Moje oczy skierowały się w stronę rudowłosej kobiety, przemierzającej korytarz tak obojętnie jakby nikogo na nim nie było. Mój nadgarstek delikatnie zaczął szczypać, jakby dawał znak, że należałoby stąd iść i zająć się tylko nim. Nie tylko on, ale i Shivenar otarł się o moje nogi, nic nie mówiąc, tylko myślą nakazując na jak najszybszy odwrót. Jednak stałam tam, nie wiedząc czy skupić uwagę na sylwetkach strażników, Ethianie czy na czymkolwiek innym.
~Caroline... - usłyszałam ciche mruknięcie, a potem silny głos mężczyzny, który wskazał dłonią drzwi.
-Możesz wrócić.
-Wal się - warknęłam, czując jak narasta we mnie złość. Odwróciłam się gwałtownie, popychając drzwi i szybkim krokiem ulotniłam się z miejsca. Ruszyłam w kierunku pokoju, totalnie tracąc ochotę na wszystko. Ponowny natłok myśli spowodował niemały ból w mojej głowie, która wręcz zaczęła mi pękać. Nie miałam tabletek, a miałam ochotę przyłożyć sobie broń do skroni i po prostu strzelić. Cholera.
-Co on sobie myśli!? - zatrzasnęłam drzwi, o mało nie przycinając ogona tygrysowi - Nie musi mnie wybawiać z opresji. Nie jestem jaką cholerną księżniczką za jaką wszyscy mnie mają! - zaczęłam się kręcić po pokoju, uświadamiając samą siebie, że sąsiadka obok będzie miała co do słuchania jeśli jest nadal w pokoju.
~Wkurzasz się za to, że poszedł za ciebie? ~ Shivi usiadł przy łóżku, śledząc mnie wzrokiem.
-Nie. A nie byłbyś zdenerwowany gdyby ktoś oddał się za ciebie? - wymachiwałam nerwowo rękami.
Kot nie odezwał się, a ta cisza doprowadzała mnie do jeszcze większego wybuchu. Czemu? Dlaczego zachowuję się jak jakaś psychopatka, przecież nie miało cie to obchodzić. Więc po co te wyrzuty?
-Ja wiem, wiem... - jęknęłam, przewracając się na łóżko i zatrzymując swoje spojrzenie na ścianie - Za dużo tego - tygrys wskoczył do góry, kładąc się obok mnie - Nie zostawię tego tak - mruknęłam.
~Zjesz coś? - daemon spojrzał prosto w moje oczy. Poczułam się jakby cała moja dusza wróciła tylko do jednego ciała. Ale nie mogła. Zresztą nie wyobrażam sobie życia bez niego. Chyba trafiłabym dawno do wariatkowa. O ile już w nim nie byłam.
-Shivi... - położyłam swoją dłoń na głowie tygrys, która spoczywała na moim brzuchu, dając mi przyjemne ciepło - Czemu nie możesz być facetem? Byłbyś wprost idealny.
Tygrys obdarował mnie błagającym spojrzeniem, a jednak kryła się w nim opiekuńczość, którą zawsze odrzucałam. Nie ważne od kogo było ona skierowana.
-Dobra, już się zamykam- prychnęłam, wtulając się w aksamitną jego aksamitną sierść.
*Tydzień później*
Minęło kilka dni, a ja wyzbyłam się wewnętrznych cierpień głowy i nudności. Oraz wyrzutów sumienia, które w tamtym czasie wydawały mi się bezsensowne. Usiadłam przy stoliku, gdzie już siedziało kilka osób. Nadal nie mogłam patrzeć na jedzenie, nawet kawa nie smakowała mi tak dobrze jak poprzednio. Szczerze mówiąc, żyłam tylko na wodzie i suchym prowiancie. Dziękuję ci Boże, że wymyśliłeś takie coś jak tusz do rzęs i przypomniałeś mi o jego zabraniu, bo pewnie wyglądałabym jak żywy trup albo gorzej.
Coś zmusiło mnie do obejrzenia się. Mój wzrok padł na wysokiego bruneta, siedzącego nieopodal. To teraz się wpakowałeś, Ethianie.
Wstałam, przepraszając towarzystwo i podeszłam z kamienną miną do stolika, przy którym siedział chłopak. Usiadłam z impetem kładąc książkę na blat. Podniósł oczy do góry, bez słowa patrząc na mnie.
-Powtarzać nie muszę, że udowodniłeś wtedy swoje kretyństwo do końca. Co ty sobie wtedy myślałeś, co? - nie wiem czy był zaskoczony moim nagłym naskokiem czy też oczekiwał zwykłego dziękuję, a może po prostu zignorowania jego osoby po całym incydencie, ale jedno było pewne. Ja nie odpuszczam.
Ethian?
Wybacz za małe opuźnienie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz