sobota, 11 lutego 2017

Od Thomas'a do Jaymes'a


Torsdag

* godzina: 09.27*
Siedziałem w przedziale pociągu wyglądając przez okno, widziałem tylko niekończącą się smugę zieleni. Wally spała spokojnie zwinięta w mała puszystą kulkę na moich kolanach. Wyciągnąłem z kieszeni swój telefon i spojrzałem na godzinę. Westchnąłem cicho. Jechaliśmy dopiero ze dwie godziny, a ja już nie miałem co robić. Wyłączyłem odtwarzaną muzykę po czym schowałem urządzenie wraz ze słuchawkami do torby. Rozejrzałem się po przedziale. Nic szczególnego (i tak widziałem same kontury, więc co się mogę wypowiadać) dziwie ławki, duże okno od mojej lewej i półki na bagaże nad siedzeniami. Na ławce na przeciwko siedział mężczyzna ubrany na czarno, był sporo większy ode mnie i równie umięśniony, chyba nazywał się John.Towarzyszył mi od samych drzwi szpitala. Oczywiście nie widzę go po raz pierwszy, jeździ za mną wszędzie, nie wiem konkretnie czemu. To znaczy, pamietam go od dziecka, kiedy moi rodzice zastępczy go wynajęli. Miałem wtedy osiem lat i od tamtej pory łazi za mną od szpitala do szpitala, a rodziny zastępczej nigdy więcej już nie widziałem, ani nic od nich nie słyszałem od tamtego momentu; chyba dowiedzieli się kim jestem i mnie zostawili, ale nie jestem przybity przez ten fakt.



*godzina: 16.08*
Odłożyłem książkę na "stolik" pod oknem i pogłaskałem Wally po puszystym łebku. Spojrzałem przez okno, zaczynało się już ściemniać. Zaburzało mi w brzuchu, eh, nie jadłem nic od rana. John zasnął podczas mojego czytania, więc wykorzystując chwilę wstałem z miejsca i razem z Wally poszliśmy do wagonu restauracyjnego. Wziąłem sobie gofry i ciepłe kakao po czym zapłaciłem i usiadłem przy jednym z wolnych stolików. Ledwo co spokojnie skończyłem jeść, a do wagonu wpadł John. Nie dał mi nawet nic powiedzieć tylko ciągnąc mnie za koszulkę wepchnął mnie z powrotem do naszego przedziału.
-Co to miało znaczyć?- warknął zabierając mi w tym czasie telefon i przeglądając jego zawartość jakbym był jakimś terrorysta czy czymś podobnym.
-Wyszedłem zjeść, chyba bym nie uciekł nie?- mruknąłem krzyżując ręce na piersi
-No jakoś mi się wydaje, że dokładnie taki miałeś zamiar- słysząc to prychnąłem z pogardą
-Niby jak miałbym to zrobić? Wyskoczyć z pędzącego pociągu przez okno? Czy może wejść na dach i złapać się gałęzi drzewa jak w jakimś filmie? -na tym skończyliśmy rozmowę. Ten oddał mi telefon i już więcej żaden z nas się nie odezwał.

*godzina: 22.54*
Zostałem wyrwany ze snu przez mocne światła. Przetarłem oczy i rozejrzałem się, światła w wagonie są zapalone, a John zaczyna zdejmować bagaże z półek. Spojrzałem przez okno. Zapalone latarnie, z cała pewnością na stacji. Wstałem po czym ubrałem kurtkę, szalik oraz czapkę. Zarzuciłem na plecy plecak po czym chwyciłem za, jak do tej pory podpierającą ścianę, laskę. Pierwotnie biała laska z czerwonym była teraz czarna z białym, nienawidziłem znaczenia tych kolorów dla zwykłego patyka tak bardzo, ze za każdym razem kiedy dostawałem nową musiałem ją przemalować.
Wyszliśmy z pociągu na stacje. Wszyscy ludzie kierowali się na lewo w stronę dworca, tylko my poszliśmy w prawo w głąb lasu. Weszliśmy na małą ścieżkę i szliśmy nią aż natrafiliśmy na samochód. Nim pojechaliśmy do jakiegoś ośrodka. Od razu dostałem swój pokój. Byłem zmęczony i nie wiedząc o co chodzi po prostu położyłem się spać.

Fredag

*godzina: 04.32*
Otworzyłem oczy sądząc, ze to pora obchodu lekarzy. Sięgnąłem po telefon, który leżał na szafce nocnej. Jeszcze dwie godziny.

*godzina: 05.15*
Wally spadła z łóżka budząc mnie przy tym hałasem. Przetarłem oczy i sprawdziłem godzinę gdy ta ponownie wdrapała się na materac. Przewróciłem się na drugi bok i ponownie zasnąłem.

*godzina: 06.24*
Zmęczony sięgnąłem po kubek z wodą stojący na stoliku obok łóżka. Wciąż mam sześć minut spania. Nie mogę się powstrzymać.

.
.
.

*godzina 10.37*
Poderwałem się nagle siadu. Coś było nie tak. Nie zdążyłem się nawet przebrać w świeże ubrania, a ktoś (już zapomniałem imienia) przyszedł wytłumaczyć mi gdzie jestem i z jakiego powodu. Wyjaśnił mi reguły i ogólne sprawy po czym oprowadził mnie po ośrodku.
Bardzo mi się to nie podobało, ale najwyraźniej nic nie mogłem zrobić.
Przebrałem się i zszedłem coś zjeść.

*godzina 15.21*
Postanowiłem wyjść na spacer po lesie, lub jego części. Spacerowałem już od jakiś dziesięciu minut kiedy nagle

BAM

Ktoś wpadł prosto na mnie. Mruknąłem z bólu masując tył głowy, ale najbardziej bolały mnie plecy. Sięgnąłem po swoją laskę, która podsunęła mi Wally.
-Jeez, sorry, nie zauważyłem cię... wszystko w porządku? -gościu podał mi rękę by pomóc mi wstać, która z chęcią przyjąłem
-zdaję sobie sprawę, ze nie było to specjalnie- mruknąłem gdy stałem już pewnie na nogach -ale to nie sprawi, że przestaną mnie boleć plecy...
-No tak...- ten zaśmiał się trochę nerwowo -Nazywam się Jaymes, a ty pewnie jesteś nowy...?
-umh, tak... Thomas Isaac
-heh, używasz dwóch imion na raz?
-Wybacz przyzwyczajenie...
-No dobra, to ma być Thomas Isaac czy samo Thomas?
-Eh, w sumie wolę Isak* lub Thomas, jak kto woli miło mi...-miałem zamiar już odejść z tym okropnym bólem pleców kiedy ten znowu się odezwał
-to może w ramach przeprosin postawię ci herbatę?
Przez chwilę się nie odzywałem
-w sumie to czemu nie- jest zimno i niedługo się ściemni, więc tym bardziej nie będę nic widzieć

*Jest to norweska forma wymowy i pisowni imienia Isaac, którą preferuje znacznie bardziej niż tą angielską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty