- A więc... - zaczęła Margaret z uśmiechem. Jak ona kocha nas zabijać... - Michael Durson i jego daemon Fiona. Oraz Diana Fewel z Burmistrzem.
Odetchnąłem z ulga, że nie padło ani na mnie ani na Jane. Jednak żal mi było tych ludzi. Wybrani zaczęli krzyczeć i płakać, błagać Margaret, żeby tego nie robiła. jednak ruda wiedźma była nieugięta. Wyprowadzono ich i nagle krzyki ucichły. Przyciągnąłem do siebie dziewczynę, która cała się trzęsła i płakała. Pocałowałem ja lekko w czubek głowy.
- Już dobrze... - wyszeptałem.
Kazano nam się rozejść, ale co było jeszcze dziwniejsze, mogliśmy wrócić do swoich pokoi. Ruszyłem z Jane do jej pokoju, była przerażona i cała blada. Wziąłem ja na ręce i ostrożnie zaniosłem do pokoju. Gdy się tam już znaleźliśmy położyłem ją na łóżku. Zobaczyłem w kącie pokoju gitarę. Zabrałem ja i zacząłem grać.
Jane? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz