sobota, 4 lutego 2017

Od Dylana C.D. Ariany do Carol

Stałem jak wryty. Przed chwilą akcja z Carol, a teraz to? No cholera jasna.
- Mhm - przełknąłem ślinę, żeby nic więcej nie powiedzieć.
- No co?!
- Nic - szepnąłem. Nie byłem wściekły, tylko rozgoryczony. Przed chwilą mogło być tak pięknie.
- Jak on mógł?
- Jak ty mogłaś.
- Co?!
- Nic! - krzyknąłem i podszedłem do okna. Wsadziłem ręce do kieszeni, ale cały się trząsłem. Uspokój się.
- Jesteś taki jak on.
- Tak - odwróciłem się do niej. - Jestem taki jak on! Mnie też można, cholera jasna, zranić! Ty się pierwsza pocieszyłaś z jego perspektywy, rozumiesz?! Jeśli nas widział, to to jest analogiczna sytuacja!
- Nie krzycz...
- Nie mogę, rozumiesz?! Gotuje się we mnie, bo warczę na Carol, żeby się przypadkiem do mnie nie uśmiechnęła, a ty mi tu wpadasz z rykiem, bo on się z kimś całuje! Nie powinno cię to obchodzić!
- A może chcę, żeby mnie obchodziło!  - krzyknęła nagle, a we mnie coś pękło. No tak. Kocha nas obu. Nigdy nie będzie moja. To cholerna utopia... nic więcej. - Dylan, to nie miało tak zabrzmieć.
- Nie miało - prychnąłem. - Ale zabrzmiało.
- Dylan - podeszła do mnie i chciała wziąć za rękę, ale się cofnąłem.
- Ty naprawdę nie potrafisz kochać - szepnąłem. Chciałem ją minąć, ale złapała mnie za rękę, lekko ją odepchnąłem, upadła na fotel. - Nie dotykaj mnie! Nawet nie próbuj!
Wypadłem przez drzwi. Uciekaj Dylan. Uciekaj! Ruszyłem biegiem na dwór. Zaczęło się już robić ciemno. Bardzo dobrze. Wybiegłem na plac przed ośrodkiem i popędziłem w stronę lasu. Kurwa, mnie się czepia, a sama ryczy? Nie jestem głazem, żeby mnie to nie ruszyło. Zapewnia, że mnie kocha, a później okazuje się, że nie do końca.
Odwróciłem się. Nikogo. Zwolniłem kroku. Miałem wrażenie, że postradam zmysły. Nie rozumie mnie. Nigdy nie rozumie.
- Dokąd tak pędzisz? - ktoś siedział na ławce. Paradoksalnie, to była Carol.
- Poszukam jakoś drzewa, zwinę jakiś sznur… wiesz nic ciekawego.
- Masz dymka - wyciągnęła paczkę papierosów. Wziąłem jednego i podpaliłem. - Kłótnia?
- Między mną a Ari to coś nowego.
- Mhm - mruknęła.
- A ty co, w panterę śnieżną się bawisz?
- Coś w tym stylu. Wiesz co? To drzewo to idealny wybór dla ciebie.
- Jak nikt zawsze potrafiłaś mnie pocieszyć - zaśmiałem się. - Za to cię lubiłem.
- Wzruszające.
- Wybitnie - prychnąłem. - A najgorsze w tobie jest to, że jesteś strasznie do mnie podobna. Ohydne.

Ari? Carol?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty