sobota, 21 stycznia 2017

Od Hailey C.D Josha

Nareszcie nadszedł koniec. Gdy poinformowano mnie, że jutro wracam do Strefy Zamkniętej, szczęście zaczęło przepełniać mnie całą. Mimo to, że wiedziałam co może mnie tak spotkać byłam przepełniona tylko radością. To był mój dom, czekała tam na mnie moja rodzina, a ja czekałam na chwilę, kiedy będę mogła ich w końcu zobaczyć. Wreszcie zakończą się wszystkie terapie, zabiegi i badania. Na samą myśl o uwolnienia się z tego szpitalnego piekła, łzy gromadziły mi się pod powiekami. Ale dlaczego się tak cieszyłam? Czy tęsknota naprawdę zamaskowała prawdziwą twarz strefy? Zamaskowała  śmierć, która czeka na mnie właśnie tam? Te pytania permanentnie przeszyły mój umysł. W końcu wracam. Wracam do was.

 ***

Czas w aucie płynął  nieubłagalnie.. Charlie spała, z głową usytuowaną na moich kolanach. Gładziłam ją po srebrnych włosach, przyglądając się widokowi za szybą. Zastanawiałam się, co czuje. O czym myślała, kiedy dowiedziała się, że trafia do ośrodka. O czym śni, i jak udaje jej się być tak spokojną.. Przeniosłam wzrok na fotel obok. W nogach dziewczyny spały Daemon’y, wtulone w siebie, wyglądały jak dwie pluszowe zabawki. Polubili się podczas naszego pobytu w szpitalu i mimo że tak bardzo się różnili, nigdy nie zaistniała między nimi sprzeczka, tak samo jak miedzy mną a siwowłosą. Kto by pomyślał, że pesymista odnajdzie coś wspólnego z optymistą. Westchnęłam cicho odchylając głowę do tyłu. Połowa drogi za nami, jeszcze trzy godziny i będziemy na miejscu. Na tę myśl serce zabiło mi szybciej. Przymknęłam oczy i starałam się zasnąć, tylko po to, aby czas zleciał szybciej.

***
 Obudził mnie czyjś głos. W sumie to parę głosów. Otworzyłam oczy, po czym przetarłam je jedną z dłoni. Drzwi auta, po obu stronach były otwarte, zaś ja sama leżałam po całej długości siedzeń, okryta czarnym, pluszowym kocem. Z trudem wygramoliłam się z pojazdu. Tuż obok stał Pax, rozmawiał o czymś z Charlie, to jego głos wyrwał mnie ze snu. Uśmiechnęłam się na jego widok, on z resztą na mój, zareagował podobnie. Rozłożył szeroko ramiona, by po chwili zacisnąć je wokół mnie.
- Jak dobrze być w domu. – wymruczałam ponownie ziewając. Chciałam ze szczęścia krzyczeć. Mężczyzna opuścił ręce, po czym zmierzwił moją czuprynę. Zmarszczyłam nos w grymasie patrząc na niego.
- Tęskniłeś co? – spytałam unosząc brwi, oraz szczerząc zęby.
- Trochę. – mruknął, po czym wywrócił oczami. Cały Pax. Po chwili, gdy nieco oprzytomniałam rozejrzałam się za bagażami. Mężczyzna wytłumaczył mi, że zostały one już przeniesione, lecz nie wrócę do starego pokoju. Podobno teraz potrzebowałam więcej miejsca, dlatego też zagospodarowali dla mnie nowe pomieszczenie. Kiwnęłam głową, opatulając się jeszcze bardziej kocem.
- Widziałeś Josha może? – spytałam, wzrokiem błądząc po budynku mieszkalnym, łudząc się, że zaraz dostrzegę chłopaka. Tak bardzo chciałam go zobaczyć, uczucie tęsknoty rozdzierało moje wnętrze. Zauważając brak odpowiedzi, skierowałam z powrotem wzrok na mężczyznę. Patrzył w ziemię, co spowodowało u mnie napływ strachu. Uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy. Umarł? Poszedł na rozłączenie? Wywieźli go? Setki myśli zaczęły kumulować się w mojej głowie. Czułam, że za chwilę zacznę płakać.
- No mów! – krzyknęłam kuląc się całkowicie. W końcu, po kilku minutach milczenia i moim naciskaniu złamał się. Opowiedział mi wszystko. Począwszy od problemów zdrowotnych chłopaka, po jego zgłoszenie do zabiegu. Osłupiona tymi wiadomościami, poczułam, że nogi zrobiły mi się jak z waty. Upadłam na tyłek a łzy same zaczęły płynąć z mych oczu. A więc się poddał? Czy naprawdę okazał się być tak samolubny, by pójść na pewną śmierć, mając wszystko i wszystkich dookoła w głębokim poważaniu? A co ze mną? Postanowił, że mnie olać, i ulec swoim widzimisię ? Utopiłam twarz w dłoniach, ustępując rozdarciu, które spowodowało napływ kolejnych łez. Tak długo czekałam, odliczałam dni, a on się po prostu poddał. Moje serce krwawiło i czułam to całą sobą. Wszystkie emocje, szczęście, złość, przerażenie i zdruzgotanie mieszało się w jedno wielkie nic. Po kilku minutach otrząsnęłam się. Już nie płakałam, nie krwawiłam wewnętrznie. Już nie czułam nic. Rękawem przetarłam mokre policzki, po czym wstałam i wolnym krokiem ruszyłam w stronę szpitala. Nikt za mną nie podążał, i słusznie.
Po chwili siedziałam już przy jego łóżku. Spał, zsiniały, z rurkami tlenowymi w nosie. Delikatnie trzymałam jego dłoń, przyglądając się dokładniej jego twarzy. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Chciał iść na śmierć i tylko to się dla niego liczyło. Tylko dlaczego? Czy naprawdę chciał skończyć ze sobą, nie zważając na ludzi i otoczenie? Był w stanie zostawić ich wszystkich w bólu i cierpieniu po takiej stracie, jaką byłaby jego śmierć? Nie rozumiałam tego. Josh, którego poznałam nadkładał dobro innych ponad swoje, a teraz dowiaduje się, że okazał się być po prostu samolubnym tchórzem. Nie chciałam tak o nim myśleć, nie mogłam. Ale czy w takim razie, wszystko co wydarzyło się wcześniej to było tylko złudzenie i kłamstwa? Zadawałam sobie te pytania przykładając do ust dłoń chłopaka. Ucałowałam ją delikatnie, wpatrując się w maszyny stojące obok łóżka. Nagle nabrał do płuc więcej powietrza. Skierowałam nań swój wzrok, pusty, przepełniony niczym.. Wpatrywał się we mnie, jakbym była jakimś złudzeniem.
- Cześć.. – wyszeptałam, ponownie składając pocałunek na jego zimnej dłoni. – Myślałam, że inaczej to będzie wyglądać jak wrócę… - dodałam po chwili. Głos samoistnie mi si ę załamywał. Położyłam jego dłoń na materacu, po czym mocniej owinęłam się kocem. Czułam na sobie jego wzrok. Wbijał we mnie swoje zeszklone oczy, jakby czegoś oczekiwał. W pewnej chwili, miałam ochotę położyć dłoń na jego policzku, lecz gdy tylko ją wyciągnęłam, chłopak odsunął głowę, kierując wzrok w przeciwnym kierunku. Okej. Ponownie schowałam rękę pod koc i spojrzałam w ziemię.
 - Wiesz, głupio wyszło. Jak idiotka odliczałam każdy dzień. Tak bardzo chciałam Cię zobaczyć, objąć, usłyszeć bicie twojego serca, tak bliskie mojemu własnemu. Wyobrażałam sobie to kompletnie inaczej. Myślałam, że wyskoczysz z bloku, ucieszony podbiegniesz do mnie i porwiesz mnie w ramiona, a potem mi powiesz jak bardzo tęskniłeś i jak mnie kochasz. Jak w jakimś kiczowatym romansie. Myślałam, że też tego chciałeś, w końcu się ze mną spotkać. – przełykałam gorzkie łzy, które wodospadami spływały po moich bladych policzkach. – Nie masz pojęcia co poczułam, gdy Pax mi powiedział, To było gorsze niż wiadomość o tym, że mam raka, wiesz? Gorsze niż cokolwiek co mnie kiedykolwiek spotkało. Nie mam zamiaru udzielać Ci wykładu o moralności, ani pytać jaki miałeś w tym cel. Nawet nie mam zamiaru pytać czy wciąż mnie kochasz, bo wiesz, teraz sama nie mam pojęcia co mam o tym wszystkim sądzić. Mam kompletny mętlik, ale cieszę się, że nic Ci nie jest. Wiesz dlaczego? Bo Cię kocham. Bo oddałam Ci moje serce. – wyszeptałam wycierając mokrą twarz. Z powrotem skierowałam wzrok na Josha. Wciąż miał odwróconą głowę w przeciwnym kierunku.- I po co ja się produkuję… -wyszeptałam. Zaraz usłyszałam za sobą znany, dziewczęcy głos.
- Hailey, wołają Cię. – mruknęła siwa dziewczyna, kładąc rękę na moim ramieniu. Pokręciłam głową pociągając nosem.

- Jutro przyjdę zobaczyć jak się czujesz. Odpoczywaj.. – szepnęłam, po czym cmoknęłam go w czubek głowy. Otuliłam się kocem i razem z przyjaciółką odeszłyśmy, aby obejrzeć moje nowe lokum. 

Josh?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty