Dlaczego to zawsze nam dzieją się takie paskudne rzeczy? Jak
nie jedno lub drugie leży w szpitalu i cierpi, to teraz jedno traci pamięć a
drugie łamie kości. Może my po prostu do siebie nie pasujemy. Może los
specjalnie ściąga na nas nieszczęścia by uświadomić nam, że nie jesteśmy dla
siebie „stworzeni”. Może jego amnezja to znak. Sama nie wiem co mam o tym
myśleć. I jeszcze jego słowa „lekarz,
powiedział, że straciłem trochę pamięci, bo przywaliłem podobno głową o
podłogę, więc nie sądzę, żeby to był żart”.
Uderzyła we mnie dziwna fala gorąca, którego nie potrafiłam kontrolować.
Dziewczyno przestań się mazgaić! To nic nie da! W moim wnętrzu toczył się
konflikt samej ze sobą, co powinnam teraz zrobić. Przetarłam mokre policzki po
czym swój wzrok skierowałam z powrotem na chłopaka. Wciąż wgapiał we mnie swoje
duże, ciemne oczy, unosząc brwi.
- Racja, znasz mnie bardzo dobrze. Jesteś moim
najlepszym przyjacielem i chłopakiem… A raczej byłeś nim przed… tym. Wracaliśmy
z kuchni, niosłeś mnie na barana i spadliśmy ze schodów. Tak w wielkim skrócie.
A poza tym to już nie palę. Przestałam kiedy dowiedziałam się, że leżysz w
szpitalu, ale chyba właśnie kończę swój odwyk. – po wypowiedzeniu ostatniego
słowa chłopak nieco wzdrygnął się, co nie uszło mojej uwadze.
- Leżałem w szpitalu? – spytał z zaciekawieniem,
marszcząc nieco brwi. W tym samym momencie syknął cicho, a jego ręka
powędrowała do opatrunku nad okiem.
- Ano leżałeś. Kiedy ja wyjechałam na badania, bo
notabene mam raka, ty się jednym słowem wykończyłeś. Biegałeś, paliłeś,
doprowadziłeś swoje płuca do tragedii. Dlatego masz te bóle w klatce piersiowej
i dlatego musisz przyjmować leki a rana oraz podczas nie daj Boże ataku. Lek
masz..
- W ciemnej szkatułce. – przerwał mi, a jego kąciki
ust nieco się podniosły.
- W ciemnej szkatułce w szafce nocnej, obok łóżka.
Twój kumpel Dylan też taką ma. Tak na wszelki. – o sobie nawet już nie
wspominałam, no bo po co. Skoro nie wie nawet kim jestem, lepiej będzie dla
niego. Nagle, jak na zawołanie, zza rogu wyłoniła się sylwetka wysokiego,
niebieskookiego bruneta. Stanął obok
nas, mierząc mnie swoim lodowatym spojrzeniem.
- Cześć Morgenstern. – wycedziłam sztucznie się
uśmiechając. Jakoś od początku nie przypadliśmy sobie do gustu.
- O’Conner. – skinął głową po czym lekko szarpnął
swojego kolegę za nadgarstek.
- Chodź Joshua, pogadamy sobie. Wystarczająco czasu zabrała Ci już nowa koleżanka.– posłał mi
równie „szczery” uśmiech i już po chwili obaj zniknęli mi z oczu. Bluźniłam pod
nosem na samą siebie. Dlaczego dałam mu tak po prostu odejść? Wiedziałam, że
moje serce wciąż bije tylko dla niego, ale jaki w tym sens skoro.. zapomniał.
- Przed nim dawałaś sobie radę to i teraz jakoś dasz..
– szepnęłam do siebie po czym rozpoczęłam długą wędrówkę do swojego pokoju. Po
drodze spotkałam jedynie Charlie wraz z Leo i Sebastianem. Jak zawsze,
przywitała się, zapytała o dzień, o gips, chwilę pogadałyśmy i każda poszła w
swoją stronę. Nareszcie dotarłam do pokoju, gdzie w końcu mogłam zamknąć za
sobą drzwi i odciąć się od całego świata. Zolin spał po jednej stronie materaca
zwinięty w kłębek. Długo nie zwlekałam by dołączyć do swojego podopiecznego i
pogrążyć się w krainie snów.
***
Kilka następnych dni mijało za szybko. Josha spotkałam raz, na śniadaniu, rzucił
ciche „cześć” i poszedł z Dylanem do swojego stolika. Dlaczego to tak bolało?
Niby powinnam coś zrobić, ale może właśnie tak powinno być? Może to nie był
przypadek, że zapomniał wszystko, co było związane ze mną? Tak będzie dla niego
lepiej. Będzie lepiej. Głupia idiotko, wmawiaj sobie dalej. Te słowa
podpowiadało mi moje rozdarte serce.
***
Siedziałam w
pokoju rozrywki, przed telewizorem, starałam się pobić rekord Sebastiana w „Need
for speed”. Kiedy po raz dziesiąty mi się nie udało wyłączyłam konsolę i
odłożyłam na miejsce pada. Z trudem podreptałam do wyjścia. Ból który
towarzyszył mi z każdym krokiem był trudny do wytrzymania, ale mówi się trudno.
Już byłam przy drzwiach, gdy nagle, oberwałam z nich prosto w nos. Upadłam na
tyłek szybko łapiąc się za bolące miejsce na twarzy. Japierdole! Mam szczęście
jak sto pięćdziesiąt! Po chwili zobaczyłam oprawcę. Serio Josh? Serio?
Josh?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz