Podciągnęłam się na silnej dłoni mężczyzny i już po chwili
stałam na prostych nogach. Brunet uśmiechnął się lekko, po czym podał pomocną
dłoń mężczyźnie. Stanęłam w bezruchu, aby przypadkiem kolejny raz nie wywinąć
orła. Kiedy Sebastian był już na nogach spojrzał na mnie troskliwym wzrokiem po
czym zapytał.
- Wszystko w porządku?
- Tak, nic mi nie jest. – potarłam zmarznięte dłonie, by po
chwili podnieść je na wysokość twarzy i ogrzać je oddechem. Chłopaki wymienili
wymowne spojrzenia, po czym obaj skierowali swoje oczy na mnie.
- Co? – spytałam podnosząc brew. Hej, przecież nic się nie
stało!
- Masz..robi Ci się.. – zaczął Leo gestykulując coś przy
swojej twarzy, usilnie próbując mi tym coś przekazać. Zmarszczyłam nieco czoło
i potarłam dłonią policzek, na który wskazywał mężczyzna. Dotknięcie wywołało
lekki ból a pod opuszkami palców poczułam lekką opuchliznę.
- Siniak? – otworzyłam oczy nieco szerzej.
- Taki..trochę..mały.. – zaczął Sebastian wyraźnie się
grymasząc.
- Fioletowy. Jak śliwa. – dokończył za niego przyjaciel,
poprzedzając swą wypowiedź skinieniem głowy po czym ręce schował do kieszeni.
Dobra tam! To tylko siniak, ludzie, zaraz zejdzie.
- Może już… - zaczął ponownie Seba, lecz ja, mała siwuska
postanowiłam przeszkodzić mu w wypowiadaniu zdania. Mocno uderzyłam go w pierś
krzycząc „berek” i już po chwili oddaliłam się od chłopaków na dobre kilka
metrów. Tym razem nie patrzyłam pod nogi, jak również nie oglądałam się za
siebie. Chciałam ich trochę oszukać i schowałam się za drzewem, tuż obok brzegu.
Nasłuchiwałam. Chłopaki przez dłuższy czas ganiali się na lodowisku, lecz z
czasem wszystko ucichło. Zaciekawiona wyjrzałam za drzewo. Pustka. Zmarszczyłam
brwi i starałam się odnaleźć znajome mi sylwetki. Nagle, jeden z mężczyzn
złapał mnie za biodra i głośno krzyknął, po czym zaczął się gromko śmiać.
- Miało być w berka, nie w chowanego. – parsknął rozbawiony
Alves, zabierając ręce z mojego ciała. Na jego reakcję sama zareagowałam
śmiechem, pomimo tego, że przed sekundą przeraził mnie do szpiku kości.
- Chodź, teraz bez oszustw. – zaśmiał się ponownie brunet, i
z powrotem wślizgnął się na lodową taflę. Poszłam w jego ślad, chodź trochę
niepewnie. Nagle za ramię tknął mnie drugi z mężczyzn i zaczął uciekać.
- Berek! – krzyknął. No i obaj się rozjechali. Starałam się
za nimi nadgonić, lecz kiedy zbliżałam się do granotowookiego omsknęła mi się
noga i runęłam jak długa na lód. Rozległ się głuchy dźwięk ciężkiego uderzenia
metalem o twarde podłoże. Jeszcze jakieś dwa metry podjechałam na brzuchu,
zanim moje ciało kompletnie się zatrzymało.
- Żyjesz?!.. – usłyszałam nad sobą znany głos. W odpowiedzi
uniosłam tylko kciuk w górę, ale w głębi duszy byłam pewna, że właśnie coś
sobie złamałam, i jest to najprawdopodobniej ręka, aktualnie przygnieciona
ciężarem całego mojego ciała. Cicho jęknęłam, kiedy chłopcy podnosili mnie do
pionu.
- Mówiłam, że nie umiem jeździć… - mruknęłam, wycierając z
policzka samotną łzę. Czułam, że moja lewa ręka wygięła się w nienaturalny
sposób. Z boku usłyszałam tylko pisk Dravena.
Seba? No i kolejna połamana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz