Kiedy obudziłam się rano i rozejrzałam po pokoju, w oczy rzucił mi się tylko kremowy kształt w moich nogach. A raczej na całym moim łóżku.
- Ej - kopnęłam lekko noga mojego daemon'a - Co się rozwalasz?
Pies podniósł zaspany łeb, obrzucając mnie pełnym oburzenia spojrzeniem w stylu "Czemu spychasz mnie z NASZEGO łóżka?". Roześmiałam się, targając go za uszy. Nie przejmowałam się nieobecnością Leo, na pewno nie był na tyle głupi, żeby wyjść po dwudziestej trzeciej. Spostrzegłam na blacie nieznany mi, czarny kształt. Telefon Leo. Cholerny sklerotyk, teraz się muszę za nim uganiać po całej Strefie. Szybko znalazłam się w łazience, myjąc twarz pod bieżącą wodą. Może to nieco narcystyczne, ale uznałam, że niepotrzebny mi makijaż. Szeroki uśmiech, świadczący o dobrze zaczętym dniu, dostatecznie mnie upiększył. Gdy wyszłam, Daeron trzymał w pysku moją ulubioną koszulkę z Nirvaną i czarne dżinsy.
Po zamknięciu pokoju na klucz, pędem rzuciłam się ku schodom, o mało kogoś nie potrącając.
- Ariana? - usłyszałam znajomy głos
- Hailey? - stanęłam jak wryta
Widziałyśmy się od jej przyjazdu tylko raz, ciągle się wykręcałam, nie chcąc niszczyć szczęścia najlepszej przyjaciółki.
- Leo... - szepnęła - Przyszłam ci powiedzieć, powinnaś wiedzieć...wczoraj ktoś słyszał krzyki na korytarzu, nigdzie go nie ma.
- Nie jestem już z Leo - wydusiłam - Ale dobrze, że mi powiedziałaś. Wciąż mi na tym wariacie zależy.
Jej spojrzenie ewidentnie oznaczało, że jest na mnie odrobinę zła, ale w tym momencie nie miałam czasu do stracenia. Rzuciłam się w kierunku skrzydła prowadzącego do pokoi izolacyjnych.
Przed zejściem na dół zatrzymał mnie wysoki mężczyzna z kaskiem na głowie i paralizatorem przewieszonym u biodra. Widząc Daerona, położył na nim ostrzegawczo dłoń.
- Spokojnie, chcę tylko kogoś zobaczyć... - zaczęłam wyjaśniać, jednocześnie dając gest dogowi, żeby nie wykonywał gwałtownych ruchów.
- Wiesz, co to jest izolatka, dziewczyno? - syknął grubym basem
- Spokojnie, ona jest tu ze mną - ktoś położył mi dłoń na ramieniu
Odwróciłam się, napotykając świdrujące spojrzenie brązowych oczu. Pax.
Bez słowa przeszliśmy na piętro z izolatkami.
- Dziękuję panu, wiem, że może mieć pan problemy...
- Ciszej, Ari. Ściany mają uszy - uśmiechnął się do mnie
Zaczynałam odczuwać niejaką sympatię do tego człowieka, naprawdę.
Doktor był moją przepustką do miejsca pobytu Leo. Kazał mi jednak czekać, a ja domyśliłam się dlaczego...niewiadomo, w jakim stanie jest Leo. Niewiadomo, co mu zrobili. Poczułam przypływ gniewu, Daeron cały się najeżył, groźnie łypiąc okiem na strażników z pałkami.
Po czasie, który wydawał mi się wiecznością, dostałam zezwolenie na rozmowę. Weszłam do szerokiego pomieszczenia, na którego całej długości była szyba, za którą znajdował się skazany.
Siadłam na krześle tuż przed szybą, zostaliśmy sami.
- Coś ty narobił? - westchnęłam
- Przeprasza, złapali mnie...nic mi nie jest. Ile mamy czasu?
- Spokojnie, posiedzę tu z tobą. Zostało ci dwanaście godzin. Mam przepustkę od Paxa...i po części to moja wina - pomachałam mu przed szybą telefonem, uśmiechając się
[Leo? Brak weny ;w;]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz