-Wiesz, że pakujesz się w kolejne kłopoty? - oderwałam swoje usta od jego warg, łapczywie nabierając powietrza- To punkt krytyczny - wymruczałam, przejeżdżając paznokciami po jego plecach. Dokładnie pamiętam każde wcięcie i każdy skurcz jego mięśni.
Nie odpowiedział, tylko przytaknął, zjeżdżając ustami na moją szyję.
Czuję, że zabiorę go ze sobą na dno, pozbawię sumienia i wyrzucę tylko wyrzuty, które od dawna miał. Poznał swojego wroga, za którego mnie teraz uważa. Nie będzie mógł spać ani oddychać. Nie zamierzam do tego doprowadzić, choć tak wiele na to wskazuje.
Powoli zjechałam rękoma po jego bokach, żebrach, chwytając za koszulkę i poszukując nerwowo tych słodkich ust. Przez chwilę ujrzałam jego oczy, w których zalśniły błyskawice. Szalała tam istna burza. Nie wywnioskowałam czy utrzymał świadomość.
Uśmiechnęłam się tajemniczo kącikiem ust, muskając jego podbródek wargami. W jakimś sensie droczyłam się z nim, uciekają swoją twarzą od jego ust. Szybko ściągnęłam z niego koszulkę, kładąc ręce na ramionach i przewracając go na plecy, objęłam go nogami dookoła.
-Nie myśl sobie, że cokolwiek się zmieniło - warknęłam, składając pocałunki na jego torsie.
-Absolutnie nic - odpowiedział, odchylając głowę do tyłu, by zaraz potem objąć mnie w pasie i podnieść się niespodziewanie.

Od zawsze za dużo myślałam w takich sytuacjach, a teraz ze zdenerwowania nie mogłam oddychać. Zadumana we wspomnieniach, gubiąc punkt zaczepienia w szarości, wymykam się, a przynajmniej zamierzam, sprawiedliwości. Psuję mu życie, ma rację. Gdyby tylko mógł oderwać się ode mnie, zapewne wspomniałby o tym. Kiedyś było tam podobieństwo, jakaś iskra, ale nieporozumienie sprawiło, że zaszło to za daleko. Lepiej żeby tak zostało. Stabilnie, jakby nigdy nic.
Odepchnęłam go od siebie, co spotkało się z niezadowoleniem ze strony chłopaka. Otworzył usta z zamiarem zaprzeczenia, lecz ja pokręciłam głową, kładąc opuszek wskazującego palca na jego wargi. Zbliżyłam swoją twarz do jego na tyle blisko, że jego ciepły oddech omotał moją buzię i szyję. Zadrżałam?
-Jeśli robisz to tylko po to żeby się pocieszyć to wiec, że to zły krok - zagroziłam, a moje włosy opadły na dół, gdy chłopak oparł plecy o łóżko. Przytrzymałam jego ręce, odbierając możliwość jakiegokolwiek ruchu. Uwielbiam się zgrywać. Pochyliłam się nad nim. Uśmiechnął się arogancko, nabierając powietrza i podnosząc głowę prosto w stronę moich ust.
Będziesz tego gorzko żałował Dylanie Morgenstern. Tak jak ty, Caroline. Czujesz się zagubiona i rozbita. To nie to co chciałaś. Wyrok się nie zmieni, opuściłaś krawędź brzytwy. Płynęłaś, lecz teraz opadasz na dno, ciągnąc za sobą konsekwencje. Ogromne konsekwencję. Przecież nie chcesz jej skrzywdzić ani zranić. Ona ci nic nie rozbiła. A jednak przyjmujesz porażkę i skazujesz się na te uczucia, które cię nie opuszczą, choć doskonale o tym wiesz. Boisz się, bo przeszłość ciągle cię hamuje, zniekształcając przyszłość. Co chciałaś osiągnąć? Powracają błędy, ciągle powtarzane, a podobno na nich się uczysz. Nie pozwolą ci się wyleczyć...
-Nie pozwolą mi się wyleczyć, bo podpowiadają co jest prawdziwe... - wypowiedziałam do na głos między pocałunkami, delikatnie marszcząc brwi - Dość - oderwałam się się od niego z trudem, czując jakbym samej sobie wbiła ogromny sztylet w brzuch.
Usiadłam na skraju łóżka, ocierając jedyną łzę, spływającą mi z oka. Czarne włosy zasłoniły twarz. Zakręciło mi się w głowie. Wydało mi się, że Dylan siada, patrząc na mnie zdezorientowanym spojrzeniem.
Dylan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz