- Morgenstern? Ty nie jesteś w Londynie? - zapytałem ledwo. Boże, ale strasznie bolały mnie płuca.
- Miller, no co ty? Jaja sobie robisz? - spytał, po chwili spochmurniał. - Co robiłeś rano?
- Rozpakowywałem się, a co mogłem robić, skoro dopiero mnie przenieśli?
- Kurwa! - wrzasnął i zniknął za drzwiami.
- Boli cię coś? - zapytał facet, który mnie zszywał.
- Może to dziwne, ale płuca i głowa mi pęka - skończył mnie zszywać i usiadł na krawędzi łóżka. - Słuchaj chłopaku. Straciłeś pamięć dotyczącą kilku miesięcy z życia...
- Co przepraszam?
- Pamięć... no jesteś tutaj dobre kilka miesięcy. Płuca cię bolą, ponieważ ich stan się diametralnie pogorszył. Masz problem ze wstrzykiwaniem sobie czegoś?
- Nie - w końcu byłem ćpunem, wiem jak to się robi.
- Mhm - mruknął lekarz. - Z tego co wiem, to trzymasz lek w czarnych szkatułkach. To strzykawki ze złotym płucem. Musisz go przyjmować rano i jeśli dostaniesz ataku. Nie biegasz, nie palisz, nie nadwyrężasz płuc. Jasne?
- Tak. A co ja sobie właściwie zrobiłem?
- Spadłeś ze schodów z O'Conner.
- Z kim? - zapytałem. To dziwne uczucie, ale na dźwięk tego imienia moje serce zabiło mocniej.
- Boże, nie pamiętasz jej?
- Nie - odparłem, a on przetarł czoło dłonią.
- Zostaje tylko nadzieja, że odzyskasz pamięć - odparł. - Możesz już iść. Głowa przestanie jutro boleć.
Wstałem i wyszedłem. Przed salą na krzesełkach siedziała jakaś dziewczyna z gipsem na nodze. Widząc mnie wstała i podeszła do mnie. Złapała mnie za przegub, co mnie nieźle zdziwiło.
- Nic ci nie jest?
- Mmmm przepraszam, my się znamy? - kogoś mi przypominała, ale nie wiedziałem kogo. Po chwili zdałem sobie sprawę, że po obudzeniu się, słyszałem jej głos. Po chwili jakiś wewnętrzny głos zaczął we mnie powtarzać Hailey, Hailey...
- Josh... to żart tak? Kolejny żart? - w jej oczach widziałem nadzieję.
- Ja... lekarz, powiedział, że straciłem trochę pamięci, bo przywaliłem podobno głową o podłogę, więc nie sądzę, żeby to był żart - odparłem, po chwili w jej oczach pojawiły się łzy. Jakoś dziwnie nie chciałem, żeby płakała. Miałem ochotę ją przytulić. - Przepraszam...
- Nie masz za co - kompletnie się rozkleiła.
- A czuję się jakbym kogoś zabijał... Jak się nazywasz?
- Ja? Co? Nie ważne... szybkiego powrotu do zdrowia - puściła mnie, ale tym razem ja ją złapałem, za rękę. - O co chodzi?
- Nie wiem - odparłem. - Tylko cholernie nie chcę, żebyś sobie poszła. Może to brzmi dziwnie, ale to silniejsze ode mnie - coś mi się jakby przypomniało, jakiś zamazany obraz, jak siedzę z kimś na schodach. - Chcesz zapalić?
- Ale ty nie możesz...
- Ale ty palisz, prawda? - uśmiechnąłem się.
- Skąd wiesz?
- Nie wiem, jakieś przeczucie, zamazany obraz. Mam też wrażenie, że cię znam, ale kompletnie nie mogę sobie przypomnieć skąd. Oświecisz mnie?
Hailey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz