Zmierzyłam go piorunującym spojrzeniem, próbując wyrwać rękę z jego uścisku. Uśmiechnął się tylko delikatnie na ten widok. Przeklinałam w myślach swój wybór. Po co właściwie tu polazłam...
Chłopak znalazł sobie idealną zabawę, nie zważając na to, że ludzie ośrodka nadal nas szukają. Musiał mieć niezły ubaw, rozdrażniając mnie jeszcze bardziej.
- Nie doceniasz ludzi - mruknęłam, uderzając go nogą w kolano.
Jego mimika twarzy natychmiast się zmieniła. Zgiął się delikatnie, luzując uścisk na nadgarstku. Wykorzystałam okazję i wyrwałam rękę, łapiąc go za koszulę i przewracając do pozycji siedzącej. O wiele wygodniej, gdy przeciwnik jest niższy od ciebie. Natychmiastowo chciał się podnieść, jednak położyłam na jego klatce ręce i przycisnęłam do drzewa. Chociaż nie można tego nazwać wymuszonym przytrzymaniem. Sam oparł się plecami, tym razem sam mierząc mnie swoimi czarnymi oczami. Uniosłam brew, a moje kąciki ust wykrzywiły się w triumfalny uśmiech.
-Potrafię się obronić przed takimi jak ty przy użyciu niewielu sił - puściłam jego koszulę, gładząc ją przy tym. Była zbyt ładna, żeby chodził w pogniecionej. Odeszłam parę kroków do tyłu - Aczkolwiek nie jestem zwolenniczką przemocy.
Mężczyzna prychnął rozbawiony. Sama zaśmiałam się w sobie, odwracając głowę w bok.
Głosy dobiegające spod okien pokojów ucichły, a światła stawały się coraz bledsze, aż w końcu zniknęły. Mogliśmy wywnioskować, że puki co, teren jest bezpieczny.
Ku mojemu zaskoczeniu, Ethian pozostał w pozycji siedzącej. Nie podniósł się, opierając jedną rękę na kolanie, a głowę o drzewo. Spoglądałam na niego kątem oka. Po chwili podniósł oczy,
- Może rozejm? - coś kryło się w nim intrygującego. Totalnie nie pasowały mi te słowa do jego osobowości, którą zdążyłam już w jakiejś części poznać.
- I mówi to ktoś kto rzuca się prawie na każdego, wliczając w to strażników - przewróciłam oczami.
Wzruszył ramionami, nie odpowiadając nic.
- Wolałabym wrócić do pokoju. I tak dostanie mi się od Charlie - zamyśliłam się przez chwilę, otulając się rękoma.
- Całkiem tu wygodnie - przejechał dłonią po ziemi.
- Doprawdy zachęcające - pokiwałam głową, mrużąc oczy.
- To nie ty oberwałaś w kolano.
- Nie wypada być dziewczyn. Tym bardziej takich jak ja - odgarnęłam włosy z policzka, zgrywając się z nim - Jak będę chora to zwalę całą winę na ciebie.
Zmarszczył brwi z delikatnym uśmiechem. Po chwili ciszy wstał i otrzepał się. Ruszyłam w stronę budynku, zastanawiając się jak wrócić z powrotem do pokoju. Nie może być to aż takie trudne. O ile nie zobaczyli dziwnie otwartego okna.
Ethian?
Wisi nad tym opkiem porażka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz