sobota, 21 stycznia 2017

Od Josha C.D. Hailey

Kiedy się obudziłem na krześle obok mojego łóżka siedziała mu mojemu największemu zdziwieniu Ari. Spojrzałem na okno za nią, późna noc. Dziewczyna zauważyła, że się obudziłem i lekko się uśmiechnęła.
- Cześć Josh. Chcę abyś wiedział, że to dla nas wszystkich stresująca sytuacja, ale ja nie się pytać... Lavi jest w klatce, nie chcą jej bez twojej zgody wypuścić. Masz ubrudzone krwią ubranie, więc przyniosłam coś z twojej szafy i położyłam na stoliku - wskazała głową. A ja kiwnąłem głową bo nic innego nie mogłem zrobić. - A i był tutaj Pax i mają ci to wszystko wyjąć... - po tych słowach wszedł lekarz a z nim dwie kobiety. Ari wyszła uśmiechając się na pożegnanie.
- Oj Miller Miller. To co oddychamy? - pokiwałem głową. - Dobrze.
Ból. Dlatego nienawidziłem szpitali. Wyjmują ci z gardła rurkę i już wiesz, że do końca życia im to zapamiętasz. Na szczęście po krótkim piekle przyszło przyjemne uczucie powietrza muskającego moje nozdrza i wypełniającego mnie. Nigdy nie myślałem, że to kiedykolwiek będzie dla mnie takie przyjemne uczucie.
- Niestety wenflon jeszcze zostaje - odparła miło pielęgniarka, a ja się uśmiechnąłem. Mogłem się znowu uśmiechnąć.
- Słuchaj mnie teraz dzieciaku. Po pierwsze bierzesz leki. Po drugie przez najbliższe dwa dni nie mówisz, ale możesz trochę poszeptać, jednak pojedyncze słowa lub króciutkie zdania. Po trzecie nie biegasz, przynajmniej dopóki płuca wrócą na normalny poziom sprawności. Po czwarte zapomnij o paleniu. A... te leki, to zastrzyki. Jasne wszystko? - wlepiłem w niego przerażony wzrok. Strzykawki? Zastrzyki? Boże, nie... nie zrobię sobie zastrzyku. - Co? Strzykawek się boisz? - zaśmiał się i wyszedł, a ja się objąłem rękoma. Boję się tego, co w nich jest.
Z Pax'em minął się Dyll. Usiadł na skraju łóżka, wyjął papierosa i zaczął się nim bawić. Zastanawiałem się kiedy wreszcie pęknie i zacznie gadać.

- Wiesz - zaczyna się. - Ari jakoś milej o tobie mówi. To dobrze. Fajnie w sumie. Nic mi nie chcesz powiedzieć? - zapytał. Czyli to nie będzie potok słów. Pokręciłem głową. - Jesteś uparty. Jak zwykle uparty osioł, którym się muszę zajmować. Jak ja cię nienawidzę za tą cechę - wstał. - Wiesz, Pax mi powiedział, że za jednego dymka tutaj dostanę piękny tydzień w izolatce. A wiesz jak jest... To ja idę. Zapalę sobie, mam się spotkać z Ari, jakiś film czy coś. Widziałem jak stąd wychodziła... może nawet cię polubi wariacie. Jak zaczniesz wreszcie gadać, to weź poślij po mnie, czy coś - wyszedł dalej bawiąc się papierosem. Przyszła chwila ciszy. Nie przepadam za nią. Męczy mnie, wolę jak ktoś do mnie gada lub po prostu jakiś hałas. Podniosłem się do siadu i oparłem o poduszkę. Zacząłem bawić się dłońmi i myśleć. Jak ja będę brał leki? Kto mi je wstrzyknie. No Dylan, ale jeśli nie będzie mógł? Albo złapie mnie atak w nocy? To wszystko jednak nie jest takie proste.
W pewnym momencie drzwi się otworzyły. Stała w nich Hailey, owinięta w koc. Była taka piękna. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak na nią patrzę, chłonę ją jakby to było nasze pierwsze spotkanie. Jej drobna postać tonęła w szarym kocu. Patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Pustym. To najbardziej bolało. Myślałem, że wyjdzie, a ja nic nie zdołam jej powiedzieć, bo nie wiem co, ale po chwili podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju, na wyciągnięcie mojej ręki. Wtedy widziałem, że świat nie istnieje. Jest tylko ona. Objąłem ją ręką pod przodu, obejmowałem cały jej bok. Przysunąłem ją delikatnie bliżej. Drugą ręką odgarnąłem jej z twarzy opadający na czoło kosmyk włosów, wetknąłem jej go za ucho. Delikatnie przesunąłem dłoń na tył jej głowy, z trudem się podniosłem i pocałowałem ją. Strasznie ciężko mi się oddychało. Zetknąłem swoje czoło z jej.
- Nie... - kilka oddechów. - Nie wiem, co ci powiedzieć... - znowu odpoczynek. Mówienie wbrew pozorom jest bardzo trudne. - Ja... ja tak strasz... - kilka oddechów. - Straszliwie tęskniłem... Kocham cię...

Hailey?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty