poniedziałek, 16 stycznia 2017

Od Mii C.D. Seth'a

Hm....morderstwo? Chętnie!
- Nie oskarżą mnie, jeśli będzie to wyglądało na wypadek- Uśmiechnęłam się uroczo, podwijając jedną nogę do góry, potem drugą, aż utrzymałam równowagę. Ale nie na długo...pojechałam przed siebie, aż zatrzymała mnie wysoka postać, uśmiechająca się dziwnie w moją stronę.
-Lecisz na mnie- zaśmiał się, na co dostał cios w ramię. Znowu.
- Chciałbyś.
- A w jakim sensie..wypadek?- Uniósł w zastanowieniu brew, przyglądając się moim zmaganiom z zamarzniętą wodą.
- No wiesz...mamy zimę. Jesteśmy na lodzie. Środek jeziora to nie taki daleki dystans...wyziębienie, hipotermia, aż w końcu śmierć! Bo czy taka osoba jak ja, dałaby radę zabić? Wątpię. A umiejętność pływania nie ma nic do gadania.
- Dobrze myślisz. Ale dałbym radę wygramolić się na brzeg.
- Oh, dopilnuje byś nigdy nie ujrzał suchej powierzchni.
- Nie dość, że ćpunka, to jeszcze psychopatka? Niezdrowe to połączenie.- W końcu sam złapał mnie za rękę i wciągnął na brzeg. Odetchnęłam zmęczona, pociągając nosem, który był już zapewne odmrożony.
- Idźmy stąd.- Chrypnęłam, mocno pobierając ramiona.
- Jeszcze nie... - mruknął w zastanowieniu-musimy iść... Tam- wskazał kolejną, rozgałęzioną drogę. Po wywróceniu oczami, bez zbędnego gadania, przytaknęłam powoli, pozwalając mu iść przodem. Jednak ten, pchnął mnie w przód i zmuszona byłam dotrzymywać mu kroku.
- Możesz iść wolniej? - szepnęłam w końcu, co nie uszło uwadze chłopakowi.
- Nie. - odparł bezdusznie, widząc jak słabo idzie mi nadążanie za nim. Zwłaszcza, że jest ode mnie o głowę, a może dwie wyższy. Zmierzyłam go wzrokiem, na co się zaśmiał. Moją głowę, w jednej chwili zawładnęła myśl o tym białym, cudownym...- Mia?- Usłyszałam przed sobą, więc odwróciłam zamglony wzrok.

- Hm?- Odparłam, jak gdyby nigdy nic. Czy podziała? Możliwe. Chęć morfina wraca.
- Widzę, że coś jest.- Próbował podejść, jednak bezskutecznie, gdyż z każdym jego krokiem w przód, ja robiłam dwa w tył. Zmrużył oczy, co zapewne świadczyło o zdezorientowaniu.
- Nic mi nie jest.- Wymruczałam, jeżdżąc butem po śniegu.
- Mia...- Podszedł na tyle blisko, że zgięłam się widząc jego cień, niebezpiecznie blisko mojego. Przymknęłam lekko oczy, chcąc jakoś wywinąć się z tej niekomfortowej sytuacji.
- Wszystko ok, Seth.- Chrząknięciem zmusił mnie, bym uniosła głowę.- Na prawdę.
- Nie wydaje mi się?
- Masz zamiar tak stać cały dzień, czy może oszczędzisz mi zamarzania na kość?- Powiedziałam odważnie, a ten w końcu zwiększył przestrzeń między nami. Ruchem ręki dał znać, byśmy kontynuowali marsz. Zrobiłam to, z lekkim wahaniem. Po tym, słyszałam już tylko szum wiatru i...to w sumie tyle.

~*~

-Yyyyy Seth?- Zatrzymałam się jakiś metr od krawędzi, przerażona głębokością wielkiej, czarnej dziury.
- Hm?- Odwrócił się do mnie, po czym wygodnie rozsiadł się nad przepaścią.
- Co to za....miejsce?
- To jest.,...sadzawka- Wzruszył ramionami, przyklepując miejsce obok siebie.
- Ooooo nie!- Zaprzeczyłam od razu- Za żadne światy tam nie podejdę.
- Założymy się?- Zaśmiał się kpiąco, zdając sobie sprawę, że i tak by wygrał. Kiwnęłam przecząco głową,cofając się do tyłu, aż drogę zagrodziło mi jedno z drzew.
- Daj spokój, czego tu się bać?
- no..wysokości? Wystarczy jeden zły ruch i śmierć na miejscu załatwiona?- Rozłożyłam ręce. Nie miałam zamiaru choćby tak zajrzeć. Ciemne, lodowate miejsce....nope!
- Za dużo myślisz o śmierci, kotku- Wstał i poszedł w moją stronę. Z moich ust wyrwało mi się tylko "nie podchodź!". Słuchał mnie? HA! Marzenie! Przeczuwając co chce zrobić, starałam się go wyminąć. Lecz jego silny uścisk mnie unieruchomił, a potem zaczął ciągnąć mnie na skraj urwiska. Szarpałam się jak mogłam, nawet krzyczałam, żeby mnie zostawił. Rozbawienie czuć było na kilometr, gdy ja umierałam ze strachu o swoje życie. Zamknęłam mocno oczy, modląc się o to, by tylko nie spaść.Ten moment trwał tylko chwilę...Ku mojemu zdziwieniu, uścisk się rozluźnił, choć dalej czułam na sobie dotyk. Niezwykle delikatny, jakby go w ogóle nie było. Mruknęłam coś pod nosem, dotykając śniegu, na którym siedziałam. Mrużąc oczy, dokładnie "macałam" grunt, oraz starałam się zgadnąć, gdzie jestem. Głupie pytanie, otwórz oczy idiotko. Zrobiłam tak, jak sobie nakazałam. Nagłe spojrzenie w dół wystarczyło, bym złapała się pierwszej lepszej rzeczy, byleby nie ześlizgnąć się na dół. Tym kimś, okazał się być Pan z tatuażami o imieniu Seth....Napotykając jego zdziwione spojrzenie, odczepiłam się od niego, odwracając speszony wzrok.
- Nienawidzę cię.
- Mówiłaś to już milion razy- Odparł dokładnie pół sekundy potem.
- Wiem. I powiem więcej, jeśli będzie trzeba.
- Ale przyznaj...nie jest tak źle.
Chwilę się zamyślałam, uświadamiając sobie, że rzeczywiście jest...nieźle. Wybrał takie miejsce, gdzie pod nami była jeszcze szeroka skała. To przekonało mnie do siedzenia w tym miejscu.
- A co jeśli jest gorzej?
- Nie uwierzę ci.
- Będziesz musiał...-szepnęłam, po czym minimalnie odsunęłam się od krawędzi. Oddychając głęboko, starałam się nie patrzeć w dół. Kolejny zawał serca napadł mnie, gdy Canede wychylił głowę prosto w dół, niemal nie wpadając tam.- Can!- Wrzasnęłam, przez co nawet tamta dwójka się się wzdrygnęła. ~Jezu, spokojnie, kobieto~ Zaśmiał się, kładąc się tuż obok.
- Ma wilk rację- Wzruszył ramionami chłopak, a ja tylko przewróciłam oczami. Zacisnęłam pięści, spoglądając w górę. Zaczął padać śnieg...niezwykle zafascynowana tym zjawiskiem, uniosłam w górę rękę, pozwalając aby pierwsze płatki spadały na moją dłoń.


- No dobra, nie jest tak źle...- mruknęłam po chwili.

<Seth? Wybacz brak weny ;_;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty