Otworzyłam usta, świdrując siedzącego na oknie Ethiana. Posłał mi szeroki uśmiech, który przepełniony był pewnością siebie i swojego zwycięstwa.
Cholera! A co tak na prawdę mnie to obchodzi?
-Wydaje mi się, że miałeś siedzieć w moim pokoju, chyba że się mylę? - gdybym mogła zrzucić mężczyznę z okna, nie wahałabym się długo z wyborem.
-Nie dajesz za wygraną, co? - uniósł głowę wyżej.
Po moim trupie. Nie zamierzam być wyśmiana przez kogoś takiego jak on.
-Jestem słowna, a jeśli mówię, że masz zostać tam gdzie jesteś to znaczy, że siedzisz w jednym miejscu przez całą noc - warknęłam wkurzona.
-Na razie - zasalutował i zniknął z moich oczu.
-Baran... - gdybym mogła to wykrzyczałabym to na cały swój głos. Jednak teraz, powiedziałam to szeptem, czując jak jedna strona podpowiada mi powrót do pokoju i całkowitą ignorancję chłopaka. Natomiast druga, według samej mnie ta mniej rozsądna pchała w kierunku postawienia na swoim.
Zacisnęłam dłonie w pięści, przeklinając w duszy siebie za to. Ruszyłam śladem Ethiana, nie zważając na większe niebezpieczeństwo. Czuję, że będzie wściekły. Niestety, niech wie, że ja również nie jestem w nastroju.
-Możesz przestać - usiadłam na parapecie, widząc jak chłopak stoi przy szafie - Nie wiem czy mnie prowokujesz czy nie, ale radzę ci przestać - położyłam stopy na podłodze, nie czując się wcale jak nieproszony gość. Choć mina Ethiana wskazywała na to, że tak jest.
-To ty przestań. Powiedziałem, że nie podporządkuje się nikomu. Ani strażnikom ani tobie - jego ton przybrał na sile z każdym słowem i wydał się stanowczy. Niebezpieczny.
-Nie musisz. Ale nie będziesz robił ze mnie idiotki - złapałam się w biodrach, kręcąc przy tym nerwowo głową.
-Więc po co za mną poszłaś? - nerwowo wzruszył ramionami.
-Już mówiłam - podeszłam bliżej, czując się coraz bardziej niechciana. Mężczyzna w tej chwili wydał się jeszcze bardziej wyższy i władczy niż przez ostatni czas. Jednak i to nie przeszkodziło mi w moich działaniach - Ja również nie lubię odpuszczać, a jak widać... trafił swój na swego. Więc teraz nie obchodzi mnie jak zejdziesz i czy cię złapią. Po prostu zamknij się i wracaj. Aż tak bardzo urazi to twoje wielkie, męskie ego? Bo moje nadal nie naruszone - poczułam jak zaciskam coraz bardziej zęby, mimowolnie. Nigdy się tak nie zachowywałam.
Nie spuściłam jednak oczu, usilnie wpatrując się w jego czarne źrenice. Najwyżej pozabijamy się nawzajem, być może dzięki temu oszczędzimy reszcie świata niepotrzebnych problemów i zaniesiemy konsekwencje ze sobą do grobu. Jeśli śmierć to jedyna ucieczka z tego miejsca to czemu nie?
Obydwoje nie chcemy odpuścić. Silna wola walki czy tylko upartość i głupota? Nie wiem ile trwaliśmy tak w ciszy, ale przerwały ją ciche pomruki Shivenara. Być może to zachowanie to przez to, że byłam od niego tak daleko. Zakuło mnie w klatce piersiowej, jednak moja mina pozostała obojętna. Skupiłam się na Ethianie. Oczekiwałam reakcji. Doskonale o tym wiedział.
Ethian?
Twoje opko dodało mi weny c;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz