sobota, 4 lutego 2017

Od Ethian'a

*Kilka dni wcześniej*

Każda osoba co mnie zna, wie jaki jestem. Groźny i zabójczy. Nazywają mnie Sicario, nie, nie dlatego, że jestem zabójcą, po prostu walczę za pieniądze i po moich przeciwnikach nie ma nic, nie ma litości dla nikogo co stanie mi na drodze. Ale jest coś jeszcze co różni mnie od innych... tych zwyczajnych. Nie będę się zagłębiał, nie jest to istotne.
Pewnego dnia przyszło do mnie dwóch facetów. Mówili, że wiedzą kim jestem i mogą mi pomóc. Skończyli prawie tak jak każdy. Z obitą i zakrwawioną mordą. Nie potrzebuje pomocy. Z czasem zjawiało się ich więcej i więcej. Byli natrętni i każdy kończył tak samo. Do czasu, aż dałem się złapać w pułapkę. Niejaka pani Margaret Hersey, naukowiec z jak to nazwała ośrodka dla takich jak ja. Niestety uległem jej kobiecym wdziękom i dałem się złapać. Złapać? To złe określenie. Uśpić jak zwierzę, pasuje idealnie. Obudziłem się dopiero w jakimś helikopterze. Mówili, że za chwilę lądujemy. Z chęcią bym im wtedy przywalił, ale będąc przypięty do jakiś noszy nie miałem możliwości. Całe szczęście dla nich.
Gdy już wylądowaliśmy, zabrali mnie do jakiegoś laboratorium i zaczęli badać. Każdy co tu trafił raczej wie, że przyjemne one nie są. Wtedy obiecałem sobie, że nigdy nie wymuszą na mnie posłuszeństwa. Wszczepili mi jakiś nadajnik jak zwierzęciu. Przedstawili zasady panujące tutaj. I na koniec dali mi "wolność". Raczej w takim miejscu nią bym nie nazwał. Nic innego mi nie pozostało jak pokazać kto tu rządzi. Zaraz po tym jak moja druga ręka została wolna, rzuciłem się na jednego z pięściami i zacząłem go tłuc. Wylądował na ziemi. Pewnie wylądował by na stole operacyjnym, ale znowu ta sama pani "naukowiec" mnie powstrzymała. Znowu mi coś wstrzyknęła. Ten sam środek co wcześniej. Znów zrobiłem się senny. Opadłem na kolana.
-Zabiję Cię. - wydobyłem resztkami z ust i padłem nieprzytomny.

*Teraz*

Obudziłem się w jakimś pokoju. Nie wiem czy minął jeden dzień czy kilka, ale wiem jedno. Byłem cholernie głodny. Wstałem z łóżka i rozejrzałem się po tym małym pomieszczeniu. Na biurku dostrzegłem karteczkę, a raczej mapę z rozpisem pomieszczeń w budynku. Była tam i stołówka. Czyli tam mam się teraz udać. Obracając się w stronę drzwi dostrzegłem lustro. Miałem na sobie inne ciuchy niż gdy mnie tu przytargali. Problem w tym, że to były moje ciuchy, te które miałem w swoim mieszkaniu. Pewnie zabrali wszystko. Pieprzone skurwiele. Udałem się w miejsce obrane za mój dzisiejszy cel. Dziwne nikogo nie spotkałem na korytarzu. Tak jakoś tu pusto. Lepiej dla nich. W tej jak to nazwali stołówce też nikogo nie było. Ale za to pełno żarcia. Nałożyłem porządną porcje tych nazwijmy to "specjałów". Nawet mnie wtedy to nie interesowało. Byłem tylko głodny i groźny. Wszystko było by w porządku gdyby nie to co przerwało ten spokój. Nagle do pomieszczenia wbiegła jakaś postać. Dokładnie to drobnej postury laska. Stanęła na środku i rozglądała się z przerażeniem.  Gdy mnie dostrzegła podbiegła do mnie.
-Proszę pomóż mi. Chcą mnie ukarać. - mówiła łapiąc co chwile wdech.
Przemilczałem to...
-Nie mam gdzie się teraz ukryć. - złapała mnie za bark.
Nadal milczałem i starałem się jeść dalej. Wtedy na stołówkę wszedł jakiś typek. Po stroju było widać, że jest jednym z tych co nas tu trzymają. Podszedł do nas po czym złapał dziewczynę za rękę i zaczął ją wyciągać z pomieszczenia.
-Proszę zrób coś! - posyłała w moją stronę.
-Zamknij się, zbyt się ten gnojek boi, by Ci pomóc. - uświadamiał ją, że nic z tego. I pewnie by tak było gdyby nie jego słowa. Wstałem i szybko złapałem go za nadgarstek dłoni co trzymał nią dziewczynę.
-Puszczaj. - powiedziałem i ścisnąłem tak by poluźnił uścisk. Zadziałało. Puścił ją, a ja stanąłem pomiędzy nimi i spoglądałem na faceta nadal go trzymając. Szybko złapał za krótkofalówkę i wezwał pomoc. To był błąd kolego. Odchyliłem się i przywaliłem mu z dyńki w nos. Poszła krew. Gdyby nie mój uścisk to by upadł, tak to tylko uklęknął. Miałem już go nokautować, lecz wbiegło trzech następnych. I by pewnie skończyli tak jak kolega, ale nie ma to jak używać paralizatorów. Powalili mnie na ziemie, po czym znów coś wstrzyknęli usypiającego.
-Do izolatki z nim, nauczy się. - powiedział jeden z stojących nade mną. Najwidoczniej zapomnieli o dziewczynie. gdyż kazali się jej wynosić, a ja ostatkami zobaczyłem tylko jak wybiega. Obudziłem się dopiero w jakimś całkiem białym pomieszczeniu dwa na dwa metry.

<Caroline? No to ten tego dobry ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty