Wiedziałem, że ten dwulicowy skurwiel ją skrzywdzi. Od samego początku miałem takie przeczucie ale nikt mnie się nie słuchał. Przecież każdy jest mądrzejszy niż jakiś durny Leo Alves.
Przez słowo nikt mam na myśli Ariane i również przez każdy.
Dziewczyna zaproponowała rozejm. Zgodziłem się, nie mamy po co drzeć kotów. Ja wtedy byłem pijany i zmusiłem ją do uczuć, nie potrzebnie.
Zjebaliśmy to.
Poklepałem ją po ramieniu. Widziałem po jej oczach, że chciała czegoś więcej ale nie teraz..
- Idź już, chyba jest dość późno. Wiesz, jak bym się czuła, gdybyś trafił przeze mnie do izolatki ? - zaśmiała się. Brakowało mi tego śmiechu.
- Jeszcze chwile zostanę. Nie złapią się, nie masz co się martwić.
- Pewien jesteś ?
- Chyba Fenek coś oznacza nie ?
- No dobra, jak chcesz.
- Odpocznij, przyda ci się odpoczynek... kładź się.. - ostatnie dwa słowa powiedziałem nieco ostrzej.
Usiadłem na kanapie i obserwowałem Ariane aż do czasu kiedy zasnęła.
Dlaczego tak zrobiłem ? Nie chce aby zrobiła kolejną głupotę, ja zrobiłem. I co mam z tego ?
Blizny na obu rękach i cholerną ranę, która nie chce się goić.
Gdy byłem pewien, że Ari śpi, pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z pomieszczenia. Była już godzina pierwsza.
Sprawdziłem obie strony. Brak ochrony więc po cichu zacząłem iść do schodów. Muszę dostać się do pokoju. Muszę !
Postawiłem nogę na pierwszym stopniu. Cholerne schody. Skrzypia. Jesli teraz mnie usłyszą to mam przejebane.
Plan był dobry ale wykonanie nie koniecznie.
Jeden z ochrony akurat stanął na górze przy schodach.
Kurwa mać...
Zbiegłem szybko. Chciałem go jakoś oszukać ale na przeciw wyszedł mi drugi
- Gdzie się wybierasz Alves.
- Do siebie ?
- W snach !
Chwile popatrzyłem gdzie mogę zwiać. Nie stali zbyt blisko siebie więc to była moja jedyna szansa.
Lewo, prawo... na zewnątrz i na koniec skok przez okno aby ponownie znaleźć się w budynku.
Gdy tylko stanąłem na podłodze otoczyło mnie trzech typów.
Kurwa mać.. za sobą mam ścianę z oknem ale na zewnątrz jest już ich czterech.
Czy mam co zrobić ? Nie. Co jedynie mogę się poddać, a tego na pewno nie zrobie.
- Zostawcie mnie ! - krzyknąłem kiedy złapali mnie za ręce.
- Alves, wychodzenie po godzinie policyjnej jest zakazane.
- Chuj mnie to kurwa obchodzi. Chciałem iść do pokoju zjeby !
- Godzina minęła.
- Wali mnie to.. walą mnie te wasze zasady !
- Przegiąłeś.
Oberwałem z pięści w brzuch i się zgiąłem.
Ja pierdole.. wyprostowałem się i dalej walczyłem o swoje.
Nie mogli mnie utrzymać. Szarpałem się cały czas, a chciałem tylko wrócić do Charlie, która została u mnie i pewnie się martwi.
Jeden z typków zobaczył plaster i oberwałem prosto w ranę...
Upadłem na kolana...nie dałem rady walczyć dalej.
Sanczes zaczął piszczeć a ja chciałem się jak najszybciej pozbyć się bólu... jednak to był dopiero początek.
- Grozi ci kara cielesna za wyjścia po godzinie i dodatkowo dwadzieścia cztery godziny w izolatce.
Kurwa super...nie odpowiedziałem nic, bo zacinsnąłem zęby.
Nie dość. Boli mnie teraz wszystko i dodatkowo czeka mnie kara cielesna.
Zaprowadzili mnie..hm.. przepraszam zaciągnęli do jakiejś sali. Zdjęli ze mie bluze i koszulkę po czym oberwałem solidnie dwa razy z czegoś w plecy.
Obraz mi się rozmazywał. Nie miałem na nic siły...
- Zaprowadźcie go do izolatki ! - to były ostatnie słowa jakie usłyszałem.
Zemdlałem.
- Alves - ktoś coś do mnie mówił. Znam ten głos.
- Alves - powiedział jeszcze raz.
- Co..co się dzieje ? - mruknąłem otwierając oczy.
- Szwy ci pękły..
Kurwa mać ! Jebany pech... to był Pax. Pewnie jest przysyłany do wszystkich co odbywają karę cielesną.
Mężczyzna wyciągnął stare i zszył rane ponownie.
- Plecy nie wyglądają źle.. będzie dobrze.
- Dzięki..
Lekarz wyszedł z pomieszczenia a ja ubrałem bluze i stanąłem przy szybie.
Cholera pewnie Charlie zastanawia się gdzie jestem i co się dzieje.
Po kilku chwilach mignęła mi Ariana...
<Ari?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz