Te uczucie, głęboko zakopane pod kurzem narastających
doświadczeń. Wewnętrzny ogień i podniecenie.
Pragniesz więcej, ale nie odważysz się tego powiedzieć, boisz się
konsekwencji.
Zdarzenia z ranka wciąż kumulowały się w mojej głowie i
nijak nie potrafiłam się ich pozbyć. Jego błądzące, gorące wargi w kontakcie z
moją skórą, ciepłe dłonie. Dopiero kontakt z kwaśnym sokiem cytryny zesłał na
mnie racjonalne myślenie. Pożerając kawałek po kawałku wykrzywiałam twarz w
grymasie, co spowodowało wywołanie napadu śmiechu i Rey’a.
- Fuj! – wzdrygnęłam się, trzęsąc głową na boki. Ohydztwo.
Potrząsnęłam chaotycznie rękoma jakby wierząc, że pomoże to zniwelować smak
kwasu.
- Wyglądasz uroczo, kiedy tak wymachujesz rękoma – zaśmiał się
chłopak, podchodząc bliżej mojej osoby. Poprawiłam się w siadzie, wsuwając się
nieco dalej na blat stołu.
- Usta mnie teraz pieką – zmarszczyłam brwi chcąc ukazać
swoje niezadowolenie. Chłopak ponownie się uśmiechnął, po czym złożył na moich
wargach delikatnego całusa.
- Teraz już nie pieką. – stwierdziłam, kiedy chłopak odsunął
swoją facjatę. Posłałam mu szczery uśmiech, kiedy przeczesywał dłonią moje
włosy, tym samym odgarniając je z twarzy.
- Mam głupi pomysł. – wyszczerzył się, odwracając się plecami
w moim kierunku. Lekko ugiął nogi i
wychylił ręce.
- Mam ci wleźć na barana? – zachichotałam unosząc brwi w
niedowierzaniu.
- Korzystaj dopóki się nie rozmyślę. – odparł stanowczo. Bez
słowa wdrapałam się na jego plecy oplatając ręce wokół jego szyi. Chłopak
złapał mnie nad kolanami i lekko podrzucił.
- To gdzie idziemy? – spytał, kierując się do wyjścia ze
stołówki.
- Na koniec świata i jeszcze dalej! – krzyknęłam, wyciągając
do przodu prawą rękę. Chłopak po krótkiej chwili marszu zaczął kręcić się wokół
własnej osi i głośno się śmiać. Kurczowo złapałam się jego barków, starając się
nie zlecieć. Wciąż posuwaliśmy się do przodu, kręcąc się jak jacyś idioci. Po
kilku minutach zaczęło robić mi się niedobrze. Zacisnęłam palce na ramionach
chłopaka, mocno zamykając powieki.
- Starczy, starczy! – pisnęłam. Nagle, ni stąd ni zowąd
chłopak stracił równowagę.
Kurde, dlaczego to zawsze się dzieje, kiedy ktoś
postanowi mnie nosić? W jednej chwili poczułam w plecach ból, zaraz po tym
ucierpiała moja klatka piersiowa, nogi i głowa. Dopiero po chwili zorientowałam
się, że przekoziołkowaliśmy schody.
Wylądowałam na plecach, lecz przez chwilę nie mogłam niczego dostrzec.
Zamroczyło mnie i to porządnie. Kiedy udało mi się podnieść do siadu,
zauważyłam, że Rey leży jak kłoda na ziemi. Kurwa, kurwa! Starałam się podnieść, ale jedna
z moich nóg skutecznie mi to uniemożliwiała. Ból, który rozchodził się po całym
moim ciele, odganiał wszystkie myśli i zamierzenia. Nagle ktoś zszedł ze
schodów. Wciąż nie do końca kontaktowałam, więc ciężko było mi rozpoznać
tożsamość jegomościa. Na pewno był wysoki i miał ciemne włosy. Minął mnie, po
czym klęknął obok Reya i szturchnął go parę razy. Po chwili dźwignął go do góry
i zaczął prowadzić wzdłuż korytarza. Zniknął z nim tak szybko jak się pojawił.
Chociaż tyle. Z trudem wstałam i zaczęłam podążać ich śladem. Mi zajęło to o
wiele więcej czasu. Podpierałam się o każdą ścianę, robiłam przystanki by
odetchnąć. Po niecałej godzinie dotarłam do szpitala, gdzie jeden z
pielęgniarzy od razu mnie zabrał. Uśpili mnie, a gdy się obudziłam, na mojej
nodze spostrzegłam wielki kawał gipsu, który ciągnął się od stopy, pod samo
kolano. Szczerze powiedziawszy spodziewałam się tego. Już po upadku to
wiedziałam, zbyt dobrze znałam ten ból. Mój wzrok spoczął na kulach, które
stały obok łóżka. Prędkiem je złapałam i zaraz byłam już na korytarzu. Mijałam
kolejno salki, w poszukiwaniu znanej twarzy. W końcu znalazłam. Chłopak
siedział na łóżku, zaś Pax pochylał się nad nim, zszywając wyraźnie przerwany
łuk brwiowy. Po dłuższym przyglądaniu się nie spostrzegłam żadnych gorszych
obrażeń. No to pięknie…
Oparłam się o ścianę i czekałam aż wyjdzie. Mam nadzieję, że
poza tym jest cały.
Josh?Ałć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz