Pocałowałem dziewczynę w lekko rozchylone usta, a ta po chwili niepewnie odwzajemniła pocałunek. Złapałem dłonią jej policzeki pogładziłem go lekko nie odrywając od niej ust. Co chwila obdarowywałem ją kolejnymi pocałunkami, coraz bardziej namiętnym i łapczywym. Gdy chciałem się od niej odsunąć jeszcze przygryzłem jej dolną wargę. Twarz dziewczyny oblała się ognistym rumieńcem. Słodko. Zaśmiałem się i pocałowałem ją w rumiany policzek.
- Jesteś słodka - powiedziałem, po czym usiadłem na łóżku. Aris spała wtulona w Lionela. Wyglądali naprawdę uroczo. Poczułem, że Jane też siada.
- Kurde ciepło mi - powiedziałem i zdjąłem koszulkę. Spojrzałem na dziewczynę. Znowu się rumieniła. - Chodź tu do mnie.
Przytuliłem ją mocno i pocałowałem w czubek głowy.
- Ubierz koszulkę - poprosiła.
- Nie - odparłem. - Kocham te twoje rumieńce.
- No weź...
- Nie piękna - powiedziałem radosny.
Nagle drzwi się otworzyły jednocześnie budząc daemony. Do środka wszedł ten mężczyzna, który nas tutaj (chyba) zamknął.
- Jak tam gołąbeczki?
- Czego? - warknąłem. Poczułem, że tracę nad sobą panowanie.
- Nie wiem czy wiecie, ale w Sali Rozłączeń nikogo dawno nie było...
Wystraszyłem się, ale nie chciałem tego pokazać. Objąłem Jane mocniej nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Gdybym teraz stracił i ją...
- Margaret robi lodowanie. Zapraszamy.
Cali przerażeni wyszliśmy z pokoju i poszliśmy na plac.
Jane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz