piątek, 10 lutego 2017

Od Charlie C.D Leo

Wzdrygnęłam się, kiedy ułożył dłonie na moich biodrach. Chwilę zastanawiałam się w ciszy, lecz po chwili odwróciłam się do niego przodem, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej.  Wbił we mnie swoje zatroskane spojrzenie, przyciągając bliżej własnego ciała.
- Daj buzi. – podsunęłam rękę z siniakiem pod jego usta. Mężczyzna cmoknął zsiniałe miejsce w dwóch miejscach, po czym lekko się uśmiechnął.
- I Już nie boli. – powiedziałam cicho, posyłając mężczyźnie, szczery, szeroki uśmiech. Oparłam podbródek na jego mostku, zadzierając głowę do góry. To było takie komiczne , kiedy usiłował spojrzeć na moją twarz. Końcem końców oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Po głębszym zastanowieniu rozegraliśmy jeszcze jedną partyjkę. Tym razem nie dałam się podejść i uważałam na każdy ruch, co ostatecznie poskutkowało moją wygraną. Po zakończonej grze podeszłam do chłopaka obejmując go. W duszy uśmiechałam się szyderczo, ciesząc się z wygranej jak małe dziecko.
- Może po prostu przyznaj, że jestem lepsza i zapomnimy o sprawie. – zachichotałam, na co chłopak głośno parsknął. Złapał mocno moje biodra po czym posadził mnie na brzegu stołu, wpijając swoje wargi w moje własne. I te ciepło, które zaczynać całe twoje wnętrze.
- Miałeś nie dźwigać Leo. – przejechałam dłonią po miejscu, w którym pod jego koszulką znajdował się opatrunek. – Proszę, uważaj z tym. Po co masz to pogarszać….- wyszeptałam, wlepiając w niego swój wzrok. Opuścił oczy lecz po chwili prawie niezauważalnie pokiwał głową.
- Obiecuję, postaram się nie przemęczać. – wymruczał oplatając mnie swoimi ramionami.

***

Czekałam. Od dziewiątej rano czekałam aż zapuka. Minęła jedna godzina, potem druga, po trzeciej nie wytrzymałam i wyszłam z pokoju. Zmierzyłam pół budynku po czym cichutko zapukałam do drzwi z małą tabliczką „ Alves” nad klamką. Cisza. Ponowiłam ten ruch, lecz drzwi jak były zamknięte, tak pozostały. W jednej chwili miałam nawet ochotę złapać za klamkę i je pchnąć ale niemalże natychmiast odrzuciłam tę myśl. To nie kulturalne. Cofnęłam się parę kroków i przygryzając dolną wargę ruszyłam w kierunku schodów. Parter, wyjście na dwór, kierunek szpital. Pax kazał mi przyjść na kolejną kontrolę. Wchodząc do gabinetu obrzuciłam tylko spojrzeniem wychodzącego, za pewne nowego pomocnika od spraw medycznych. Doktor spojrzał na mnie i wskazał na kozetkę. Za często tu ostatnio przychodzę.
- Jak ręka Carter? – spytał podchodząc bliżej, chwytając gips w obie dłonie.
- Już bym się tego najchętniej pozbyła. – wysyczałam, przypominając sobie jak bardzo swędzi mnie ręka.
- No właśnie tym się dziś zajmiemy. – po tych słowach uśmiech od razu wstąpił na moją twarz. Koniec z gipsem, nareszcie. Przecierpiałam te pół godziny i było po wszystkim. Ręka była nieco sina, lecz po umyciu i założeniu usztywniacza nie wyglądała jakoś strasznie.
- Twoja twarz też się wygoiła, nie ma śladu po żadnym siniaku. – uśmiechnął się, po czym wyjął z szafki malutkie pudełeczko i wcisnął mi je w rękę.
- Adderal co? – mruknęłam spoglądając na etykietkę. Nie myliłam się. Dostałam kolejną, dwutygodniową dawkę leków.
- Tylko nie zapominaj o nim. – odprowadził mnie do drzwi. Całą drogę powrotną marzyłam, że pchnę drzwi od pokoju i on będzie tam na mnie czekał. Cóż, nadzieja matką głupich. W pokoju zastała mnie tylko ruda, leżąca na środku łóżka kulka. Szkoda. Położyłam się na łóżku i czekałam aż zmorzył mnie sen.
Ponownie obudziło mnie mocne pukanie do drzwi. Cholera, kiedy ja zasnęłam? Szybko zlazłam z łóżka, przecierając twarz w drodze do drzwi. Kiedy szarpnęłam za klamkę poczułam nagły przypływ ulgi. To był Leo, choć dobrze nie wyglądał. Zaczął wszystko wyjaśniać, tłumaczyć i przepraszać, a kiedy po raz kolejny powtórzył to samo, chwyciłam go mocno za ramiona.
- Idź do siebie, odpocznij. – powiedziałam stanowczo. Skinął tylko lekko głową. Wtedy też złożyłam pocałunek na jego policzku i tyle żeśmy się widzieli. Kiedy zniknął z zakrętem zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko z kompletnym mętlikiem w głowie.

***

Obserwowałam jak wychodził. Oparta barkiem o drzwi własnego pokoju, przyglądałam się, jak cicho próbuje zamknąć drzwi, na końcu korytarza. To skrzydło kobiece, jest szósta rano, odpowiedź nasuwa się sama. Co to w ogóle miało być. Te wszystkie chwile, pocałunki, przytulanie, to było tylko po to, żeby mnie „zaliczyć” i lecieć z zadartą kiecką do innej? W głębi duszy czułam, że nie mógłby mi tego zrobić, ale oczy podpowiadały kompletnie co innego. W jednej chwili wymieniliśmy spojrzenia. Mimo że stał dobre siedem metrów przede mną, widziałam te ciemne, przenikliwe oczy, które wgapiały się w moją sylwetkę. Z obojętnością wzruszyłam ramionami i przekręciłam kluczyk w drzwiach.
- Nic nie widziałam. – mruknęłam wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Stanęłam przy oknie, przygryzając wargę. Moja samotność nie trwała długo. Po niecałej minucie do pomieszczenia wpadł chłopak, omal co nie wyrzucając drzwi z zawiasów.
- Daj mi wyjaśnić.- zaczął w pośpiechu, biorąc nerwowe oddechy. Podeszłam bliżej, unosząc brwi. Proszę, tłumacz się. Nie dałam mu nawet zacząć. Zbliżyłam się, i nieco ścisnęłam miejsce, w którym znajdowała się jego rana. Syknął zaciskając powieki i niemalże odskakując o krok.
- Dzięki Leo, że powiedziałeś o wylądowaniu w izolatce. O czekaj, chyba zapomniałeś wspomnieć o tak ważnej rzeczy jak pęknięcie szwów.- mruknęłam półszeptem. Nie miałam zamiaru mu robić wyrzutów, nie byłam nawet zła. To była zwykła rozpacz, wypełniająca mnie całą od środka.
- A tam, skąd wychodziłeś to koleżanka tak? – podeszłam z powrotem do okna.
- Charlie, ja…- zaczął nie pewnie. Dawał wrażenie, jakby nie wiedział kompletnie co z siebie wydusić.
- Nie podejrzewam Cię o nic Leo, nie twierdzę też, że tak po prostu dla kaprysu się mną tylko pocieszyłeś, bo to tak nie działa. Ale kurwa… dlaczego tak wszystko na raz? I cholera kocham Cię wiesz? Rozumiesz frajerze? – skierowałam na niego wzrok. – Ale co mam myśleć o tym co właśnie widziałam. -  przysiadłam na krańcu łóżka, splatając palce obu dłoni. Po chwili materac zapadł się również pod ciężarem jednego osobnika.

- Nie jestem zła. – zapewniłam. - Po prostu opowiedz. Mieliśmy sobie pomagać, i mówić sobie o wszystkim, to chyba dobry moment na pierwszą poważniejszą rozmowę. 

Leoś? 
Takie trochę melancholijne to to

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty