poniedziałek, 23 stycznia 2017

Od Ariany CD Dylana

Dylan Morgenstern. Dwudziestotrzyletni buc, cham i prostak. Trzasnęłam drzwiami z całej siły, mało nie przycinając Daeronowi ogona.
***
Znów leżę na podłodze u siebie w pokoju, pusto wpatrując się w sufit. Znów wszystko zjebałam.
Jak mogłam tak dać się ponieść emocjom? Czy to nie o tu chodziło? Żeby nie dać się nikomu zbliżyć, by nie odczuwać emocjonalnego przywiązania ani najlepiej w ogóle tych cholernych uczuć?
Ja chciałam schować swój ból za maską obojętności, milczenia i izolacji, Dylan wybrał jednak inną drogę...izolował się za pomocą agresji. Każdy w Strefie przeżył to na swój sposób, inni znieśli to lepiej - inni gorzej. Ale na pewno nie należało skreślać człowieka z takiego powodu.
Niemal wybiegłam z pokoju, ślizgając się na panelach i mając nadzieję, że już wrócił...od naszej kłótni minęło może pół godziny. Jedynie w skarpetkach pokonałam łącznik z drugim skrzydłem i zdyszana zatrzymałam się przed pokojem z napisem Dylan Morgenstern. Daeron spojrzał na mnie krytycznym okiem.
- No co? Nie miałam okazji ćwiczy - pożaliłam się.
Wzięłam głęboki wdech, uniosłam pięść i zawahałam się. Zwykle to nie ja przepraszam, dziwnie czuję się w takiej sytuacji. Zawsze Dyll przychodził z paczką chipsów na przeprosiny...
Kiedy ja byłam pogrążona w rozterkach, wyręczył mnie mój daemon, potężnym ogonem waląc w drzwi. Rzuciłam mu ostre spojrzenie, po chwili jednak złagodniałam. W jego ciemnych oczach widziałam jedynie troskę.
Gdy nie doczekałam się odpowiedzi, usiadłam pod progiem i oparłam głowę o drewno. Nie wiedziałam, czy rzeczywiście tam jest i mnie olewa, czy nie. Spróbować nie zaszkodzi.
- Słuchaj, Dyll...przepraszam. Zachowałam się jak kompletna idiotka - powiedziałam, a każde wypowiedziane słowo zamiast palić moje gardło, przynosiło dziwną ulgę. - Napraw...
Urwałam, ponieważ mocniejszy nacisk moich pleców na drzwi sprawił, że wpadłam do środka, boleśnie uderzając łopatkami o podłogę.
Drzwi były otwarte cały czas. Wstałam i rozejrzałam się wokół. Ani żywej duszy. No to pięknie.
Wpadłam jednak na pomysł, że posprzątam mu w pokoju. Tak, przyda sie tutaj kobieca ręka. Ułożyłam wszystkie walające się po dywanie ubrania w staranny stosik i włożyłam do szafek. Moją uwagę przykuły brokatowe różki na szafce nocnej...pokręciłam tylko głową z uśmiechem i schowałam je do komody. Nagle usłyszałam nerwowe kroki na korytarzu, nie mogłam ich pomylić z nikim innym. Przez chwilę miałam ochotę się zapaść pod ziemię, schować...zamiast tego wzięłam głęboki wdech i spróbowałam psychicznie przygotować na spotkanie.
Dylan wpadł do pokoju, trzaskając drzwiami. Najwyraźniej jeszcze nie zarejestrował mojej obecności. Obrzucił cały pokój spojrzeniem, aż w końcu zatrzymał się na mnie. Robiąc parę długich kroków, znalazł się nagle niebezpiecznie blisko mnie. W jego błękitnym oczach nie tańczyły gniewne iskierki...w nich płonął ogień. Oblał mnie zimny pot. Jednak nadal spokojnie patrzyłam mu prosto w oczy, niemal wyzywająco. Przecież mnie nie skrzywdzi.
Chyba...

[Dyll?:*]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty