niedziela, 5 lutego 2017

Od Dylana C.D. Caroline

Czemu? Prychnąłem, kiedy weszła do łazienki. Sam chciałbym wiedzieć. Zawiodłem ją, tego byłem pewny, zdawałem sobie z tego sprawę. Jednak jej zniknięcie było jak wbicie noża w plecy. Usłyszałem szum szumiącej wody. Zlazłem w łóżka, a Shivenar za mną, podszedł do mnie, usiadł obok.
- Nic się nie zmieniła - odparłem.
- A ty owszem.
- Wiem - spojrzałem na moją dłoń.
- Nie myśl o tym - odparł tygrys i uderzył mnie łapą w dłoń. - To nie rozwiązuje problemów.
- Ale je dusi... kochałem ją. Tak byłem ślepy, ale... nie właściwie to nie byłem ślepy, po prostu tak miało być.
- Bzdura.
- Shivenar, ja cię proszę - strzeliłem każdą kostką u obu dłoni, zawsze tak robiłem, kiedy się denerwowałem. - Wiesz jaki jestem.
- Chyba raczej jaki chcesz być.

- Nie rozumiecie! - krzyknąłem nagle. - Ariana, ty, nawet Caroline. Kiedy w wieku ośmiu lat ktoś ci wmawia, że nie masz uczuć i ty jesteś przyczyną śmierci twoich rodziców, to po kilku latach zaczynasz w to wierzyć! Ja zacząłem... a się boję uczuć. Kiedy je mam prosto mnie zranić, prosto mi coś wmówić. To, że kochałem Arianę, nie zmienia tego, że kochałem Caroline. Wciąż je kocham... znaczy tak mi się wydaje. Jednak Carol nigdy nie wygarnęła z dna mojej duszy uczuć. Ariana tak. Dlatego ich obu nienawidzę - tygrys przechylił łeb. - To proste. Po Ari się zranienia nie spodziewałem, a od Carol tak i byłem na to gotowy. Jakby wszystko było na odwrót z tymi uczuciami, to byłoby prościej - dopiero teraz spojrzałem przed siebie. W drzwiach łazienki stała mokra, owinięta ręcznikiem Caroline. Wlepiała we mnie spojrzenie, jakbym był jakimś dziwadłem. - Myć się!
- Nie rozkazuj mi!
- Mała wredna... - urwałem.
- No co? Języka w gębie zabrakło? - zaśmiała się.
- Idiotka! A ja myślałem...
- To nie myśl debilu...
- Suka... - zaczęliśmy sobie przerywać.
- Pierdolony drań...
- Liczyłem, że mnie kochasz i mi pomożesz, parszywa wiedźmo...
- To się przeliczyłeś psie!
- Właśnie piesie! Bo kurwa zdechłbym w tym bidulu, zapomniany przez wszystkich, znienawidzony przez samego siebie, a ty byś palcem nie ruszyła!
- Tak nisko mnie cenisz? - podeszłą szybko do mnie.
- Uważaj, żeby ci ręcznik nie spadł, bo się sępy zlecą.
- Świnia - chciała mi dać w twarz, ale złapałem ją za rękę.
- Jesteś bezsilną dziewczynką, która próbuje podrobić językiem. Jesteś niczym!
- Jak ja jestem niczym, to ty nie istniejesz - zaczęła się szarpać. - To boli! Co za chuj, jeden.
- Zamknij się szmato!
- Sam się zamknij popierdzieleńcu!
- Słuchajcie... - zaczął tygrys.
- Zamknij się! - wydarliśmy się oboje. Spojrzeliśmy na siebie. Jej oczy, takie ciemne, przenikliwe, piękne...
- Nienawidzę cię - warknąłem.
- I vice versa - odparła, a po chwili przyciągnąłem ją do siebie, dłonie zaplotła za moją szyją. Pocałowaliśmy się, na początku delikatnie, ale jedno spojrzenie w oczy wystarczyło, żeby pocałunki stały się mocne, namiętne, łapczywe. Odwróciliśmy się, delikatnie pchnąłem ją na łóżko, położyłem się na niej, zacząłem ponownie całować. - Jesteś najgorszym co mnie spotkało w życiu.
- Cieszy mnie to - wymruczałem, wplątała jedną dłoń w moje włosy, drugą krążyła po moich plecach. Moje natomiast krążyły po jej talii i udach. Nie wiem dlaczego, ale to sprawiało mi dziwną radość. - Zawsze do usług.

Caroline?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty