Nareszcie nadszedł koniec. Gdy poinformowano mnie, że jutro wracam do
Strefy Zamkniętej, szczęście zaczęło przepełniać mnie całą. Mimo to, że
wiedziałam co może mnie tak spotkać byłam przepełniona tylko radością. To był
mój dom, czekała tam na mnie moja rodzina, a ja czekałam na chwilę, kiedy będę
mogła ich w końcu zobaczyć. Wreszcie zakończą się wszystkie terapie, zabiegi i
badania. Na samą myśl o uwolnienia się z tego szpitalnego piekła, łzy
gromadziły mi się pod powiekami. Ale dlaczego się tak cieszyłam? Czy tęsknota
naprawdę zamaskowała prawdziwą twarz strefy? Zamaskowała śmierć, która czeka na mnie właśnie tam? Te
pytania permanentnie przeszyły mój umysł. W końcu wracam. Wracam do was.
***
Czas w aucie płynął nieubłagalnie.. Charlie spała, z głową
usytuowaną na moich kolanach. Gładziłam ją po srebrnych włosach, przyglądając
się widokowi za szybą. Zastanawiałam się, co czuje. O czym myślała, kiedy
dowiedziała się, że trafia do ośrodka. O czym śni, i jak udaje jej się być tak
spokojną.. Przeniosłam wzrok na fotel obok. W nogach dziewczyny spały Daemon’y,
wtulone w siebie, wyglądały jak dwie pluszowe zabawki. Polubili się podczas
naszego pobytu w szpitalu i mimo że tak bardzo się różnili, nigdy nie
zaistniała między nimi sprzeczka, tak samo jak miedzy mną a siwowłosą. Kto by
pomyślał, że pesymista odnajdzie coś wspólnego z optymistą. Westchnęłam cicho
odchylając głowę do tyłu. Połowa drogi za nami, jeszcze trzy godziny i będziemy
na miejscu. Na tę myśl serce zabiło mi szybciej. Przymknęłam oczy i starałam
się zasnąć, tylko po to, aby czas zleciał szybciej.
***
- Jak dobrze być w domu. – wymruczałam ponownie ziewając. Chciałam ze
szczęścia krzyczeć. Mężczyzna opuścił ręce, po czym zmierzwił moją czuprynę.
Zmarszczyłam nos w grymasie patrząc na niego.
- Tęskniłeś co? – spytałam unosząc brwi, oraz szczerząc zęby.
- Trochę. – mruknął, po czym wywrócił oczami. Cały Pax. Po chwili, gdy
nieco oprzytomniałam rozejrzałam się za bagażami. Mężczyzna wytłumaczył mi, że
zostały one już przeniesione, lecz nie wrócę do starego pokoju. Podobno teraz
potrzebowałam więcej miejsca, dlatego też zagospodarowali dla mnie nowe
pomieszczenie. Kiwnęłam głową, opatulając się jeszcze bardziej kocem.
- Widziałeś Josha może? – spytałam, wzrokiem błądząc po budynku
mieszkalnym, łudząc się, że zaraz dostrzegę chłopaka. Tak bardzo chciałam go
zobaczyć, uczucie tęsknoty rozdzierało moje wnętrze. Zauważając brak
odpowiedzi, skierowałam z powrotem wzrok na mężczyznę. Patrzył w ziemię, co
spowodowało u mnie napływ strachu. Uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy.
Umarł? Poszedł na rozłączenie? Wywieźli go? Setki myśli zaczęły kumulować się w
mojej głowie. Czułam, że za chwilę zacznę płakać.
- No mów! – krzyknęłam kuląc się całkowicie. W końcu, po kilku minutach
milczenia i moim naciskaniu złamał się. Opowiedział mi wszystko. Począwszy od
problemów zdrowotnych chłopaka, po jego zgłoszenie do zabiegu. Osłupiona tymi
wiadomościami, poczułam, że nogi zrobiły mi się jak z waty. Upadłam na tyłek a
łzy same zaczęły płynąć z mych oczu. A więc się poddał? Czy naprawdę okazał się
być tak samolubny, by pójść na pewną śmierć, mając wszystko i wszystkich
dookoła w głębokim poważaniu? A co ze mną? Postanowił, że mnie olać, i ulec
swoim widzimisię ? Utopiłam twarz w dłoniach, ustępując rozdarciu, które
spowodowało napływ kolejnych łez. Tak długo czekałam, odliczałam dni, a on się
po prostu poddał. Moje serce krwawiło i czułam to całą sobą. Wszystkie emocje,
szczęście, złość, przerażenie i zdruzgotanie mieszało się w jedno wielkie nic. Po
kilku minutach otrząsnęłam się. Już nie płakałam, nie krwawiłam wewnętrznie.
Już nie czułam nic. Rękawem przetarłam mokre policzki, po czym wstałam i wolnym
krokiem ruszyłam w stronę szpitala. Nikt za mną nie podążał, i słusznie.
Po chwili siedziałam już przy jego łóżku. Spał, zsiniały, z rurkami tlenowymi
w nosie. Delikatnie trzymałam jego dłoń, przyglądając się dokładniej jego
twarzy. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Chciał iść na śmierć i
tylko to się dla niego liczyło. Tylko dlaczego? Czy naprawdę chciał skończyć ze
sobą, nie zważając na ludzi i otoczenie? Był w stanie zostawić ich wszystkich w
bólu i cierpieniu po takiej stracie, jaką byłaby jego śmierć? Nie rozumiałam
tego. Josh, którego poznałam nadkładał dobro innych ponad swoje, a teraz dowiaduje
się, że okazał się być po prostu samolubnym tchórzem. Nie chciałam tak o nim
myśleć, nie mogłam. Ale czy w takim razie, wszystko co wydarzyło się wcześniej
to było tylko złudzenie i kłamstwa? Zadawałam sobie te pytania przykładając do
ust dłoń chłopaka. Ucałowałam ją delikatnie, wpatrując się w maszyny stojące
obok łóżka. Nagle nabrał do płuc więcej powietrza. Skierowałam nań swój wzrok,
pusty, przepełniony niczym.. Wpatrywał się we mnie, jakbym była jakimś
złudzeniem.
- Cześć.. – wyszeptałam, ponownie składając pocałunek na jego zimnej
dłoni. – Myślałam,
że inaczej to będzie wyglądać jak wrócę… - dodałam po chwili. Głos samoistnie
mi si ę załamywał. Położyłam jego dłoń na materacu, po czym mocniej owinęłam
się kocem. Czułam na sobie jego wzrok. Wbijał we mnie swoje zeszklone oczy,
jakby czegoś oczekiwał. W pewnej chwili, miałam ochotę położyć dłoń na jego
policzku, lecz gdy tylko ją wyciągnęłam, chłopak odsunął głowę, kierując wzrok
w przeciwnym kierunku. Okej. Ponownie schowałam rękę pod koc i spojrzałam w
ziemię.
- Wiesz, głupio wyszło. Jak idiotka
odliczałam każdy dzień. Tak bardzo chciałam Cię zobaczyć, objąć, usłyszeć bicie
twojego serca, tak bliskie mojemu własnemu. Wyobrażałam sobie to kompletnie
inaczej. Myślałam, że wyskoczysz z bloku, ucieszony podbiegniesz do mnie i
porwiesz mnie w ramiona, a potem mi powiesz jak bardzo tęskniłeś i jak mnie
kochasz. Jak w jakimś kiczowatym romansie. Myślałam, że też tego chciałeś, w
końcu się ze mną spotkać. – przełykałam gorzkie łzy, które wodospadami spływały
po moich bladych policzkach. – Nie masz pojęcia co poczułam, gdy Pax mi
powiedział, To było gorsze niż wiadomość o tym, że mam raka, wiesz? Gorsze niż
cokolwiek co mnie kiedykolwiek spotkało. Nie mam zamiaru udzielać Ci wykładu o
moralności, ani pytać jaki miałeś w tym cel. Nawet nie mam zamiaru pytać czy
wciąż mnie kochasz, bo wiesz, teraz sama nie mam pojęcia co mam o tym wszystkim
sądzić. Mam kompletny mętlik, ale cieszę się, że nic Ci nie jest. Wiesz
dlaczego? Bo Cię kocham. Bo oddałam Ci moje serce. – wyszeptałam wycierając
mokrą twarz. Z powrotem skierowałam wzrok na Josha. Wciąż miał odwróconą głowę
w przeciwnym kierunku.- I po co ja się produkuję… -wyszeptałam. Zaraz usłyszałam
za sobą znany, dziewczęcy głos.
- Hailey, wołają Cię. – mruknęła siwa dziewczyna, kładąc rękę na moim
ramieniu. Pokręciłam głową pociągając nosem.
- Jutro przyjdę zobaczyć jak się czujesz. Odpoczywaj.. – szepnęłam, po czym
cmoknęłam go w czubek głowy. Otuliłam się kocem i razem z przyjaciółką odeszłyśmy,
aby obejrzeć moje nowe lokum.
Josh?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz