Ostatnie kilka dni wyglądało tak samo. Jeden dostawał, kilku
przylatywało, paralizatory i po sprawie. Pieprzone tchórze. Na koniec
jeszcze środek uspokajający i do izolatki. Z czasem środki na
uspokojenie wdały mi się we znaki. Chodziłem jak na prochach. Nawet już
pokazywanie, że nie podporządkuje się było trudne. Co kogoś miałem już
bić, to traciłem siły i musiałem odpuścić. Było tak i tym razem. Gdy
złapałem już typka za koszulkę i unosiłem, złość jakość powiedzmy to ze
mnie wyparowała. Zrobiło mi się słabo. Pewnie ostatnia dawka była
końska. Puściłem go i wyszedłem na korytarz. Lepiej szybko dostać się do
pokoju. Pewnie by to się udało, gdyby czarnowłosa panna nie stanęła mi
na drodze. No tak przez ostatnie dni tylko praktycznie izolatka, więc
nawet nie wiem jak się nazywa. Schowałem dłonie do kieszeni,
zmarszczyłem brwi i wróciłem do poprzedniego tempa chodu, wymijając
dziewczynę.
-Nie wierzę jakim idiotą trzeba być by znowuż wpakować
się na własne życzenie do izolatki. - w tlę usłyszałem jeszcze jej
śmiech.
Zatrzymałem się i pewnie bym coś odpowiedział, ale nagły brak sił wdał się we znaki. Zamknąłem oczy i oparłem się o ścianę.
-Tylko
nie kłam, że znalazłaś się przy nim przypadkiem. - dobiegł mnie głos
drugiej osoby. Szkoda, że moje nogi się ugięły i osunąłem się na ziemie.
-Czy
chcesz czy nie chcesz pomocy, raczej wolałbyś nie trafić po raz kolejny
do izolatki. - dało się usłyszeć głos tej pierwszej stojącej
naprzeciwko mnie.
-A rób co chcesz, i tak się nie podporządkuje. -
jedyne co udało mi się wydusić ochrypniętym głosem. Tak po tych słowach
odpłynąłem. Pieprzone końskie dawki. W pewnym momencie na chwilę się
obudziłem. Byłem wleczony, tylko nie wiem przez kogo.
-Strasznie
ciężki. - powiedziała któraś z wlekących mnie osób. I na tym skończyło
się moje kontaktowanie, gdyż znów urwał mi się film. Ocknąłem się, nie
to złe słowo. Zerwałem się ze snu. Z ciężkim oddechem rozglądałem się po
pomieszczeniu i o dziwo nie była to izolatka, tylko jakiś pokój. W
fotelu siedziała ta sama dziewczyna, co zatarasowała mi drogę. Chyba coś
notowała.
-Musiałeś akurat wstać teraz, przerwałeś mi akurat gdy miałam najlepszy pomysł. - było słychać w jej głosie zażenowanie.
-Nikt Ci nie kazał mnie tu targać, mogli mnie zabrać do izolatki. - odburknąłem nadal się rozglądając.
-Ale nie zabrali. - powiedziała to tak jak by miała mnie zabić.
-W takim razie dziękuje, a teraz wychodzę.
-Jasne leć, tylko jest godzina policyjna. - wzrok jak na idiotę mówił wszystko.
-Nie mam zamiaru się podporządkować.
-Zamknij już tego ryja i leżeć, masz u mnie dług.
-Mówię, że nie prosiłem o to.
-Trudno...
<Caroline? Bosh wymęczyłem to>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz