sobota, 21 stycznia 2017

Od Joshuy C.D. Hailey

Odliczała każdy dzień... ja straciłem rachubę czasu zamykając się w pokoju i robiąc codziennie to samo. Ona chciała mnie zobaczyć... ja desperacko chociaż dostać od niej wiadomość. Czy byłem samolubny? Powiedziałbym, że bardziej tchórzem. Nie chciałem na nią spojrzeć, bo moje serce było w strzępach. Nie wie. Nie ma kto jej powiedzieć. Te cholerne rurki uniemożliwiają mi wyduszenie z siebie słowa, jeszcze sobie poczekam aż zacznę gadać. Niech mi ktoś kurwa pomoże! Kiedy miała wyjść, wszedł Pax i ją zatrzymał, oś jej cicho powiedział, a wtedy nagle do pokoju wbiegł Dyll, który skrzętnie ich wyminął.
- Zabije cię debilu, jak jeszcze raz mnie tak nastraszysz - podbiegł i rzucił się na łóżko, bo z trudem zrobiłem mu miejsce. - Ty przystojna mordo moja, żyjesz. Od razu dzień jest piękniejszy. Dymka? - wyciągnął papierosa.
- Nie próbuj tutaj palić! - krzyknął Pax.- A ty gadać czy majstrować przy aparaturze! Niewytrzymanie z nimi tutaj było.
- Niewytrzymanie? - Dylan podniósł się do siadu. - Niewytrzymanie bo było z nim, a tą ślicznotkę wszędzie widział. Jak żyję nigdy go takiego ześwirowanego nie widziałem! - znowu rzucił się na łóżko, a Hailey wyszła. Znowu jej nie ma... Czy znowu ją straciłem? Teraz... akurat teraz... Strasznie nienawidzę siebie. Za ten cholerny impuls, który wpływa na moje życie. Ścisk w dołku i dragi, ścisk w dołku i skok z okna, ścisk w dołku i kompletne załamanie, ścisk w dołku i rozłącznie.... A w międzyczasie miliony sytuacji, w których postąpiłem źle. - Ziemia do Millera! - spojrzałem się na niego. - Boże... znowu? Dlaczego ty się musiałeś zakochać? No co się gapisz? - machnąłem głową w stronę drzwi, to był zły pomysł, wszystko mnie zaczęło boleć. - Co? Aaaaa ty gadać nie możesz! To co mam delikatnie powiedzieć jej, co się tutaj działo, nie tylko od strony medycznej, tak? - pokiwałem głową, ale złapałem go za rękę. - No okey, będę milutki, jak dla Ari - dalej trzymałem go za rękę. Mój wzrok mówił mniej więcej tyle: Dyll jak to zjebiesz, to cię zabiję.
Uśmiechnął się, potargał włosy i wyszedł w podskokach. Zastanawiałem się, czy ze mną tak jest. Bo Dyll miał maskę, która świetnie pasowała do jego wyglądu i poglądów. Zimny anarchista, nożownik, buntownik, a tak naprawdę najzabawniejszy człowiek na świecie, najbardziej skory do realizacji chorych pomysłów, wiecznie szczęśliwy przy najbliższych, niemal nie przestający gadać, jak podłapie temat. A ja? Byłem cholernym egoistą i nadal nim jestem. Jestem wredny, uparty i impulsywny w uczuciach i decyzjach, ale w czynach to już bardziej przemyślane. Długo mi zajęło osiągnięcie tego poziomu rozpaczy i wściekłości, żeby zdecydować się na rozłączenie, ale kiedy do tego doszło reszta była sekundą. Świat to jedna wielka kupa śmiechu, a śmierć, to jedno wielkie coś, co nam pomoże. Nie potrafię określić tego, ale wiem, że po niej jest prościej. Byłem skrzywdzony i krzywdzę. Ale Hailey... Ta mała śliczna istotka uwalnia we mnie tak niezrozumiałe i mi samemu nieznane pokłady dobra, że właściwie sam się zastanawiam jak to możliwe. Ja taki nie jestem. Nigdy nie byłem, a czasem nawet nie potrafię... boję się robić czy niej cokolwiek, bo nie wiem jak zareaguje, a tak bardzo mi na niej zależy. Nigdy o nikogo tak się nie bałem, tak się nie przejmowałem. Nigdy nie byłem tak przerażony na myśl, że kogoś stracę... a teraz sam do tego doprowadziłem?


Hailey?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty