Gdy mnie puścił, niemal od razu straciłam całą pewność siebie na lodzie, ale czułam się bardziej...komfortowo.
- Okey. To teraz pokaż, co potrafisz - odjechałam od niego, zrobiłam kilka naprawdę ładnych obrotów. - No widzisz, to nie takie trudne
Podjechałam do niego, chcąc się odrobinę popisać. Jego pochwała dodała mi zbytniej pewności siebie. Ale, jak zwykle, obracając się z zamiarem pojechania tyłem, straciłam równowagę. Już szykowałam swoje prawe ramię na nieuchronne spotkanie z lodem, przymknęłam oczy. Nagle czyjeś palce wsunęły mi się pod kolano, a druga złapała mnie w okolicach ramion. Po chwili byłam już jakieś półtora metra nad ziemią. Spojrzałam na mego wybawcę.
- Nie takie trudne? - zapytałam, unosząc jedną brew
- Dlatego tutaj jestem - uśmiechnął się. - Żeby cię zawsze złapać.
Prychnęłam.
- Zacznijmy od tego, że przez Ciebie tu jestem
- Czepiasz się szczegółów
Jedną nogę miałam wolną, machnęłam nią z zamiarem postawienia na ziemi, ale wciąż byłam zbyt wysoko. Dlaczego wszyscy faceci tutaj to takie góry?
- O nie, nie pozwolę ci tu orła wywinąć - powiedział stanowczo.
Wbrew moim protestom, zaczął jechać ze mną na rękach w kierunku brzegu.
I szło mu nawet dobrze. Tyle, że już prawie przy mecie potknął się o coś i wylądowaliśmy w wielkiej zaspie. Dylan był ewidentnie skonsternowany, widząc jego zaczerwienione policzki wybuchnęłam głośnym, nieopanowanym śmiechem.
W czarnych włosach miał puchaty śnieg. Wyciągnęłam więc zmarzniętą dłoń i strzepałam go z jedwabistej czupryny Dylla.
[Dyll?:3]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz