wtorek, 24 stycznia 2017

Od Dylana C.D. Ariany

- Dlaczego do jasnej cholery choć raz nie możesz mnie posłuchać?! - krzyknąłem. Po jej policzkach płynęły łzy, a ja czułem się jak ostatnie ścierwo. Krzyczeć na nią, to jak zmuszać Josha do wzięcia narkotyków, po prostu draństwo. Nie chciałem się tak czuć, ale co mogłem zrobić. Jej tu nie powinno być. Nie przy mnie. Nie teraz.
- Dylan... - mówiła łamiącym się głosem, który łamał mi serce. Boże dlaczego ona musi być taka uparta? - Proszę...
- Nie! Czego w tym nie rozumiesz?! Nie! - objęła się ramionami. Po policzkach płynęły jej łzy, cała drżała, nie patrzyła na mnie, tylko błądziła wzrokiem po śniegu.
- Wszystkiego a chcę zrozumieć...
- Nie potrafiłabyś.
- To co po to wszystko? - kompletnie się rozpłakała. - Po co ten czas razem?
- Bo akurat się napatoczyłaś idiotko - spojrzała na mnie. Wiedziałem, że to ten punkt, ale wcześniej nie mogłem z siebie tego wykrztusić.
W jej oczach widać było tylko ból. Pomarańczowe światło latarni ledwo docierało do niej, wyławiając jej postać z ciemności. To ja byłem tą ciemnością. Przerażający, brutalny, nikczemny, nieczuły, bezlitosny. Ona pojawiła się jak niespodziwny anioł, który niosąc światło, wydobył z mojej czarnej duszy to, co jeszcze można było nazwać Dyllem. Teraz stał przed nią Morgenstern, w całej swojej codziennej naturze. Jej płacz, jedyny na świecie, jaki poruszał moje serce. Taki znany, taki znienawidzony... ona mnie znienawidzi. Zraniłem ją w najokrutniejszy dla niej sposób. Nagle się odwróciła. Tak będzie lepiej. Tak będzie lepiej. Gówno a nie lepiej! Dlaczego mam kurwa być Morgensternem a nie Dyllem? Podbiegłem do niej zanim weszła na schody do ośrodka, mocno ją objąłem.
- Nie chcę żebyś płakała. Kocham cię rozumiesz? Kocham. A ty kochasz jego, dlatego nie zmuszaj mnie do tego żebym na ciebie krzyczał. Nie chcę tego, nie potrafię, bo to rozrywa moje serce na kawałki. Życie to wybór Ariano, a ja wiem, że tylko z nim będziesz szczęśliwia. Wiem to i dlatego nie chcę cię widzieć. Nie chcę za każdym razem myśleć jak by było, gdybyś coś do mnie czuła. Nie chcę udawać, nie chcę. Po prostu nie chcę. Wskoczyłbym za ciebie w ogień, a jeśli ma on oznaczać widzenie cię z innym, zniosę go - odwróciłem ją twarzą do siebie, nie patrzyła na mnie, tylko na swoje buty. - Paradoks, ty się boisz o niego, a ja o ciebie. Dużo w życiu widziałem. Widziałem jak kogoś kochasz. Kochacie się boje, nie udawaj że nie! Idź tam i go sobie weź, a on będzie jak wierny szczeniak, ubóstwiający cię za samą obecność. I nie płacz Ari... - uniosłem jej brodę. Po chwili moje dłonie powędrowały na policzki, wycierając jej łzy. - Nie płacz, bo zwariuję... - spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami, które śniły mi się po nocach. Gdyby teraz jebnęła jakąś bomba atomowa i by nas zmiotło z Ziemi, nie obraziłbym się. To by była piękna śmierć. Po chwili jednak doszedł do mojego mózgu impuls, co ja właściwie robię, a raczej co zamierzam. Odsunąłem się raptownie. - Ja... nie... Boże nie... Zostaw mnie. Zapomnij o mnie. Ja nie istnieję... - odwróciłem się. Chciałem uciekać, ale nie mogłem. Usiadłem na najbliższej ławce. Dlaczego ja muszę być taki popaprany?

Ari?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty