Kiedy otworzyłam oczy, w pokoju panowała grobowa cisza.
Żadnego chrapania, niczego. Draven poruszył się lekko w moich nogach, po czym
przeturlał się na plecy i poszedł spać dalej. Zeszłam z łóżka, łyknęłam
tabletki i od razu ruszyłam pod prysznic. Nie wiem dlaczego, miałam znakomity
humor. No właśnie, miałam, dopóki nie wyrżnęłam orła na posadzce, po wyjściu z
kabiny. Brawo Charlie, dziesięć punktów dla Gryffindoru. Definitywnie właśnie
załatwiłam sobie tygodniowy ból pleców. Wychodząc z łazienki nałożyłam to co
wpadło mi w ręce. Nawet skarpetki były nie do pary. Wtedy też przysiadłam na
łóżku, i zaczęłam się zastanawiać, jakiego mam w życiu pecha. Przejechałam dłonią po prawej, metalowej
łydce.
- Pech jak sto pięćdziesiąt. –wyszeptałam do siebie,
ruszając delikatnie kolanem. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich
rozpromieniony brunet. Przywitał się, zostawił tackę ze śniadaniem,
wymieniliśmy parę zdań i wyparował. Był
taki miły, dbał o mnie. Dlaczego w środku odczuwałam dziwne uczucie ciepła,
kiedy spoglądałam na niego za każdym razem? Nie wiem. Jedzenia nawet nie
dotknęłam, czułam, że jeśli zjem cokolwiek to zwrócę to momentalnie.
Przejechałam dłonią po twarzy. Wciąż bolało. Dostrzegłam również, że palce w
mojej lewej dłoni strasznie zsiniały. Chyba nie powinno się tak dziać.
Połknęłam jeszcze parę tabletek i biorąc do ręki butelkę z wodą wyszłam na
zewnątrz. W drodze korytarzem zarzuciłam na głowę kaptur, jakby bojąc się, że
ktoś może mnie zobaczyć. Podążałam do szpitala, lecz nie wiem dlaczego moje
nogi postanowiły zabrać mnie pod salę ćwiczeniową. Znany mi wysoki brunet
napinał mięśnie, podciągając się na drążku. Gdy tylko mnie ujrzał podszedł
bliżej. Spojrzałam na jego opatrunek, krzywiąc się w duchu. Jak człowiek może
tak bardzo nie zwracać uwagi na samego siebie? Chciałam mu coś powiedzieć.
Gadka w stylu „ ogarnij się bo coś sobie zrobisz” byłaby jak najbardziej stosowna.
Skarciłam się jednak w środku siebie i byłam gotowa do odejścia, gdyby nie
panda, która wiecznie plątała się pod moimi nogami. Upadek, zirytowanie a potem
pocałunek. Właśnie, pocałunek. Nawet nie wiem jakim cudem znalazłam się na
nogach. To wszystko zadziało się tak szybko, miałam wrażenie, że nie zdążyłam
nawet mrugnąć. A potem zniknął, jak kamień w wodę. Chwilę stałam w miejscu,
próbując uświadomić sobie co się właśnie stało.
Postanowiłam jednak udać się tam, gdzie od początku zmierzałam. Pax na
szczęście stwierdził, że ten paskudny kolor zejdzie. Kamień z serca. Niestety
mężczyzna obdarował mnie kolejną porcją wielkich tabletek. Po wszystkim
chciałam jak najszybciej wrócić do siebie i położyć się do łóżka. Tak też
zrobiłam. Resztę dnia spędziłam w zamknięciu, zastanawiając się co wydarzyło
się tego dnia. Zbyt wiele.
Wyszłam dopiero wieczorem następnego dnia. Ówcześnie ubierając
się w ciepłą bluzę ruszyłam w stronę wielkich drzwi. Kiedy pchnęłam je używając
całej swojej siły, ogromny chłód uderzył w moją twarz. Dzisiejszy wieczór był
wyjątkowo zimny. Podeszłam do ławki i strącając z niej trochę śniegu
przysiadłam na oparciu. Oparłam łokcie na kolanach, a po chwili twarz wsparłam
na dłoniach. Nie minęło pięć minut, a ktoś postanowił się do mnie dosiąść.
Wielka postura zasłoniła światło, które rzucała na moją twarz latarnia. Mimo to, wciąż patrzyłam przed siebie, jakbym
wciąż była sama. Ciepło, które biło od tej osoby, mogło należeć tylko do niego.
- Nie jest Ci zimno..?- spytał cicho, zacierając dłonie.
Pokręciłam lekko głową, chuchając sobie na ręce.
- Jest, ale co za różnica. – mruknęłam wzruszając ramionami.
Nie wiedziałam co powinnam myśleć. To wszystko działo się zbyt szybko. Mężczyzna odchrząknął, prostując plecy.
- Chcesz wiedzieć jak straciłam nogę? – wypaliłam nagle,
strzelając kłykciami.
- Co..?
- Ty mi powiedziałeś rzeczy o których nie lubisz mówić, ja
też powinnam. – mruknęłam nabierając do płuc więcej tlenu. Oparłam podbródek na
złączonych dłoniach i rozpoczęłam historię. – Pewnego dnia, gdzieś na
południowej części Florydy, czwórka ludzi jechała samochodem na imprezę z
okazji zakończenia wakacji. Wiesz, ostatnia klasa, maturzyści robią sobie
potańcówkę. No i tak sobie jadą i jadą prostą drogą, nic się nie dzieje. Śmieją
się, rozmawiają, wspominają zajebiste lato. Nawet nie spodziewają się, że za
chwilę, za zakrętem prosto na czołówkę wyjedzie im dwudziesto tonowy tir.
Jechali nieco szybciej niż powinni, ale pewnie wiesz, jak to jest, droga
hamowania i tak robi swoje. – uwolniłam ręce, które zawiesiłam przed sobą w
powietrzu. Jedna była zaciśnięta w pięść, zaś druga, leżała na płasko. – Połowa
maski zgniotła się jak puszka po coli, a cały tył wybiło do góry, bo ciężarówka
pożarła już przednimi kołami część maski. – zademonstrowałam to dłońmi. Ręce
się spotkały, i dłoń która była na płasko, przywarła pionowo do pięści. – I
kiedy tył był jeszcze uniesiony, samochód, wyjeżdzający z tyłu, zza zakrętu, wbił
się prosto w podwozie tych nastolatków, wybijając ich do góry a tym samym
wgniatając ich tym bardziej w samochód ciężarowy. Resztę zrobiła już
grawitacja. Osobówka opadła na bok i sturlała się prosto w przydrożny rów. –
czułam jak w oczach zbiera mi się woda. – Siedziałam z przodu na miejscu
pasażera – wyszeptałam. – Nigdy nie
zapomnę tych krzyków, czaszki kierowcy, całkowicie wbitej w przednią szybę. Zmarł
na miejscu. Dziewczyna siedząca za nim połamała obie nogi. Najmniej ucierpiał
Tony, siedział za mną. Ja straciłam nogę, miałam obrażenia czaszki i połamane
żebra… Nawet nie wiesz jak to jest, budzisz się w szpitalu, czujesz się dobrze,
chcesz się przejść, odkrywasz koc a tu nagle… i co śmieszniejsze wciąż czujesz
palce… - szybko wytarłam oczy, po czym potarłam ramiona. Momentalnie
zeskoczyłam z ławki nabierając powietrza do płuc. – No to już wiesz.
- Rose, ja..
- Cichaj… Sama chciałam Ci to powiedzieć. – podeszłam bliżej
i złapałam go za rękę. Po czym zaczęłam ją delikatnie ciągnąć. Spojrzał na mnie
pytającym wzrokiem, lecz uległ. Kiedy stanął naprzeciw przytuliłam się do
niego, najmocniej jak potrafiłam. Wszechogarniające ciepło, tylko to czułam w
tej chwili. Oplótł mnie ramionami i staliśmy tak, jak czubki na śniegu. Czułam
się bezpiecznie, ponadto było mi ciepło i przyjemnie. Szybko zaczęła ogarniać
mnie senność. Zachwiałam się lekko. Mężczyzna chyba to wyczuł, bo w jednej
chwili złapał mnie pod kolanami i znalazłam się w powietrzu. Z jednej strony
wolałabym, żeby mnie postawił ale z drugiej.. Po kilku minutach byliśmy już
przed pokojem. Chłopak odchrząknął cicho i zawrócił się pięcie, lecz ja
złapałam go za rękę. Odwrócił się, spoglądając na mnie pytająco. Lekko
pokręciłam głową ciągnąc go ze sobą do środka. Zamknął cicho drzwi. Ja w tym
czasie ściągnęłam buty i walnęłam się na łóżko. Po chwili znów napotkałam jego
pytający wzrok. Poklepałam miejsce obok siebie. Mężczyzna chwilę się wahał,
lecz zaraz leżał już obok.
- Nie idź… - szepnęłam kiedy zwrócił twarz w moim kierunku.
Leo? Zabijam Cię ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz