poniedziałek, 27 lutego 2017

Od Ethian'a Cd. Caroline

Powoli, lecz nieubłaganie zbliżał się zmrok. Słońce chowało się za drzewami, niczym dzieci bawiące się w chowanego. Przyszedłem w umówione miejsce, kilka minut przed czasem. Jeśli postanowi nie przyjść, to będę wiedział to od razu. A chwila niepewności, która by była, gdybym się spóźnił nie ma teraz racji bytu. Stałem oparty o jedno z drzew i czekałem. Nie było tak zimno jak ostatnio, wręcz było coraz cieplej. Wiosna już nadchodziła. Wyjąłem paczkę papierosów z wewnętrznej kieszeni kurtki. Otworzyłem ją, by po chwili jednego papierosa z niej wyjąć. Z kieszeni spodni wyjąłem zapalniczkę i przykładając papierosa do ust odpaliłem go. Głębokie zaciągnięcie, chwila przytrzymania dymu w płucach i wypuściłem go spoglądając w niebo, a raczej w to co nie zasłoniły gałęzie. Jeszcze jedno zaciągnięcie i spuściłem głowę. Paczkę i zapalniczkę,  którą jeszcze trzymałem w dłoni, schowałem do kieszeni kurtki.

Niby stoję tu tylko kilka minut, a słońce nadal zachodziło szybko. Zrobiło się już nawet w miarę ciemno. Jedynie żar z papierosa dawał jakiś większy promyk światła. Moment gdy wyrzucałem peta, był też, nazwijmy to sygnałem nadejścia kogoś. Idealne zgranie w czasie. Kroki robiły się coraz głośniejsze, aż w pewnym momencie ucichły. Odwróciłem się w stronę, z której dochodziły i mym oczom ukazała się Caroline i stojąca za nią Charlie. Czyli sama nie chciała tutaj przyjść, ale co ma z tym wspólnego Charlie? Czy to jest na tyle poważne, że musiała z nią przyjść, albo może to jakaś "ochrona" dla niej. Fakt faktem, mogło to być trochę niepokojące, zważywszy, że liczyłem na normalną rozmowę, a nie wiem czemu zapowiada się na coś poważniejszego. Trzeba pokazać, że jest się facetem i wysłuchać, tego co powie. Czyżbym był niepewny teraz? Przecież sam to powiedziałem, by zrobiła to dzisiaj. Ehh... Bierzemy się w garść.
-Jednak przyszłaś, mimo iż nie sama. - stanąłem na wprost dziewczyn, odchodząc od drzewa.
-Tak jak widać, przeszkadza Ci to? - bojowo nastawiona od samego początku.
-Nie, nic takiego nie powiedziałem, zdziwiłem się tylko. - wzruszyłem ramionami.
-Poprosiła mnie, więc jestem. - dodała Charlie.
-Luzik, ale chyba nikogo więcej nie przytargałyście ze sobą?
-Jeśli nikt za nami nie poszedł to nie. - powiedziała Charlie zakrywając usta przed śmiechem.
-Dobra, nieważne, więc wytłumaczysz mi co kieruje tobą? Raz zła, parę minut później chcesz powiedzieć coś na wzór przeprosin, ja tego nie kumam. - zbliżyłem się na odległość kilku kroczków.
-Musisz tak stanowczo i prosto z mostu? - skrzyżowała ręce pod piersiami i uniosła brew.
-Raczej po to tutaj przyszłaś.
-Może tak, może nie. Nie wiesz tego. - odwróciła wzrok.
-Znowu zaczynasz, to samo co wczoraj. - zacisnąłem pięści.
-A przeszkadza Ci to? - groźne spojrzenie powędrowało na mnie.
-Najwidoczniej, nie przyszedłem tutaj by się znów wykłócać. Chciałaś przeprosić, a ja chciałem zrozumieć te zachowanie, po to tutaj teraz jesteśmy.
-Może jest już za późno na to? - okej, czyli znów agresor. Więc po co przytargała tutaj Charlie, skoro tak to ma wyglądać. Szlag by to. Złość we mnie znów wzbierała. Pięści zaciskałem coraz bardziej. Co za kobieta... Nie wytrzymałem, gniew który we mnie się zebrał w te kilka chwil, uszedł w ciągu sekundy na pobliskim drzewie. Uderzenie na tyle mocne, że nagle zapanowała martwa cisza. W tamtym momencie czułem jakbym rozciął rękę, ale mogło mi się to tylko wydawać. Odwróciłem się do nich plecami.
-Nie wiem po co przyprowadziłaś tutaj Charlie, ale jak masz robić takie podchody, to wolę już iść, albo chcesz mi to powiedzieć, albo wystarczyło nie przyjść. - lekkim krokiem zacząłem, ruszyłem przed siebie. Zamknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki oddech. Raczej nie uspokoi, ale obniży ciśnienie.
-Zaczekaj... - zawołała Charlie. Na chwilę przystanąłem. -Powiedz mu coś w końcu, przecież po to tutaj przyszłaś, pomogę Ci. - dodała. Kobiety... No dobra poczekam te kilka sekund, jak nie zacznie pójdę dalej przed siebie. Charlie przykucnęła i zaczęła zbierać śnieg, po czym uformowała go w dwie kulki. Wstała i rzuciła. Jedną oberwałem ja, prosto w twarz, drugą zaś Caroline, we włosy. - To na rozluźnienie tego napięcia między wami. - szeroki uśmiech wskazywał, na zadowolenie z tego co zrobiła.
-Teraz to sobie nagrabiłaś. - pochyliłem się i zebrałem dużą ilość śniegu, formując kulę. Wziąłem zamach i rzuciłem. Zapewne bym trafił, gdyby nie to że zasłoniła się Caroline. Dobrze, że chociaż nie dostała w twarz, tylko w kurtkę.
-Wiesz, że właśnie nie żyjesz. - poważna mina mówiła wszystko.
-Przepraszam, nie chciałem. - uniosłem ręce w geście poddania.
-Mam to gdzieś. - Zebrała pokaźną ilość śniegu i podbiegła wcierając mi ją w twarz. Ani drgnąłem, poczekałem, aż zabierze dłonie. Gdy to zrobiła złapałem ją w pasie i przerzuciłem na bark.
-To teraz moja kolej. - zacząłem kręcić się wokół własnej osi, chwilę później lądując na ziemi. Na tyle łagodnie i spokojnie, by nie zrobić krzywdy Caroline. Puściłem ją, a sam rozłożyłem się obok. Kręciło mi się jeszcze lekko w głowie. Charlie stała z boku i przyglądała się jak matka patrząca na swoje dzieci, bawiące się na całego. Caroline wstała i otrzepała się z białego puchu.
-Dzieciak. - wymamrotała.
-Nie większy niż ty. - odpowiedziałem nie mając zamiaru wstawać. -To jak, powiesz coś chodź trochę? Teraz?
 -Dalej, nie ma co zwlekać. - podpowiadała Charlie.

<Caroline?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty