czwartek, 5 stycznia 2017

Od Leo CD Ariany

Nie miałem zamiaru iść do lekarzy. Poradziłbym sobie z tym sam. Brak bólu oznacza napływ adrenaliny. Będzie bolało jak diabli...
Dziewczyna zabrała fenka i razem ze mną ruszyła w stronę głównego budynku.
Podróż nie była długa ale za to mogłem spędzić z nią trochę czasu.
Gdy weszliśmy do budynku Ari nawrzeszczała na jakąś kobietę. Nie wiedziałem, że dziewczyna potrafi być taka agresywna.
Wyglądająca jak bizneswoman od razu gdzieś pobiegła. Nie minęła minuta a zza drzwi wybiegł facet. Lekarzem to on tutaj na pewno nie był, bo wiem, że ich jest trzech.
Weszliśmy do gabinetu. Wszystko ładnie, pięknie ale na cholerę ten walony fotel po środku ?
- Usiądź tam - człowiek wskazał na kozetkę.
Przejechałem kciukiem po dłoni Ari i powiedziałem, żeby usiadła na krześle.
Uczyniła to a ja zdjąłem z siebie wszystkie warstwy ubrań od pasa w górę.
Mężczyzna wyciągnął strzykawkę.
O nie. Nie dam się pokłuć nawet jeśli to jest znieczulenie.
- Nie ma mowy - powiedziałem.
- Będzie bolało.
- Powiedziałem nie do cho...
- Huge, on wytrzyma. Daj mu spokój i szyj - usłyszałem znajomy głos. Był to Pax, jedyny normalny z tych lekarzy.
Szlag mnie trafiał jak mężczyzna wbija się igłą w moją skórę.
Czułem cały czas wzrok Ariany na sobie.
Kątem oka zauważyłem, że Pax zabrał Sanczesa i oparł się o biurko.
Fenek chociaż cierpiał, to syczał na lekarza.
Gdy pielęgniarz był w połowie roboty weszła do gabinetu jakaś dziewczyna.
Jak tylko lekarz usłyszał jej głos zaprosił ją na bok i odłączył ją od kroplówki.
- Zdrówka życzę - rzekła i puściła mi oczko, na co ja odpowiedziałem jej lekkim uśmiechem. Zaraz po tym spojrzałem na Ari i usłyszałem słowa dziewczyny.
- A ty głowa do góry, twój mężczyzna wygląda na twardego.
Gdy ona wyszła Ariana się uśmiechnęła i pokręciła głową.
- Gotowe, oszczędzaj ten bark - usłyszałem głos faceta.
***
- Myślę, że więcej razy się tu z takim problemem nie zjawisz - rzekł Pax.
- Może... - powiedziałem zabierając rzeczy, które przewiesiłem sobie przez ramie, gdyż musiałem jeszcze zabrać Sanczesa.
- Pomogę - usłyszałem Ari.
- Poradzę sobie. Kaleką nie jestem.
- Właśnie, że jesteś - rzekła zabierając mi Deamona.
- Uparta jesteś - zaśmiałem się.
- A ty to niby nie ?
- Ja wiem, że jestem uparty - uśmiechnąłem się.
Jeśli zabrała mi zwierzaka, to ja za to wziąłem ją za rękę.
Dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie.
- No co ?
- Nie nic.. tylko...
- Mów.
- Wiesz, że idziemy w złym kierunku, prawda ?
- Nie zauważyłem - wyciągnąłem w jej stronę język.
Przeszliśmy przez długi korytarz w milczeniu, aż doszliśmy do mojego pokoju.
Wszedłem do środka i wrzuciłem rzeczy do prania a kurtkę muszę zostawić do zszycia.
- Zostaniesz ? - zapytałem.

< Ari ? Jakoś wena uciekła ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty