- Dlaczego? To może wolisz karzeł?- spytał jak gdyby nigdy nic.
- Wiedziałeś, że im przeciwnik większy, tym łatwiej go pokonać?- westchnęłam.
- No oczywiście, że słyszałem. Jednak to jest niemożliwe w twoim wypadku, kruszynko- zaśmiał się.
Otworzyłam już usta, żeby zaprzeczyć nazywania mnie "kruszynką", ale to nie było aż takie złe. W sumie, nawet mi się podobało. Było to jedne z ładniejszych przezwisk, jakie mi nadano.
- Możesz po prostu mówić mi Nann- odparłam.
- Czyli nie zaprzeczasz nazywania cię kruszynką?
- Nie powiedziałam tego.
- Ale też nie powiedziałaś, że nie- wzruszył lekko ramionami- Kruszynko.
- Lubisz droczyć się z innymi- stwierdziłam.
- No pewnie, a już w szczególności z tobą- wyszczerzył się.
- Chodźmy już- przewróciłam oczami.
Logan przytaknął już jedynie głową. Jednak jak się okazało, chłopak dosyć szybko chodził. Nie będę za nim biegać. Szłam swoim tempem, przez co szybko zostałam w tyle. Spotkaliśmy się dopiero pod drzwiami, dziesięć minut później.
- Co tak długo?- spytał z rękami w kieszeniach.
- Mi się nigdzie nie spieszy- odparłam jak gdyby nigdy nic.
Chciałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę. Spróbowałam z drugiej strony, lecz ponownie się przesunął, nie pozwalając mi wejść. Wymieniliśmy ze sobą spojrzenia. Moje - nieco już zirytowane tym wszystkim, jego - pełne złośliwego uśmiechu. Po kilku minutach dobrego kiwania się na boki, w pewnym momencie udało mi się przejść pomiędzy jego nogami. Odwrócił się, kiedy już wstawałam, otrzepując nieco spodnie. Kilka chwil potem na moim ramieniu siedział, a raczej leżał już Kian, który wyglądał trochę jak jeden z tych drogich szali starszych, bogatych kobiet, zrobiony z prawdziwego futra.
- Coś... Mówiłeś...?- odwróciłam w jego stronę głowę, wkładając ręce do kieszeni bluzy.
Logan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz