Ruszyłem za dziewczyną, zastanawiając się, co takiego jej zrobiłem. Jestem aż tak straszny? Nie mam nawet opinii w tym miejscu, jestem tu zaledwie dwie godziny.
- Hej - zacząłem spokojnie - nie musisz uciekać, nic ci nie zrobię, naprawdę. Chciałbym tylko poznać ludzi, którzy też tu są.
W tym całym gównie. Chciałem dodać, ale ugryzłem się w język. Zawsze uczono mnie, że nie wypada używać takiego języka przy dziewczynach.
- Widzę, że się boisz, rozumiem. Czy chociaż powiesz, jak się nazywasz? Ja jestem Kristian. - posłałem jej jeden z moich najżyczliwszych uśmiechów
- Sophie - powiedziała cichutko.
Cały czas kuliła się przy ścianie, równie wystraszona, jak jej Mroczna Materia. Zrobiłem parę kroków do przodu, ale przystanąłem, kiedy zobaczyłem w jej oczach jeszcze większe przerażenie.
W sumie teraz mogłem dokładniej przyjrzeć się jej twarzy...
- Ładne imię - zagadałem raz jeszcze
Dziewczyna nie odpowiedziała, wpatrując się w coś ponad moim ramieniem. Jak na życzenie gołąb zszedł po mojej ręce, a ja chcąc nie chcąc, musiałem ją wyprostować. Niemal dotykałem dziewczyny, od mojej dłoni dzieliły ją jakieś dziesięć centymetrów. Amasanii była już na mojej dłoni, wpatrując się intensywnie w dziewczynę i jej towarzysza. Przekrzywiła zabawnie łepek, co oznaczało, ze z miejsca poczuła sympatię do tej dwójki. A że jest moją drugą połową duszy, oznaczało to podobne odczucia u mnie. Co było prawdą. Z niewiadomego powodu pragnąłem ochronić tą przerażoną dziewczynę...a raczej z wiadomego.
W dzieciństwie, w domu dziecka, byłem szykanowany i regularnie bity przez starszych "kolegów". Byłem nikim, strachliwym i chudym śmieciem. Od początku odznaczałem się, mimo wszystko, dość wyjątkową urodą. Po prostu wtedy, kiedy ich szpecił trądzik, ja miałem idealną cerę. Regularne rysy twarzy, duże oczy w kolorze orzechu...to miedzy innymi sprawiło, że mnie nienawidzili. Nazywali "Ślicznym", co sprowadzało mnie do rangi dziewczynki.
Tak bardzo ich nienawidziłem. Za sprawą jednego z opiekunów, prywatnie mojego przyjaciela po którym mam nazwisko, zacząłem trenować sztuki walki. I dzisiaj nikt nie podskoczy gościowi z ponad sto dziewięćdziesięcioma centymetrami, który dwoma ruchami potrafi zrobić komuś krzywdę. Zmieniłem się nie do poznania, a przede wszystkim wyzbyłem się gniewu. Teraz to ja bronię słabszych.
Ocknąłem się z moich rozmyślań, kiedy poczułem mrowienie na karku. Dziewczyna dotykała opuszkami palców głowy Amasanii. Teraz to ja się lekko wzdrygnąłem.
- Sophie... - zacząłem trochę nieśmiało
Dotykanie czyjegoś daemon'a było czymś bardzo...intymnym, można powiedzieć.
[Soph? C:]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz