Uśmiechnąłem się pod nosem, parząc na dziewczynę dość kpiącym wzrokiem. Jej zadziorność mi imponowała, mimo iż śmieszyły mnie jej plamy na kolanach, których nabawiła się przeciskając się do drzwi budynku.
- Tylko to, że jesteś Kruszynką z charakterem - stwierdziłem pewnie.
Nagle jakby znikąd pojawiła się obok mnie Khali, do czego zdążyłem się już przyzwyczaić i prychnęła, nie zaszczycając Nanette ani jednym spojrzeniem.
- Byle nie kolejną twoją obsesją - usłyszałem w myślach gniewny głos Khali.
- Umiem o siebie zadbać - odpowiedziałem jej, kładąc dłoń na jej głowie, by ją pogłaskać, ale lampart tylko prychnął, strącając moją rękę i odchodząc znów gdzieś w mrok.
Nie przejąłem się tym, wiedząc, że Khali zawsze jest gdzieś w pobliżu. Zdążyłem się już przyzwyczaić do humorków lamparta - w końcu jestem taki sam.
Przywołałem na twarz szeroki uśmiech, wskazując na drzwi.
- Panie przodem? - zapytałem rozbawiony.
Nanette roześmiała się, wchodząc do budynku.
- Tak się zachowuje człowiek nieznający się na konwenansach? - zakpiła.
- Może i jestem beznadziejny, ale ciągle jest dla mnie nadzieja - zauważyłem, nie ukrywając szerokiego uśmiechu, który był dla mnie rzadkością. Tak jak i moje spontaniczne zachowanie. Nie mogłem jednak nic poradzić na to, że Nanette przypominała mi j ą . Jak to trafnie określiła Khali, m o j ą o b s e s j ę.
- Czy jedno nie wyklucza drugiego? - zapytała brunetka, przechylając głowę na bok.
- Cicho, zła kobieto - przewróciłem oczami, grając niezadowolonego. - Właśnie zepsułaś moją idealną wymówkę na... Wszystko.
(Nann? :D )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz