No dobra. Przyszła, a już samo to było wielkim zdziwieniem, no i może utrapieniem. Siadła obok i zaczęła, a raczej próbowała coś na wzór przeprosin. Chociaż do przeprosin, to było jeszcze daleko. Przynajmniej temu co próbowała powiedzieć. No dobra, pofatygowała się aż tutaj w tak krótkim czasie. Kobiety są naprawdę dziwne i nie do zrozumienia. Ale jak to mi mówili za młodu "nie zrozumiesz, póki sama na to nie pozwoli". Dziadek dobrze prawił. Okej połączmy to wszytko do kupy. Przyszła tu dość szybko, stara się przeprosić na swój dziwny sposób. Ehh... i co ja mam zrobić w takiej sytuacji. Od tak ciśnienie raczej ze mnie nie zejdzie, przecież nikomu nagle teraz nie przywalę. Przywalić? No i mam dobry pomysł.
-Pozwolisz, że o coś zapytam? - przerwałem jedną z jej wypowiedzi.
-No dobra. - odwróciła wzrok i spojrzała przed siebie. Wyglądała tak niewinnie. Dobre pozory.
-Co takiego siedzi w tej twojej głowie, co kryje się za tym wszystkim. Za przeprosinami, za tą sytuacją? - powędrowałem wzrokiem na nią. Lekkie niezrozumienie zagościło na jej twarzy.
-Co masz na myśli?
-Z jednej strony starasz się być miła, z drugiej wkurzasz się o wszystko. Kompletnie nie mogę tego rozgryźć. - wstałem i stanąłem na przeciw niej.
-N.. - przerwałem jej wypowiedź.
-Nie, nie mów mi teraz czy za chwilę, mam o wiele lepszy pomysł.
-Jaki? - uniosła brwi ku zdziwieniu.
-Spotkamy się tutaj jutro koło siedemnastej, jest zima więc będzie już ciemniej, taki wiesz klimat. Powiedzmy,że to wobec pokuty za tą sytuacje. Wtedy porozmawiamy tak jak trzeba, powiesz co się za czym kryje i cokolwiek innego. Stoi?
-A mam inne wyjście?
-Raczej nie, ale możesz nie przyjść. Wszystko zależy od Ciebie, a tym czasem zmywam się. - Odwróciłem się i poszedłem drogą do budynku. Kilka metrów od ławki stał wielki kociak Caroline. Podszedłem bliżej niego.
-Leć do niej byku. - powiedziałem poklepując go po grzbiecie. Pewne kroki w jej stronę sugerowały, że raczej mnie zrozumiał, no dobra to mamy z głowy, teraz pozostaje wybyć do pokoju i coś zjeść, do siedemnastej dużo czasu, a ja nadal nie zjadłem porządnie śniadania. Kiedyś za to od niej oberwę. Kąciki ust uniosły się.
Wróciłem do pokoju. Kurtkę rzuciłem na fotel, a sam wszedłem do łazienki. Złapałem za małe pudełko i wziąłem z niego dwie tabletki przeciwbólowe. Nikt nie powiedział, że te ślady na mych plecach, nie sprawiają bólu. Odłożyłem opakowanie i udałem się z powrotem na stołówkę. Powinno nikogo tam nie być z tych osób z wcześniej, minęło z dobre półtorej godziny. Otworzyłem drzwi i stanąłem w progu. Było parę osób, których wzrok wylądował na mnie. Czyżby wszyscy już wiedzieli? Ehh...
-Na co się gapicie? Nie pasuje wam coś? Zajmijcie się sobą. - wzrok każdego wylądował w posiłku. Sam natomiast podszedłem po porcje i usiadłem w najdalszym rogu z możliwych. Chociaż posiłki mają tutaj dobre. W miarę szybko zjadłem porcję i wróciłem do pokoju. Położyłem się na łóżku i zagapiłem w sufit. W pewnym momencie usnąłem. Następnego dnia koło godziny szesnastej ocknąłem się. Spałem jak zabity. Czas najwyższy się zbierać. Udałem się pod prysznic. Odświeżyć się to podstawa. Kilka minut i po problemie. Ubranie się też nie stanowiło to dla mnie większego problemu. Więc czas wyruszać, lepiej być trochę wcześniej i nie pozwolić damie czekać. Dżentelmen się znalazł... Wyszedłem i udałem się w miejsce docelowe. Zobaczymy czy przyjdzie.
<Caroline?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz