poniedziałek, 13 lutego 2017

Od Ethian'a Cd. Caroline

W momencie, w którym się rozeszliśmy, udałem się do pokoju. Caroline zapewne po kierunku w którym się kierowała, szła na stołówkę. Stanąłem przed drzwiami i wsadziłem w nie klucz. Przekręciłem i otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka, plecak rzuciłem na fotel, a sam położyłem się na łóżku. -W końcu coś wygodnego. - nie miałem zamiaru iść spać. Wolałem przeczekać ten tłum osób i zjeść trochę później. Siedzenie w pokoju do najprzyjemniejszych nie należało. Chociaż było to jedyne miejsce, które mogłem mieć na własność. Chociaż ta własność, to też pod wielkim znakiem zapytania.

 W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Wstałem i podszedłem do nich. Kogo tu przywiało, zapewne ktoś się pomylił, albo Caroline przyszła odebrać swoją "zapłatę" za pomoc. Taa... Oby tylko nie ona. Przynajmniej nie teraz. Otworzyłem drzwi, a przed nimi stało dwóch mężczyzn. Od razu zauważyłem, że są pracownikami tego więzienia. -Czego? - groźnym głosem wydobyło się z mych ust.
-Ostatniej nocy wyszedłeś z pokoju.
-A masz na to jakikolwiek dowód. - zmarszczyłem brwi.
-Twoje okno. - wskazał palcem.
-Przecież ono zawsze jest otwarte barany, nawet na takie coś nie potraficie zwrócić uwagi.
-Przestań zmyślać, wiemy, że to ty.
-A nawet jeśli to co? - przekręciłem lekko głowę.
-To idziesz z nami. - złapał mnie za rękę.
-Puszczaj! - agresja brała górę.
-Zamknij się, idziesz z nami. - przegiął i to dość szybko. Jeżeli mówię, żeby puszczał, to lepiej by tak robił. Wyrwałem dłoń i złapałem go za ubranie, po czym odepchnąłem na ścianę.
-Sam potrafię chodzić. Jeszcze raz mnie tknij, a rozwalę Ci ryj. - byłem poważny. Typek wstał, otrzepał się i wskazał ręką kierunek. - Ciesze się, że rozumiesz.
Udałem się korytarzem aż do samych izolatek. Nie odpuszczali mnie na krok. W oddali zobaczyłem Caroline. Czyli jej też się oberwie.
-Zagoiły Ci się ostatnie rany? Bo dzisiaj nabawisz się kolejnych. - śmieszkowali za moimi plecami. No tak, wyjście równa się kara cielesna. Ehh... I jeszcze oberwie za to ona, no cóż, czas spłacić ten ten dług czy jak to ona sobie go nazwała samemu. Podszedłem do niej i tych osobników. Złapałem jednego za ubranie.
-Czemu chcecie wrzucić ją do izolatki? - uniosłem głos.
-Za wymykanie się w nocy.
-To byłem ja.
-Jej ślady na rękach mówią co innego.
-Mówisz o tych? - wskazałem na jej ręce. -Ja je zrobiłem! - mój wzrok był bezwzględny. W tym czasie dwójka co mnie prowadziła podeszła z zamiarem obezwładnienia mnie. Puściłem tego jednego. I stanąłem bojowo nastawiony, trzymając ją za sobą.
-W porządku, skoro się przyznał, to tylko go wpakujcie. - tego się nie spodziewałem, samej pani Margaret.

<Caroline?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty