- Um... Bo ja ten.... Może.. - wyjąkałam, wzrokiem wędrując po holu, nerwowo bawiąc się rękoma. Uniósł brew w oczekiwaniu, które trwało jakieś dwie minuty - Chciałam powiedzieć dobranoc - kończąc, zaprzeczyłam samej sobie. Jakie dobranoc!? Jezu weź się dziewczyno ogarnij....
Prychnął coś pod nosem, kręcąc głową. Po tym, jego sylwetka zniknęła mi z widoku. Nie, nie to chciałam powiedzieć...Zamknęłam drzwi, po czym oparłam się o nie i zsunęłam na dół. Podwijając kolana pod brodę, spojrzałam na łóżko, gdzie leżał Can. ~Co to było?~ Spytał z kpiną w głosie.
- Daj spokój..-Burknęłam, podpierając głowę o zimną powierzchnię za moimi plecami.~Powinnaś~ Westchnął, czym mu zawtórowałam.
-Co powinnam,Pani psycholog?- ~Jak już, to panie psycholog. Powinnaś mu powiedzieć~ - A co,jeśli nie...?W tedy nic. Nie rzucę i będę miała problemy dalej.- Odpowiedziałam sobie na zadane wcześniej pytanie. Zirytowało mnie, że on zawsze ma rację...a gdy go nie słucham, potem żałuję. Widziałam jego zmartwiony wzrok, co i mnie wprawiło w gorszy humor. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco w jego stronę, po czym ręką sięgnęłam po rzecz, która stała obok mnie. A była to gitara...Miałam ją ze sobą zawsze. Nie była duża, wręcz taka mini wersja gitary akustycznej.
~Nie mów mi, że chcesz wszystkich zdenerwować~ Jęknął z irytacją, zasłaniając uszy. Zaśmiałam się pod nosem, kładąc instrument na kolanach, które wyprostowałam. Ułożyłam ręce i biorąc głęboki oddech, wzdrygnęłam jedną strunę, która wydała z siebie cichy, czysty dźwięk.
- Ich nie. Ale ciebie tak- Uśmiechnęłam się wrednie.- Chodź tu.- Poklepałam miejsce obok siebie, a wilk posłusznie wykonał czynność. Położył się tuż obok. Podrapałam go za uchem, co baardzo lubił. Taki jego słaby punkt, a wiele ich nie ma. Jego gładka, puszysta sierść była niezwykle miła w dotyku.
Ponownie chwyciłam gitarę, chcąc przypomnieć sobie jakąś piosenkę. Jedna z nich od razu przyszła mi na myśl. Znów trącałam struny, które wydobywały z siebie melodię. Can, uniósł łeb, po czym położył mi ją na kolana.- Wiesz o czym myślę, huh?- ~Oj tak~ Westchnął głęboko. Wraz z melodią, która chwilę trwała, dołączyłam swój cichy, stonowany śpiew.
She's got a smile that it seems to me Reminds me of childhood memories
Where everything
Was as fresh as the bright blue sky
Now and then when I see her face
She takes me away to that special place
And if I stared too long
I'd probably break down and cry
Zakończyłam jednym, mocniejszym dźwiękiem i bezwładnie opuściłam ręce, patrząc w sufit. Trwało to...nawet nie wiem ile. Bez jakiegokolwiek słowa, siedziałam z Can'em na podłodze. Przymknęłam zmęczone oczy, uśmiechając się pod nosem.
Ta piosenka była jedną z tych, które wspominały mi pewne chwile z dzieciństwie. Nie te złe, a dobre. Chciałam tylko te pamiętać...~Dalej ją uwielbiam~ W końcu zaśmiał się rozmarzony Canede, przewracając się na plecy. Posłał mi błagalne spojrzenie, na co z uśmiechem przewróciłam oczami. Podrapałam go po brzuchu.
- Ty to jednak pieszczoch jesteś.- ~Ktoś musi~. Zatrzymałam rękę na ziemi, przypatrując się podłodze. Znowu coś mi nie grało. Znowu to...Z przyzwyczajenia podeszłam do szafki nocnej. Nic tam nie było. Cholera..! Nieobecnym wzrokiem zatrzymałam się na małym, czarnym śmietniku. Pokręciłam głową, czując się po prostu źle. W jednej chwili ostry ból głowy spowodował, że osunęłam się na ziemię.~Mia, spokojnie. Oddychaj, okej?~ Pobiegł do mnie mój Daemon, rozglądając się na boki. Posłuchałam go, biorąc krótkie, lecz głębokie wdechy. Od nich jednak zakręciło mi się w głowie.
- Can, co ja mam robić?- Jęknęłam, pocierając oczy. Seth...muszę go znaleźć. Ta myśl, w połączeniu ze stresem, zdezorientowaniem wzbudziła we mnie ten odruch. Nie bardzo zdając sobie z tego sprawy, wstałam, chwiejnym krokiem zbliżając się do drzwi.- Muszę iść do Seth'a.- Kiwnęłam do wilka, co odwzajemnił. Nie zostawił mnie, tylko poszedł za mną.
Potarłam głowę ręką. Byłam ciepła...W sensie cieplejsza niż powinnam. Było mi gorąco. Zeszłam po schodach, po czym udałam się do skrzydła gdzie były pokoje chłopaków.
Po kolei oglądałam kolejne numery drzwi, szukając tych właściwych. I znalazłam...przyłożyłam głowę do nich, jednak nie słychać było żadnego dźwięku. Co ja w ogóle robię? Będę go budzić w środku nocy?! Patrząc na zegarek, wiszący na środku holu, było po 24. Jednak moja ręka sama chciała zapukać i to uczyniła. W ostatnim momencie zawahałam się, chciałam odejść, lecz z pomieszczenia dobiegł mnie zaspany głos.
- Kto tam?! - krzyknął, a mnie jakby sparaliżowało. Nie chciałam wejść, ani też uciec jak dziecko. To by było żałosne.
Tym przekonaniem, otworzyłam delikatnie drzwi, rozglądając się po ciemnym pokoju.
- T-to ja. - szepnęłam - mogę wejść?
- Ty wiesz która jest godzina?!- warknął, włączając lampkę, która jako tako oświetliła jego osobę. -Po co budzisz mnie w środku nocy, kobieto?
- Bo ja... - weszłam, jednak dalej stałam w drzwiach. Ręce drżały mi jak nigdy, a oddech niesfornie przyspieszył.- Ee...Muszę...Wziąć.- Szepnęłam, na co chłopak podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł zmęczoną twarz, wzdychając.
- Mia, mów jak człowiek. Powoli.- Mruknął opanowanym tonem, na co nieco się uspokoiłam. Kiwnęłam głową i szybkim krokiem znalazłam się obok jego łóżka. Usiadłam w kącie, spoglądając na lampkę nocną.
- Znowu to, chciałam wziąć, ale zapomniałam, że wyrzuciłam.- Szepnęłam powoli, akcentując każde słowo po kolei. Chciałam, próbowałam się uspokoić, a mimo to, szloch wyrwał się z moich ust.- Nie chcę...
- Wiem, że nie chcesz. Pomyśl o czymś innym.
- Na przykład?
- No...może powiedz dla czego to robisz. Co cię do tego..pociągnęło.- Uniosłam głowę, przygryzając dolną wargę. ~Powiedz mu~ Przekonał mnie wilk.Uświadomiłam sobie, że muszę się przed nim otworzyć. Mimo swojego charakteru, był dobrym człowiekiem. Tak o nim myślałam. Przytaknęłam powoli, myśląc o tym, jak zacząć.
- Okej...Zaczęło się od tego, że moja mama zmarła jak miałam dziesięć lat. Kochałam ją, ale pracowała w budynku, który nie był stabilny. Jej szef był dupkiem, który kazał jej zostawać po godzinach i tak dalej...w reszcie część budynku się zawaliła. 6 ofiar śmiertelnych, w tym moja..mama.- Zatrzymałam się na chwilę,znowu pociągając nosem.- Mój ojciec był zajęty pracą, więc często go nie było, bo wyjeżdżał na szkolenia. Jedyna osoba, która w tamtym czasie była mi bliska, to mój brat. No to jakoś tam leciało, leciało...i w tedy poznałam jeszcze kogoś. kilka lat później poznałam chłopaka.Nazywał się Even. Zostaliśmy przyjaciółmi, połączyła nas pasja do motorów. Często razem jeździliśmy. Motocross był naszym...stylem życia. I zostaliśmy przyjaciółmi. A nawet więcej...Wiesz, jest taka relacja, że ktoś jest dla ciebie nawet bliższy niż ta realna rodzina?
- No...chyba.- Wzruszył ramionami, pozwalając mi dalej mówić.
- Ale pewnego razu, kiedy...pojechaliśmy na pole. Za nim, była droga, rzadko używana, ale stroma z wieloma zakrętami. Chcieliśmy się zabawić - zaśmiałam się krótko- nie wiem, jak mogliśmy być takimi idiotami...bezmózgimi dzieciakami...Jechaliśmy szybko, dawno przekroczyliśmy dozwoloną prędkość. Jechałam za Even'em, przyhamowałam na jednym ostrzejszych zwrotów. Ale on...znikąd zobaczyliśmy ciężarówkę -Zatrzymałam się w połowie zdania, czując, jak szklą mi się oczy. Przetarłam je, chcąc zatrzymać łzy- on jechał tak szybko...nie zdążył się zatrzymać...walnęła w niego. Jego motor odleciał na parę metrów, totalnie zniszczony. A on leżał na drodze...Podbiegłam, zadzwoniłam po karetkę, chciałam mu pomóc, ale..ale było za późno. Zmarł w szpitalu.- Tym razem się nie powstrzymałam, na samą myśl o słowach lekarza moje kolana zmiękły, czułam jak się rozpływam. Okropne uczucie, stracić kogoś tak bliskiego, widząc jak wykrwawia się na stole operacyjnym...- Nie chciałam w to wierzyć. Myślałam, że ot tylko głupi sen, zwykła fikcja.Ja, ze względu na swój stan, dostałam morfinę. Od tego się zaczęło. Nie mogłam się po tym pozbierać, nie wychodziłam z domu, płakałam całe dnie i noce. Miałam ochotę pozabijać wszystkich dookoła, albo siebie. Dostałam psychologa, jako tako mi pomógł. Ale nie wiedział, nie powiedziałam mu, że coraz częściej biorę. To uśmierzało ból...uzależniłam się od tego. Jednak miałam napływy złości, które spowodowały, że miałam ochotę wyżyć się na wszystkich dookoła. Ale po tym, co powiedziałam mojemu bratu, sprawiło że nie chciał mnie znać. Miałam postanowienie, że rzucę morfinę, by nie krzywdzić nikogo kto mnie kocha. Jak widać, nie udało się. Dalej ją zażywałam, a po kilku latach życie mi się jakoś ułożyło, zapominając o przeszłości.
- Więc czemu chcesz rzucić?
- Żeby już nigdy nie wspominać tych rzeczy. Bo jak sam powiedziałeś, to mnie w końcu zniszczy...
<Seth? :v>
- Kto tam?! - krzyknął, a mnie jakby sparaliżowało. Nie chciałam wejść, ani też uciec jak dziecko. To by było żałosne.
Tym przekonaniem, otworzyłam delikatnie drzwi, rozglądając się po ciemnym pokoju.
- T-to ja. - szepnęłam - mogę wejść?
- Ty wiesz która jest godzina?!- warknął, włączając lampkę, która jako tako oświetliła jego osobę. -Po co budzisz mnie w środku nocy, kobieto?
- Bo ja... - weszłam, jednak dalej stałam w drzwiach. Ręce drżały mi jak nigdy, a oddech niesfornie przyspieszył.- Ee...Muszę...Wziąć.- Szepnęłam, na co chłopak podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł zmęczoną twarz, wzdychając.
- Mia, mów jak człowiek. Powoli.- Mruknął opanowanym tonem, na co nieco się uspokoiłam. Kiwnęłam głową i szybkim krokiem znalazłam się obok jego łóżka. Usiadłam w kącie, spoglądając na lampkę nocną.
- Znowu to, chciałam wziąć, ale zapomniałam, że wyrzuciłam.- Szepnęłam powoli, akcentując każde słowo po kolei. Chciałam, próbowałam się uspokoić, a mimo to, szloch wyrwał się z moich ust.- Nie chcę...
- Wiem, że nie chcesz. Pomyśl o czymś innym.
- Na przykład?
- No...może powiedz dla czego to robisz. Co cię do tego..pociągnęło.- Uniosłam głowę, przygryzając dolną wargę. ~Powiedz mu~ Przekonał mnie wilk.Uświadomiłam sobie, że muszę się przed nim otworzyć. Mimo swojego charakteru, był dobrym człowiekiem. Tak o nim myślałam. Przytaknęłam powoli, myśląc o tym, jak zacząć.
- Okej...Zaczęło się od tego, że moja mama zmarła jak miałam dziesięć lat. Kochałam ją, ale pracowała w budynku, który nie był stabilny. Jej szef był dupkiem, który kazał jej zostawać po godzinach i tak dalej...w reszcie część budynku się zawaliła. 6 ofiar śmiertelnych, w tym moja..mama.- Zatrzymałam się na chwilę,znowu pociągając nosem.- Mój ojciec był zajęty pracą, więc często go nie było, bo wyjeżdżał na szkolenia. Jedyna osoba, która w tamtym czasie była mi bliska, to mój brat. No to jakoś tam leciało, leciało...i w tedy poznałam jeszcze kogoś. kilka lat później poznałam chłopaka.Nazywał się Even. Zostaliśmy przyjaciółmi, połączyła nas pasja do motorów. Często razem jeździliśmy. Motocross był naszym...stylem życia. I zostaliśmy przyjaciółmi. A nawet więcej...Wiesz, jest taka relacja, że ktoś jest dla ciebie nawet bliższy niż ta realna rodzina?
- No...chyba.- Wzruszył ramionami, pozwalając mi dalej mówić.
- Ale pewnego razu, kiedy...pojechaliśmy na pole. Za nim, była droga, rzadko używana, ale stroma z wieloma zakrętami. Chcieliśmy się zabawić - zaśmiałam się krótko- nie wiem, jak mogliśmy być takimi idiotami...bezmózgimi dzieciakami...Jechaliśmy szybko, dawno przekroczyliśmy dozwoloną prędkość. Jechałam za Even'em, przyhamowałam na jednym ostrzejszych zwrotów. Ale on...znikąd zobaczyliśmy ciężarówkę -Zatrzymałam się w połowie zdania, czując, jak szklą mi się oczy. Przetarłam je, chcąc zatrzymać łzy- on jechał tak szybko...nie zdążył się zatrzymać...walnęła w niego. Jego motor odleciał na parę metrów, totalnie zniszczony. A on leżał na drodze...Podbiegłam, zadzwoniłam po karetkę, chciałam mu pomóc, ale..ale było za późno. Zmarł w szpitalu.- Tym razem się nie powstrzymałam, na samą myśl o słowach lekarza moje kolana zmiękły, czułam jak się rozpływam. Okropne uczucie, stracić kogoś tak bliskiego, widząc jak wykrwawia się na stole operacyjnym...- Nie chciałam w to wierzyć. Myślałam, że ot tylko głupi sen, zwykła fikcja.Ja, ze względu na swój stan, dostałam morfinę. Od tego się zaczęło. Nie mogłam się po tym pozbierać, nie wychodziłam z domu, płakałam całe dnie i noce. Miałam ochotę pozabijać wszystkich dookoła, albo siebie. Dostałam psychologa, jako tako mi pomógł. Ale nie wiedział, nie powiedziałam mu, że coraz częściej biorę. To uśmierzało ból...uzależniłam się od tego. Jednak miałam napływy złości, które spowodowały, że miałam ochotę wyżyć się na wszystkich dookoła. Ale po tym, co powiedziałam mojemu bratu, sprawiło że nie chciał mnie znać. Miałam postanowienie, że rzucę morfinę, by nie krzywdzić nikogo kto mnie kocha. Jak widać, nie udało się. Dalej ją zażywałam, a po kilku latach życie mi się jakoś ułożyło, zapominając o przeszłości.
- Więc czemu chcesz rzucić?
- Żeby już nigdy nie wspominać tych rzeczy. Bo jak sam powiedziałeś, to mnie w końcu zniszczy...
<Seth? :v>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz