzytomny.
*Teraz*
Obudziłem
się w jakimś pokoju. Nie wiem czy minął jeden dzień czy kilka, ale wiem
jedno. Byłem cholernie głodny. Wstałem z łóżka i rozejrzałem się po tym
małym pomieszczeniu. Na biurku dostrzegłem karteczkę, a raczej mapę z
rozpisem pomieszczeń w budynku. Była tam i stołówka. Czyli tam mam się
teraz udać. Obracając się w stronę drzwi dostrzegłem lustro. Miałem na
sobie inne ciuchy niż gdy mnie tu przytargali. Problem w tym, że to były
moje ciuchy, te które miałem w swoim mieszkaniu. Pewnie zabrali
wszystko. Pieprzone skurwiele. Udałem się w miejsce obrane za mój
dzisiejszy cel. Dziwne nikogo nie spotkałem na korytarzu. Tak jakoś tu
pusto. Lepiej dla nich. W tej jak to nazwali stołówce też nikogo nie
było. Ale za to pełno żarcia. Nałożyłem porządną porcje tych nazwijmy to
"specjałów". Nawet mnie wtedy to nie interesowało. Byłem tylko głodny i
groźny. Wszystko było by w porządku gdyby nie to co przerwało ten
spokój. Nagle do pomieszczenia wbiegła jakaś postać. Dokładnie to
drobnej postury laska. Stanęła na środku i rozglądała się z
przerażeniem. Gdy mnie dostrzegła podbiegła do mnie.
-Proszę pomóż mi. Chcą mnie ukarać. - mówiła łapiąc co chwile wdech.
Przemilczałem to...
-Nie mam gdzie się teraz ukryć. - złapała mnie za bark.
Nadal
milczałem i starałem się jeść dalej. Wtedy na stołówkę wszedł jakiś
typek. Po stroju było widać, że jest jednym z tych co nas tu trzymają.
Podszedł do nas po czym złapał dziewczynę za rękę i zaczął ją wyciągać z
pomieszczenia.
-Proszę zrób coś! - posyłała w moją stronę.
-Zamknij
się, zbyt się ten gnojek boi, by Ci pomóc. - uświadamiał ją, że nic z
tego. I pewnie by tak było gdyby nie jego słowa. Wstałem i szybko
złapałem go za nadgarstek dłoni co trzymał nią dziewczynę.
-Puszczaj.
- powiedziałem i ścisnąłem tak by poluźnił uścisk. Zadziałało. Puścił
ją, a ja stanąłem pomiędzy nimi i spoglądałem na faceta nadal go
trzymając. Szybko złapał za krótkofalówkę i wezwał pomoc. To był błąd
kolego. Odchyliłem się i przywaliłem mu z dyńki w nos. Poszła krew.
Gdyby nie mój uścisk to by upadł, tak to tylko uklęknął. Miałem już go
nokautować, lecz wbiegło trzech następnych. I by pewnie skończyli tak
jak kolega, ale nie ma to jak używać paralizatorów. Powalili mnie na
ziemie, po czym znów coś wstrzyknęli usypiającego.
-Do izolatki z
nim, nauczy się. - powiedział jeden z stojących nade mną. Najwidoczniej
zapomnieli o dziewczynie. gdyż kazali się jej wynosić, a ja ostatkami
zobaczyłem tylko jak wybiega. Obudziłem się dopiero w jakimś całkiem
białym pomieszczeniu dwa na dwa metry.
<Caroline? No to ten tego dobry ;3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz