Poczułam w środku ukłucie. Jakby ktoś znienacka wbił mi nóż w brzuch i zostawił żebym się szybko nie wykrwawiła. Nie spojrzałam za Ethianem. Nie miałam najmniejszej ochoty patrzeć na tego idiotę, który myśli, że ma tak źle w życiu. Wlepiłam spojrzenie w blat stołu, próbując wyrównać oddech. Miałam wrażenie, że z każdą chwilą się nasilał, by potem pozostawić wrażenie duszności. Z kamienną miną obdarowałam poszczególne osoby szybkim spojrzeniem i gwałtownie się odwróciłam, nie zważając na ciche wołanie mojego imienia gdzieś z dali.
Wyparowałam ze stołówki, uderzając ramieniem o grupkę ludzi i skierowałam się z powrotem do pokoju, który teraz wydał się moją chwilową ostoją i miejscem wykrzyczenia całej złości. Trzasnęłam drzwiami, kładąc się na podłodze i rozkładając ręce. Teraz nie ukrywałam, że to co usłyszałam zabolało. Dźgnęło gdzieś część mojej duszy, a najbardziej chyba ucierpiała na tym moja duma, która wręcz domagała się rychłej zemsty.
On mi mówi, że ja nie wiem jak to jest czuć ból!? Owszem. Nie byłam na karze cielesnej, bo nie jestem tak głupia żeby tam trafiać praktycznie co dzień, ale do kurwy nędzy...!
Usiadłam z powrotem na tyłek i podkuliłam kolana, mrugając oczami i opierając podbródek o nogi. Niby jestem taka twarda, a pozwalam sobie podskakiwać już drugiej osobie w tym cholernym ośrodku. Kolejna persona, która mówi mi, że zachowuję się jak rozkapryszony bachor. Być może ma rację, ale ja nie prosiłam się o pomoc. Jak taki mądry, to powinien dać mi przeżyć ból fizyczny. Tylko dlaczego do niego nie pójdę i mu tego nie powiem?
NIE. Nie pójdę, bo nie będę się domagała kolejnej kłótni. Obydwoje musimy ochłonąć. I tu już nie chodzi o agresywne zachowanie wobec siebie, bo spokojnie byśmy się pozabijali i po wszystkim. Al raczej o wyrzucenie z siebie cech, które wyczytaliśmy z okładki książki jaką jest nasza osobowość w pierwszym wrażeniu. A ono nie było zbyt dobre.
Wstałam, podchodząc do okna i otwierając je szeroko. Oparłam się łokciami o parapet, kurczowo trzymając w dłoni kuszącą paczkę papierosów, a w drugiej ściskając z całej siły zapalniczkę. Trzęsły mi się ręce, lecz nie z powodu zdenerwowania. Byłam niewyspana, głodna i rozdrażniona. Aż dziwiłam się, że natarczywa migrena nie wraca.
Wzrokiem dosięgnęłam dobrze zbudowaną sylwetkę, idącą wąską leśną ścieżką z rękoma w kieszeni. W pierwszym momencie pomyślałam o tym dupku, ale zaraz przechyliłam głowę na bok, a mój obojętny wzrok jakby przybrał na emocjach.
~Zamierzasz tak gniewać się w nieskończoność? Ignorować i walczyć z myślami? ~ pysk Shivenara przybrał taki wyraz, że miałam wrażenie iż patrzy na mnie drugi człowiek, mentor i przewodnik. Irytujący, aczkolwiek zaradny i pewnie mający rację.
~Ty też uważasz mnie za narcystyczną księżniczkę? ~ prychnęłam arogancko.
~Przecież wiesz, że nie.
~Czyli, że mam zrobić pierwsza krok, wyciągnąć dłoń na zgodę i przyznać się do błędu? ~ wymachnęłam rękoma w energicznym geście, śmiejąc się przy tym.
~Nie rób czegoś czego nie potrafisz ~ moje oczy przystanęły na sylwetce tygrysa.
Kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem i rzuciłam szybkie spojrzenie po krajobrazie z okna. Chwyciłam za kurtkę, którą zarzuciłam na siebie i wyszłam z pokoju. Tygrys trzymał się z daleka, dając mi poczucie przestrzeni, ale również swojej obecności. Równym krokiem wyszłam z budynku, udając się śladem Ethiana. Po co ja to robię to nikt nie wie. Cholerny daemon, czemu on musi zawsze mieć racje...
Chłopaka spotkałam dopiero po chwili spaceru skrajem lasu. Oby ochłonął, bo nie mam ochoty na kolejne spotkanie bohaterów gotowych na obronę swojego ego. Od razu gdy mnie zauważył, spuścił wzrok. Kątem oka widziałam jak przewrócił oczami z głośnym westchnięciem. Uwierz, że ja również nie jestem do tego przekonana. Stanęłam przed nim, wywiercając spojrzeniem ogromną dziurę. Żadne z nas się nie odezwało, oczekując od drugiego reakcji. I doskonale o tym wiedzieliśmy, ale pomimo tego nic się nie działo.
W końcu usiadłam obok niego na ławce. No Caroline. Czas okazać względem niego tą przyjemniejszą stronę. O ile się uda. A potrafisz, bo w końcu nie miałabyś tych kilkoro przyjaciół i byłego chłopaka, heh.
-Nie sprzedają tu tabletek nasennych - skrzywiłam się.
Zmarszczył brwi, przerzucając na mnie swoje spojrzenie.
- O ile cokolwiek tu sprzedają - kontynuowałam z westchnięciem.
-To twoje wytłumaczenie? - jego niski głos rozbiegł się po okolicy.
Parsknęłam śmiechem, bawiąc się palcami.
-Ja się nie muszę z niczego tłumaczyć - pokręciłam głową - Chyba również znasz uczucie gdy duma każe ci nie upadać, a ty jako jej niewolnik jesteś jej posłuszny - odwróciłam się w jego kierunku.
Nie odezwał się. Przewróciłam oczami.
-Oj no domyśl się, że to coś w rodzaju przeprosin - przygryzłam wargi by nic więcej nie mówić.
Uniósł brwi, udając zaskoczonego.
-Przeprosiny za to, że narobiłam rabanu, nic więcej... - musiałam to dopowiedzieć. Nie powstrzymałabym się. Nie mogłabym pozwolić na ujawnienie. To byłaby ogromna strata.
Ethian?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz