Dziewczyna upadła na ziemie po pewnym czasie gdy złapałem ją za nadgarstek.
Zemdlała, to było bardziej niż oczywiste.
Margaret wezwała ludzi aby ją zabrali.
Chwilę z nią jeszcze porozmawiałem ale i tak nie uzyskałem żadnych wiadomości. A byłem pewny, że ona coś wie więcej na temat dziewczyny, gdyż się tym nie bardzo przejęła gdy padła.
- Alves, wróć do pokoju, tak będzie dla ciebie najlepiej - powiedziała obojętnie kobieta.
Wzruszyłem ramionami i schowałem ręce do kieszeni.
Najwidoczniej nie jestem w żaden sposób potrzebny.
Miałem zamiar iść do siebie ale skręciłem do biblioteki. Musiałem odgonić te myśli...
Cały czas zastanwia mnie sytuacja Danayi. Dopływu krwi jej nie odciąłem i nawet po tym by nie zemdlała. Totalna zagadka.
Posiedziałem tam może pół godziny, dłużej nie wytrzymałem.
Muszę się dowiedzieć o co chodzi z tą dziewczyną.
Zostawiłem książkę na stole. Sprzątnie ją ktoś, ja chce jak najszybciej dotrzeć do skrzydła szpitalnego.
Gdy wszedłem do sali zauważyłem, że nie ma dziewczyny ani jej ubrań. Zmarszczyłem lekko brwi i opuściłem pomieszczenie jak gdyby nigdy nic.
Wyszedłem na zewnątrz. Ławka była pusta. Ruszyłem w stronę lasu. Pierwsze co na myśl mi przyszło to jezioro. Zacząłem biec ale po drodze zauważyłem ją na górce, krórą sam dobrze znam.
- Danaya - powiedziałem dość ostro.
Dziewczyna odwróciła głowe w moją stronę. Nie próbowała uciekać, tylko siedziała w połowie.
- Dlaczego uciekłaś ze szpitala ? - zapytałem.
Ona tylko pokręciła głową. Nie chciała nic mówić.
Wstała i chciała najwidoczniej być sama. O nie...
- Mów o co tu do cholery chodzi... - syknąłem łapiąc ją za ręce.
- Zostaw mnie.
- Powiesz mi prawdę albo sam osobiście zaniose cię do szpitala i powiem, że uciekłaś - warknąłem.
Dziewczyna usiadła ponownie wzięła głębszy wdech i zaczęła mówić...
< Danaya ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz