czwartek, 2 lutego 2017

Od Charlie C.D Leo

Kiedy otworzyłam oczy, w pokoju panowała grobowa cisza. Żadnego chrapania, niczego. Draven poruszył się lekko w moich nogach, po czym przeturlał się na plecy i poszedł spać dalej. Zeszłam z łóżka, łyknęłam tabletki i od razu ruszyłam pod prysznic. Nie wiem dlaczego, miałam znakomity humor. No właśnie, miałam, dopóki nie wyrżnęłam orła na posadzce, po wyjściu z kabiny. Brawo Charlie, dziesięć punktów dla Gryffindoru. Definitywnie właśnie załatwiłam sobie tygodniowy ból pleców. Wychodząc z łazienki nałożyłam to co wpadło mi w ręce. Nawet skarpetki były nie do pary. Wtedy też przysiadłam na łóżku, i zaczęłam się zastanawiać, jakiego mam w życiu pecha.  Przejechałam dłonią po prawej, metalowej łydce.

- Pech jak sto pięćdziesiąt. –wyszeptałam do siebie, ruszając delikatnie kolanem. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich rozpromieniony brunet. Przywitał się, zostawił tackę ze śniadaniem, wymieniliśmy parę zdań i  wyparował. Był taki miły, dbał o mnie. Dlaczego w środku odczuwałam dziwne uczucie ciepła, kiedy spoglądałam na niego za każdym razem? Nie wiem. Jedzenia nawet nie dotknęłam, czułam, że jeśli zjem cokolwiek to zwrócę to momentalnie. Przejechałam dłonią po twarzy. Wciąż bolało. Dostrzegłam również, że palce w mojej lewej dłoni strasznie zsiniały. Chyba nie powinno się tak dziać. Połknęłam jeszcze parę tabletek i biorąc do ręki butelkę z wodą wyszłam na zewnątrz. W drodze korytarzem zarzuciłam na głowę kaptur, jakby bojąc się, że ktoś może mnie zobaczyć. Podążałam do szpitala, lecz nie wiem dlaczego moje nogi postanowiły zabrać mnie pod salę ćwiczeniową. Znany mi wysoki brunet napinał mięśnie, podciągając się na drążku. Gdy tylko mnie ujrzał podszedł bliżej. Spojrzałam na jego opatrunek, krzywiąc się w duchu. Jak człowiek może tak bardzo nie zwracać uwagi na samego siebie? Chciałam mu coś powiedzieć. Gadka w stylu „ ogarnij się bo coś sobie zrobisz” byłaby jak najbardziej stosowna. Skarciłam się jednak w środku siebie i byłam gotowa do odejścia, gdyby nie panda, która wiecznie plątała się pod moimi nogami. Upadek, zirytowanie a potem pocałunek. Właśnie, pocałunek. Nawet nie wiem jakim cudem znalazłam się na nogach. To wszystko zadziało się tak szybko, miałam wrażenie, że nie zdążyłam nawet mrugnąć. A potem zniknął, jak kamień w wodę. Chwilę stałam w miejscu, próbując uświadomić sobie co się właśnie stało.  Postanowiłam jednak udać się tam, gdzie od początku zmierzałam. Pax na szczęście stwierdził, że ten paskudny kolor zejdzie. Kamień z serca. Niestety mężczyzna obdarował mnie kolejną porcją wielkich tabletek. Po wszystkim chciałam jak najszybciej wrócić do siebie i położyć się do łóżka. Tak też zrobiłam. Resztę dnia spędziłam w zamknięciu, zastanawiając się co wydarzyło się tego dnia. Zbyt wiele.
Wyszłam dopiero wieczorem następnego dnia. Ówcześnie ubierając się w ciepłą bluzę ruszyłam w stronę wielkich drzwi. Kiedy pchnęłam je używając całej swojej siły, ogromny chłód uderzył w moją twarz. Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo zimny. Podeszłam do ławki i strącając z niej trochę śniegu przysiadłam na oparciu. Oparłam łokcie na kolanach, a po chwili twarz wsparłam na dłoniach. Nie minęło pięć minut, a ktoś postanowił się do mnie dosiąść. Wielka postura zasłoniła światło, które rzucała na moją twarz latarnia.  Mimo to, wciąż patrzyłam przed siebie, jakbym wciąż była sama. Ciepło, które biło od tej osoby, mogło należeć tylko do niego.
- Nie jest Ci zimno..?- spytał cicho, zacierając dłonie. Pokręciłam lekko głową, chuchając sobie na ręce.
- Jest, ale co za różnica. – mruknęłam wzruszając ramionami. Nie wiedziałam co powinnam myśleć. To wszystko działo się zbyt szybko.  Mężczyzna odchrząknął, prostując plecy.
- Chcesz wiedzieć jak straciłam nogę? – wypaliłam nagle, strzelając kłykciami.
- Co..?
- Ty mi powiedziałeś rzeczy o których nie lubisz mówić, ja też powinnam. – mruknęłam nabierając do płuc więcej tlenu. Oparłam podbródek na złączonych dłoniach i rozpoczęłam historię. – Pewnego dnia, gdzieś na południowej części Florydy, czwórka ludzi jechała samochodem na imprezę z okazji zakończenia wakacji. Wiesz, ostatnia klasa, maturzyści robią sobie potańcówkę. No i tak sobie jadą i jadą prostą drogą, nic się nie dzieje. Śmieją się, rozmawiają, wspominają zajebiste lato. Nawet nie spodziewają się, że za chwilę, za zakrętem prosto na czołówkę wyjedzie im dwudziesto tonowy tir. Jechali nieco szybciej niż powinni, ale pewnie wiesz, jak to jest, droga hamowania i tak robi swoje. – uwolniłam ręce, które zawiesiłam przed sobą w powietrzu. Jedna była zaciśnięta w pięść, zaś druga, leżała na płasko. – Połowa maski zgniotła się jak puszka po coli, a cały tył wybiło do góry, bo ciężarówka pożarła już przednimi kołami część maski. – zademonstrowałam to dłońmi. Ręce się spotkały, i dłoń która była na płasko, przywarła pionowo do pięści. – I kiedy tył był jeszcze uniesiony, samochód, wyjeżdzający z tyłu, zza zakrętu, wbił się prosto w podwozie tych nastolatków, wybijając ich do góry a tym samym wgniatając ich tym bardziej w samochód ciężarowy. Resztę zrobiła już grawitacja. Osobówka opadła na bok i sturlała się prosto w przydrożny rów. – czułam jak w oczach zbiera mi się woda. – Siedziałam z przodu na miejscu pasażera – wyszeptałam.  – Nigdy nie zapomnę tych krzyków, czaszki kierowcy, całkowicie wbitej w przednią szybę. Zmarł na miejscu. Dziewczyna siedząca za nim połamała obie nogi. Najmniej ucierpiał Tony, siedział za mną. Ja straciłam nogę, miałam obrażenia czaszki i połamane żebra… Nawet nie wiesz jak to jest, budzisz się w szpitalu, czujesz się dobrze, chcesz się przejść, odkrywasz koc a tu nagle… i co śmieszniejsze wciąż czujesz palce… - szybko wytarłam oczy, po czym potarłam ramiona. Momentalnie zeskoczyłam z ławki nabierając powietrza do płuc. – No to już wiesz.
- Rose, ja..
- Cichaj… Sama chciałam Ci to powiedzieć. – podeszłam bliżej i złapałam go za rękę. Po czym zaczęłam ją delikatnie ciągnąć. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, lecz uległ. Kiedy stanął naprzeciw przytuliłam się do niego, najmocniej jak potrafiłam. Wszechogarniające ciepło, tylko to czułam w tej chwili. Oplótł mnie ramionami i staliśmy tak, jak czubki na śniegu. Czułam się bezpiecznie, ponadto było mi ciepło i przyjemnie. Szybko zaczęła ogarniać mnie senność. Zachwiałam się lekko. Mężczyzna chyba to wyczuł, bo w jednej chwili złapał mnie pod kolanami i znalazłam się w powietrzu. Z jednej strony wolałabym, żeby mnie postawił ale z drugiej.. Po kilku minutach byliśmy już przed pokojem. Chłopak odchrząknął cicho i zawrócił się pięcie, lecz ja złapałam go za rękę. Odwrócił się, spoglądając na mnie pytająco. Lekko pokręciłam głową ciągnąc go ze sobą do środka. Zamknął cicho drzwi. Ja w tym czasie ściągnęłam buty i walnęłam się na łóżko. Po chwili znów napotkałam jego pytający wzrok. Poklepałam miejsce obok siebie. Mężczyzna chwilę się wahał, lecz zaraz leżał już obok.
- Nie idź… - szepnęłam kiedy zwrócił twarz w moim kierunku. 

Leo? Zabijam Cię ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty