Khali leżała na ustawionym przy oknie biurku, które przesunąłem tam specjalnie dla niej, wiedząc, że zawsze uwielbiała tak spać. Kiedy pojawiłem się w pokoju, podniosła na mnie wzrok, gdy pakowałem się pod cienki koc.
- Przydałaby ci się cieplejsza kołdra - skwitowała.
- Już pod tym jest mi gorąco - zauważyłem. - Nie bądź taka troskliwa.
- Powinieneś czuć się zaszczycony. W końcu zachowuję się tak tylko w stosunku do ciebie i Valerie - wytknęła Khali.
- Bo jesteś kawałkiem mojej duszy, a Val to moja bliźniaczka - powiedziałem spokojnie. - Ale nie martw się, czuję się cholernie zaszczycony.
Lampart prychnął, jak to miał w zwyczaju i odwrócił się, zamykając oczy. Wiedziałem, że Khali, tak samo jak ja, tylko udaje swoje humorki, a w głębi jest naprawdę troskliwa. Jednak czasami potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi
- Dobranoc, Khali - powiedziałem z sarkazmem w głosie, wiedząc, że uraziłem kotkę i mimo iż nie śpi, nie odpowie mi.
Rano wstałem dosyć wcześnie jak na mnie, zazwyczaj wolałem pospać do 10, a zegar wskazywał dopiero 8. Nie zamierzałem jednak znów próbować zaspać, widząc dochodzące z podwórka promienie słońca. Oświetlały one przeciągającego się na biurku lamparta.
Wstałem szybko, ogarniając się i podszedłem rozbawiony do swojego Daemona, drapiąc go za uszami.
- Co powiesz na spacer? - zagadnąłem, nie mając pojęcia, czy Khali nadal nie jest na mnie obrażona..
- Jestem głodna - mruknęła, ziewając. - Najpierw chcę iść na śniadanie.
- Marudna jak zawsze - westchnąłem pod nosem.
- Co tam mruczysz? - warknął lampart.
- Mamy bardzo piękny dzień - wyłgałem.
- Taaa, cholernie piękny - syknęła Khali, wychodząc z pokoju, z ja ze śmiechem ruszyłem za nią.
Przechodząc obok pokoju siostry, zobaczyłem jak ta z rękami w kieszeniach i kapturze na głowie właśnie wychodzi, zmierzając najprawdopodobniej po pudełko ze śniadaniem do stołówki.
- Val! - krzyknąłem za nią, podbiegając do siostry i obejmując ją ramieniem. - Widzę, że też w wyśmienitym humorze? - zakpiłem.
- Widzę, że od rana wkurzasz ludzi? - burknęła pod nosem.
- Żebyś wiedziała - odezwała się idąca przodem Khali, która szła łapa w łapę przy Enaiu.
Przewróciłem oczami i 'przypadkiem' nadepnąłem kotce na ogon, odpłacając się pięknym za nadobne. W odpowiedzi prychnęła na mnie, drapiąc mnie po nodze.
- Co to za uśmiech? - zapytała cicho Valerie, nie zwracając uwagi na moje starcia z Khali, do których siostra była już przyzwyczajona.
Wzruszyłem ramionami, zrzucając jej kaptur z głowy.
- Zmieniam image - zażartowałem. - Grymas niezadowolenia jest przereklamowany.
- Czyżbyś chciał mi dokuczyć? - warknęła siostra.
- Nigdy w życiu - zaśmiałem się. - Ale skąd w tobie tyle złości?
- Jest zimno, nudno i muszę siedzieć odgrodzona od świata tym cholernym murem, ot co - warknęła.
Przewróciłem oczami, wiedząc, że zły humor Val to przekleństwo i nie mam szans nawet próbować go naprawić. Wzięliśmy ze stołówki nasze pudełka ze śniadaniem i podczas gdy Valerie udała się ze swoim i z Enaiem do pokoju, ja z Khali wyszliśmy na zewnątrz.
Myślałem, że jesteśmy sami w parku, mój uśmiech jednak stał się jeszcze szerszy, gdy rozpoznałem drobną sylwetkę Nanette, która siedziała na trawniku, jedząc śniadanie.
- Kogo moje oczy widzą?- powiedziałem głośno, podchodząc do niej. - Śniadanie w samotności. Niezły początek dnia.
Stanąłem przy niej, uśmiechając się złośliwie, gdy zadarła głowę do góry, by na mnie spojrzeć.
- Tak, mi ciebie też miło widzieć- odparła, wracając do jedzenia śniadania. - Przynajmniej mogę zjeść w ciszy i spokoju - stwierdziła, wzruszając lekko ramionami, gdy popijała akurat herbatę.
- W takim razie mogę się dołączyć? - zagadnąłem.
- Zapraszam - uśmiechnęła się, robiąc mi obok siebie miejsce.
- Zniszczę twoją ciszę i spokój - wytknąłem rozbawiony, siadając obok niej.
- Jakoś to przeżyję - zapewniła, a ja zanotowałem w myślach, że jest jedyną spotkaną przeze mnie dzisiaj kobietą w dobrym humorze.
(Nann?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz