- Tylko ja mam mocną głowę - zaśmiałem się. Spojrzałem na Hail, którą patrzyła się w moje oczy. Przejechałem dłonią po jej talii. - Cokolwiek robiliśmy, to było warto, żeby z rana na osłodę kaca mieć taki widok.
- Ej - zerwała się i chciała wstać, ale złapałem ją za nadgarstek. Uniosła brew, a ją lekko pociągnąłem z rękę, żeby się przysunęła. Usiadła na mnie okrakiem, a rękoma przejechała po torsie. Co za boskie uczucie. - Czego ty byś chciał Miller?
- Ja? - przesunąłem dłońmi wzdłuż jej ud, dalej po biodrach i zatrzymałem się na wcięciu w talii. -Tylko ciebie i twojej miłości - podniosłem się i pocałowałem ją w płaski z delikatnymi zarysami mięśni brzuch. Wzdrygnęła się, a ja się uśmiechnąłem.
- Zimno mi troszeczkę - zrobiła skwaszoną minę.
- Ja cię z największą rozkoszą rozgrzeję - zaśmiałem się. Całkowicie podniosłem się do siadu. Teraz Hailey siedziała na moich udach, okrążając mnie swoimi nogami, nasze tułowia niemal całkowicie się stykały.
- Jossy - szepnęła. - Nie chcę aby to... - przerwała.
- Jedno nie - zamruczałem. - Jedno i przestaję.
Pocałowałem ją dość mocno aby następnie zejść do szyi. Dłońmi krążyła po moich plecach, aby co jakiś czas wbić w nie palce. Nagle coś przykuło moją uwagę. Miała malinki... chciałbym to pamiętać. Delikatnie je pocałowałem, zszedłem na ramiona, aby po chwili z powrotem wrócić do jej ust. Takie słodkie, miękkie... boskie. Wszystko w niej było boskie. Ponowie przeszedłem do szyi, a ona cicho westchnęła. Uśmiechnąłem się. Uniosłem ją i szybkim ruchem przeniosłem tak, że po chwili leżała na plecach, a ja znajdowałem się nad nią. Okolice piersi, brzuch, okrążonko z powrotem do ust. Tym razem pocałunek stał się o wiele bardziej namiętny, jedną rękę wplątała w moje włosy, drugą leżącą na moich plecach przyciągnęła mnie do siebie. Delikatnie się na niej położyłem, trwając w pocałunku.
- Okey nieźle całujesz - odparła po uwolnieniu ust.- Ej - zerwała się i chciała wstać, ale złapałem ją za nadgarstek. Uniosła brew, a ją lekko pociągnąłem z rękę, żeby się przysunęła. Usiadła na mnie okrakiem, a rękoma przejechała po torsie. Co za boskie uczucie. - Czego ty byś chciał Miller?
- Ja? - przesunąłem dłońmi wzdłuż jej ud, dalej po biodrach i zatrzymałem się na wcięciu w talii. -Tylko ciebie i twojej miłości - podniosłem się i pocałowałem ją w płaski z delikatnymi zarysami mięśni brzuch. Wzdrygnęła się, a ja się uśmiechnąłem.
- Zimno mi troszeczkę - zrobiła skwaszoną minę.
- Ja cię z największą rozkoszą rozgrzeję - zaśmiałem się. Całkowicie podniosłem się do siadu. Teraz Hailey siedziała na moich udach, okrążając mnie swoimi nogami, nasze tułowia niemal całkowicie się stykały.
- Jossy - szepnęła. - Nie chcę aby to... - przerwała.
- Jedno nie - zamruczałem. - Jedno i przestaję.
Pocałowałem ją dość mocno aby następnie zejść do szyi. Dłońmi krążyła po moich plecach, aby co jakiś czas wbić w nie palce. Nagle coś przykuło moją uwagę. Miała malinki... chciałbym to pamiętać. Delikatnie je pocałowałem, zszedłem na ramiona, aby po chwili z powrotem wrócić do jej ust. Takie słodkie, miękkie... boskie. Wszystko w niej było boskie. Ponowie przeszedłem do szyi, a ona cicho westchnęła. Uśmiechnąłem się. Uniosłem ją i szybkim ruchem przeniosłem tak, że po chwili leżała na plecach, a ja znajdowałem się nad nią. Okolice piersi, brzuch, okrążonko z powrotem do ust. Tym razem pocałunek stał się o wiele bardziej namiętny, jedną rękę wplątała w moje włosy, drugą leżącą na moich plecach przyciągnęła mnie do siebie. Delikatnie się na niej położyłem, trwając w pocałunku.
- Nieźle? - musnąłem ustami jej policzek. - Ciepło?
- Mhm - zamruczała. Przeturlałem się na bok. - Ale łeb mi nadal pęka i do tego powietrza mi brakuje. Hmmm... lek.
- Już się robi - ledwo sięgnęła po szkatułkę. Otworzyła ją. Była wykładana aksamitem, a na nim zależy cztery strzykawki. Wzięła jedną. - Ja... nie wiem jak.
- Chodź - z powrotem wsadziłem ją na moje uda. Odgiąłem głowę w lewo i dłonią namacałem żyłę. Wzdrygnąłem się czując ją pod opuszkiem, bo za wiele razy to robiłem. Ująłem dłoń Hailey i położyłem jej palec obok mojego. - Czujesz?
- Tak.
- Wbij pod kątem, nie musisz dużo wbijać igły, wystarczy pod skórę. Wstrzyknij całość - zamknąłem oczy. Ale nic się nie działo. - Nie musisz się bać Rubi. Ufam ci... - Po dłuższej sekundzie usłyszałem jak wzdycha i poczułem ukłucie. Obrzydlistwo. Muszę tak myśleć, bo inaczej będzie ze mną źle. Kiedy igła się wysunęła otworzyłem oczy. Hail wpatrywała się we mnie, więc ją pocałowałem. - Przepraszam, że musisz to robić.
- Nie masz za co przepraszać - rzuciła strzykawkę na podłogę i przytuliła mnie obcałowując moją szyję. - A teraz... poradź coś na kaca.
- Już się robi - zaśmiałem się. Wstała a ja za nią. Zgarnąłem z podłogi moje ubrania. - Idę się ogarnąć. Przyjedziesz?
- Jasne - puściła mi oczko. Uśmiechnięty lazłem przez korytarz, kiedy wpadłem na Dylana.
- Byłem u ciebie, ale widzę muszę zacząć odwiedzać, nie ten pokój - bez najmniejszego wysiłku przyparłem go do ściany. Paradoksalnie, to ja, ten niższy byłem całe życie silniejszy.
- Ogarnij się człowieku. Idź do siebie i popatrz w lustro. A jak mnie następnym razem spotkasz, bo powiedz mi, kogo tam widziałeś. Nie mam ochoty się z tobą kłócić - puściłem go i ruszyłem dalej do pokoju. W środku było tak, jak wtedy, kiedy wyszedłem z niego na śmierć. Jednak ta myśl, mnie nie przerażała. Podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem ubranie do przebrania i udałem się pod prysznic. Woda. Właściwie to o niczym nie myślałem, tylko o tym, że lubiłem wodę. Tak. Woda jest cudowna, ciepła, oczyszczająca... Kiedy wyszedłem Hail siedziała na moim łóżku. Uśmiechnąłem się na jej widok.
- Wreszcie wyglądasz jak człowiek - zaśmiała się.
- To nie podobam ci się zaraz po obudzeniu?
- A kto twierdzi, że kiedykolwiek mi się podobasz? - podszedłem do niej i objąłem w talii.
- Te malinki na mojej szyi - uśmiechnąłem się szeroko. - Chodź na cytrynkę z cukrem. Na mojego kaca zawsze działało.
Hailey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz