niedziela, 5 lutego 2017

Od Caroline cd. Dylana

Jak widać, nieśpieszno mu było z w wyjściem. Doskonale wiedział jak mnie wkurzyć. Gdybym mogła wypisać plusy i minusy znajomości z tym człowiekiem, zapewne zajęłoby mi to całą kartkę w zeszycie. Wzięłam głęboki wdech, przygryzając wargę. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Widocznie humor z powrotem przybył.
-Nie ma mowy. Mi tak samo nie tęskno za tobą - odwróciłam się, zbierając pozostawione na podłodze rzeczy chłopaka. Zawsze to robił, znałam tylko jeden sposób by skutecznie zmusić go do sprzątania po sobie. Jego kurta przesiąknięta była przyjemnym zapachem perfum. Nie dało się tego nie wyczuć. Rzuciłam nią prosto w niego, posyłając mu przy tym złośliwy uśmiech.
-Potrafisz zranić - złapał się za pierś, udając urażonego.
-Od dawna mi to powtarzasz, nie będąc nawet przy mnie - wzruszyłam ramionami, mimowolnie patrząc na zegarek, który leżał na szafce nocnej i wybijał dokładnie 23:00 - Owszem. Nawet nie wiesz jak mocno wbijam nóż w plecy - pomimo zamiarów aby zabrzmiało to sarkastycznie, moja twarz pozostała obojętna.
Dało się słyszeć ponure mruknięcie i szelest poprawianej poduszki. Zdrajca Shivenar sprawnie skoczył na łóżko, układając się obok chłopaka, który przyjął triumfalną postawę. Po wszystkim porozmawiamy sobie i to dość poważnie.
W tej chwili nie pozostawało mi nic niż próba wyrzucenia siłą chłopaka ze swojego pokoju. Z dokładnym zaznaczeniem, że to próba. Tylko raz udało mi się to zrobić. Zazwyczaj takie akcje kończyły się niepowodzeniem i wygraną Dylana. Nienawidziłam gdy to robił. Grał na mojej dumie i specjalnie przypominał o mojej przegranej samą postawą ciała. Teraz też tak robił. Cokolwiek bym zrobiła, widziałam w nim zadufanego w sobie dupka i zarazem kogoś kto...

-Boże, Caroline... - pokręciłam głową, związując włosy w koka. Poczułam na sobie przenikliwe spojrzenie bruneta.
-Nie tęsknisz za powrotem do Ariany - usiadłam na skraju łóżka, podkulając jedną nogę. Trafiłam w czuły punkt, przez co szala zwycięstwa podniosła się po mojej stronie.
Jego mina spochmurniała. Zawiesił wzrok na jednym punkcie, gdzieś na drugim końcu pokoju.
-Masz przyjemność z szybkiego zniszczenia mi dobrego humoru? - nie dał poznać po sobie słabości, jednak ja widziałam w jego oczach miotające się uczucia, które zamknął głęboko w sobie.
-Jak zawsze. Skoro już zamierzasz spędzić tu noc, rzecz jasna co najwyżej na podłodze - uniosłam do góry brwi - To może opowiesz mi co ciekawego działo się pod moją nieobecność? - świadomość, że będę to ciągła puki nie dowiem się wszystkiego, przygniotła go. Nie miał, prawdę powiedziawszy, żadnego, opcjonalnie dobrego wyjścia.
Zadarł rękę pod poduszkę, układając wygodnie na niej głowę.
-Pokłóciliśmy się, tyle - wzruszył ramieniem, kątem oka patrząc na mnie.
Kiwnąłem z udawanym przekonaniem głowę, czując rozbawienie wewnątrz siebie. Zanim zdążyłam zadać kolejne pytanie, chłopak wtrącił się z nieoczekiwaną dla mnie zmianą tematu i nastroju.
-Czemu zniknęłaś? - jego ton wydał się mi twardy, zarazem stanowczy i domagający się wyjaśnień.
Spojrzałam mu głęboko w oczy. Nigdy nie bałam się tego niebieskiego błysku ani budzącego we wszystkich niepewność spojrzenia. Wiedziałam, że on również czuje ten sam dystans
-Nie muszę z niczego ci się tłumaczyć - warknęłam, kręcąc głową i zacisnęłam mocno wargi. Przypomniałam sobie tamten moment.
-Wręcz przeciwnie - jego źrenice rozszerzyły się, sprawiając wrażenie jeszcze większych oczu niż miał dotychczas. Uśmiechnęłam się do niego bez emocjonalnie - Rzadko to mówię, ale trapiło mnie to przez większość czasu...
-Nie będę niszczyć ci fundamentów, które zbudowałeś od początku - wtrąciłam z nasilonym tonem głosu - Radzę ci dobrze, nie odkopuj trupa puki ci nie pozwolą - oderwałam od niego spojrzenie, czując przy tym chłód. Nie byłam pewna czy to przez uchylone okno czy też to zimno biło od chłopaka.
-Unikałem cię, fakt. Ale teraz, puki mam szansę, chcę mieć wszystko poukładane.
-Nagle chcesz wszystko postawić na swoim miejscu? Nie za późno się za to zabrałeś? - uniosłam się, nie ukrywając rozbawienia.
Zacisnął palce w pięść, a zarys jego szczęki stał się jeszcze bardziej widoczny.
-Dobrze myślisz - kontynuowałam - Nie bez powodu zniknęłam, a ty mnie oceniłeś. Zresztą nie mogłeś się dowiedzieć co wtedy myślałam, bo niestety... nie widziałeś. Byłeś ślepy - mój głos wydał się oskarżający, a głowa zwróciła w kierunku drzwi, przez które było słychać niepokojące trzaski - Jeśli tak bardzo cię to trapi, to powiem ci tylko tyle... Wróciłam. Po wszystkim wróciłam. Widok zabolał - zmrużyłam oczy, natychmiast wstając z łóżka i chwytając świeży ręcznik, ruszyłam w kierunku łazienki.
-Londyn? - zmarszczył czoło.
-Nie wiem. Ale widziałam jak kręcisz się pod domem Ariany. Zawsze towarzyszyła nam, nawet cząstką siebie, gdzieś z boku - otworzyłam białe drzwi, zatrzymując się w przejściu - Chciałam ci wyjaśnić niespodziewaną zmianę w życiu, jednakże zadzwonił telefon. Jej słodki głos rozniósł się w słuchawce. Skoro tak bardzo ją kochałeś i kochasz to czemu zachowujesz się jak tchórz? Nie pozwalasz nikomu się do niej zbliżyć, nawet samemu sobie...
-Ranię ją...
-Nie, Dylan - moje słowa były gwałtowne. Zmusiłam go do rozmowy i mam nadzieję, że do motywacji. Tylko dlaczego przyjęłam to tak... gwałtownie, emocjonalnie? - Tylko przekonujesz się, że ją ranisz. Tak jak wcześniej utwierdzałeś się w fakcie, że ja również nie jestem szczęśliwa. Czemu do cholery nie potrafisz zebrać swojego tyłka? - westchnęłam, odwracając się. Poczułam jak z powrotem wraca wszystko na swoje miejsce. Stara, dobra Caroline. Którą lubię i szanuję.
Zamknęłam za sobą drzwi od łazienki, zostawiając chłopaka na łóżku. Szczerze mówiąc, poczułam... ulgę. Puściłam wodę do wanny.

Dylan?
Taka trochę drama, ale cóż...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty