Przez cztery dni nie wychodziłam z pokoju. Siedziałam ciągle w jednym miejscu, gapiąc się przed siebie i płacząc. Nie powinnam tak go oceniać. Wtedy powinnam bardziej go wysłuchać i mu zaufać. Na tym chyba polega bycie z kimś. Na zaufaniu. Prawda?
Wyglądając jak zombie, nareszcie po kilku dniach, wyszłam do ludzi. Na wszystkich patrzałam z obojętnością. Lecz nigdzie nie widziałam znanej mi twarzy, pewnego azjaty. W skrzydle szpitalnym też go było brak, a gdy zapukałam w drzwi jego czterech ścian, nikt mi nie odpowiedział. Wiedziałam, że siedział w swoim pokoju, nie chcąc nikogo wiedzieć. To było zrozumiałe, w końcu ja go zniszczyłam. Po tym czasie, powróciłam do starego życia. Na zewnątrz miałam ubraną „ maskę normalności’’, jednak z dużym dodatkiem obojętności do innych. Jednak w środku panowała pewna pustka. Jakby ktoś odłamał cząstkę mnie, która zmieniała moje życie na lepsze. Ponownie poczułam, że straciłam kogoś bliskiego w swoim życiu. Ponownie zapanował ten ból… Czy warto dalej żyć?
Od całej bezsensownej sprzeczki, minęły trzy tygodnie. Ani razu nie widziałam Jimina, ale czasem czułam na sobie wzrok jego kolegów. Przepełniony goryczą jak i nienawiścią do mojej osoby. Nie dziwię się, w końcu skrzywdziłam Jimina, który był ich przyjacielem. Ponownie historia się powtarza. Gdzie się nie znajdę, tam nabawię się wrogów. Irytujące. Cała szóstka jednak nie podchodziła do mnie, czy nie rozmawiali ze mną. Jednak nie miałam pojęcia, co wydarzy się niedługo…
Siedząc w kącie Sali tanecznej, przyglądałam się poczynania całej grupy. Jedno pomieszczenie, a trochę wspomnień z nią jest. Co jakiś czas czułam na sobie ich wzrok. Siedmiu mężczyzn przeciw mnie, no fajnie. Tak naprawdę miałam wyjebane na całą resztę, chciałam tylko na osobności z nim pogadać. Chciałam go tylko przeprosić i dać mu spokój. Na zawsze. Gdy reszta miała dłuższą przerwę od tańca, podeszłam z wysoko uniesioną głową do Jimina. Z obojętnością spojrzał na mnie… Ai, zabolało.
- Możemy pogadać? – zapytałam, wpatrując się w niego.
- Jeszcze chcesz mnie jakoś nazwać? – mruknął chłodno, wstając z podłogi. Musiałam zadrzeć głowę do góry, gdyż był wyższy ode mnie. – No dawaj, powiedz jakim jestem śmieciem.
- Nie powinnam tego mówić. Nawet nie mam takiego prawa. – powiedziałam, wbijając wzrok w podłogę. – Po prostu emocje nade mną zapanowały.
- Żałosna jesteś. – prychnął. Zaczął iść w stronę swoich przyjaciół. Kretyn!
- Ja jestem żałosna?! – krzyknęłam, zaciskając dłonie w pięści. – Jak byś ty zareagował, jakbym ja ci powiedziała o tym, że ja się tak zachowuje?! Pewnie nazwałbyś mnie, że jestem zwykła suką!
Poczułam na sobie jego wzrok. Jaśnie pan zwrócił na mnie uwagę, słodkie.
- Też byś tak zareagował. – szepnęłam. – Wiele razy mnie oszukano w życiu. Wiele razy przejechałam się po ludziach, bo byłam naiwna. Ale tobie zaufałam. Pokochałam… - westchnęłam, wzdychając ciężko powietrze. – Zareagowałam tak, gdyż bałam się, że będę kolejną laską, którą się bawisz. Ale ja nie jestem naiwna, Jimin. Przepraszam, że tak cię potraktowałam. To było głupie, że poddałam się emocją.
Odwróciłam się do niego plecami, wycierając łzy rękawem bluzy.
- Nie chcę cholernej, jebanej kolejny szansy Jimin. Jak to powiedzieli twoi przyjaciele, oddałeś mi serce, a ja je doszczętnie zniszczyłam. Przepraszam Cię, Jimin… Mimo iż nadal cię kocham… Nie liczę na wybaczenie. Pomyliłeś się co do osoby, którą pokochałeś.
< Jimin? To już koniec, czy co? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz