- Ty mały fałszerzu - zaśmiałem się.
- Mógłbyś przestać?
- Nie. Taka prawda. No patrz, to przecież banalne - chciałem jej ponownie pokazać chwyt kiedy ona się wyrwała z mojego obcięcia.
- Widać, tylko dla takiego geniusza jak ty.
- Nie bądź dziecinna, siadaj...
- Nie! - krzyknęła. Co za dziecinada, zaczynało mnie wkurzać to jej dąsanie się.
- Mogłabyś przestać wreszcie zachowywać się jak przedszkolak? - zapytałem spokojnie.
- Czyli jestem dla ciebie zbyt dziecinna?
- Tak. Proszę bardzo jesteś zbyt dziecinna i co mi zrobisz - odparłem. - Wkurza mnie takie zachowanie.
- Okey. W takim razie cześć - złapała swoje buty i ruszyła w kierunku wyjścia.
- No najprościej się cholera jasna obrazić, typowe.
- Typowe?!
- Wiesz co, jak masz sobie iść to żegnam, nie zamierzam słuchać pisków jakiegoś gówniarza w moim własnym pokoju.
- Myślałam, że jesteś inny!
- Jaki? Milutki? - zaśmiałem się. - Zastanów się choć raz dziewczyno.
- Żegnam.
- Krzyżyk na drogę lalu - trzasnęła drzwiami. Walnąłem się na łóżko z gitarą i chwilę pobrząkałem na niej. Na parapecie siedziała Alarimika.
- Jesteś skończonym debilem.
- A ona pierdoloną histeryczną!
- Nie myślisz tak - odparła. - Ty nawet taki do końca nie jesteś.
- Wal się idę do kogoś kto mnie zrozumie - wypadłem z pokoju i wszedłem do pomieszenia kilka drzwi dalej. Na szczęście nie było tam Hailey. Z drugiej strony to dziwne. Walnąłem Josha w brzuch. - Wstawaj!
- Spierdalaj! - wydarł się. Tylko przy mnie przeklina. - Czego chcesz?
- Czy jesteś debilem?
- Jasne że tak. Spójrz na siebie.
- Zjebałem chyba to...
- Co? - przewrócił się na bok i spojrzał na mnie tymi cholernymi, uwodzącymi każdą laskę oczyma. - Twoje mizianie z Arianą?
- Przywalił ci ktoś kiedyś? - jak na zawołanie zerwał się z łóżka i pchnął mnie na ścianę. Zawsze był cholernie silny.
- A jak kurwa myślisz? - skrzyżował ręce na piersi. Ręce czyniące cuda z nożami. Nigdy nie wyjaśnił mi gdzie się nauczył tak rzucać i kręcić młynki. - Słuchaj jak ją obraziłeś to nie mój problem.
- Pieprz się!
- Staram się debilu! - po chwili zaczął się śmiać. - Idź do niej i na kolanach błagaj o wybaczenie.
- I co jeszcze?
- Jeśli jesteś takim debilem że jej nagadałeś to nie masz innego wyjścia.
- Skąd...
- Bo inaczej nie zachowywałbyś się jak pies, który pogryzł kapcie właściciela.
- Ja się tak zachowuję? - spytałam.
- Ile się znamy? - za długo odpowiedziałem w myślach. - Więc cię znam. Na kolanach do Ari bo nie wytrzymam twojego jęczenia.
Wyszedłem z jego pokoju i od razu wwaliłem się na Alvesa.
- Ej Dylan mam sprawę... - to interesujące.
- Dawaj - rzuciłem.
- Nie chcę aby coś jej się stało...
- Słuchaj mnie, Leo - położyłem mu dłoń na ramieniu. - To się kurwa zdecyduj. Wiesz gdzie mnie znaleźć. A teraz sory idę ratować własne życie.
- Co?
- Widziałeś wściekłą Ari? - pokręcił głową. - Nie polecam. Mam nadzieję, że tym razem obejdę się przez rozbitej głowy i szwów.
- Co?!
- Wiesz, wazony to niebezpieczne rzeczy.
Ari?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz