piątek, 6 stycznia 2017

Od Lauren cd. Shanny

Wzruszyłam ramionami zgadzając się na ten pomysł.
- Mam nadzieję, że opowiesz mi nieco o tym miejscu - powiedziała, gdy poszliśmy odkładać puste tace. Kot ruszył za nią, tak samo jak jej fretka, która wskoczyła jej na ramię. Ta... a mój kociak wskakuje mi jedynie na łeb.
Opowiadałam jej o naszej ukochanej strefie zamkniętej, gdzie to ogrodzenie jest pod napięciem. Paru idiotów próbowało się przez niego przebić, ale skończyło się samymi oparzeniami, a potem zostali karani. Co lepsze, przypomina to wszystko więzienie, prawda? Ale w sumie patrząc na to z lepszych stron, mamy własne pokoje, przestrzeń, rzeczy osobiste, a takie coś jak palenie nie jest zabronione. Niby strefa zamknięta, nazwa sama w sobie dużo mówi, ale jest tu całkiem przyjemnie. Mamy do wykorzystania dość spory, a raczej ogromny teren, plac, las, sadzawka, pole, ogród, łąka. Oczywiście panuje tu coś takiego, jak tak zwana godzina policyjna od dwudziestej trzeciej, po tej godzinie nawet się nie rusz ze swego pokoju, nie wychodź na korytarz, nie ważne gdzie siedzisz. Pod skórą mamy czip, więc jesteśmy ciągle jakby obserwowani. Wiedzą gdzie jesteśmy. Ale w sumie... na prawdę nie jest tu tak źle. Niczego nam tu nie brakuje, do normalnego życia. No oprócz mi, papierosów już mieli mi nie dawać. Stwierdzili, że to może pogorszyć eksperymenty czy coś takiego. Ale ja w to nie wierzę.
Budynek był tak podzielony, że dziewczyny miały prawe skrzydło, a chłopcy lewe. Na samym środku znajduje się nie wielki plac, gdzie zbierają się co sobotę jakieś zbiórki. Pod naszymi pokojami jest stołówka i biblioteka, a pod męskimi tak zwany pokój rozrywki, w którym często przebywam. Dalej lubię grać w gry, z tego już raczej nie wyjdę. Najgorzej, jak coś jest zamknięte na klucz, a często tak jest.
Laboratorium. Tak zwana siedziba naukowców, profesorów i dom wszelkich plugawych eksperymentów. Najważniejsza z nich wszystkich jest jakaś Margaret Hersey, która według mnie niczym się nie różni od innych. No chyba, że liczyć jej obsesję na naszym punkcie. Niby taki stary budynek, a w środku cholernie wyposażony w najróżniejsze elektryczne urządzenia, których nazw nawet nie znam. Tam znajduje się szpital. Co gorsza, to tam próbując rozdzielić nas z deamonem.
Wyszliśmy z budynku i podążyliśmy dróżką prosto. Wylądowaliśmy w lesie. Było tu cicho, nikogo tu nie było, co mi bardzo odpowiadało. Tutaj się wydaje, że jesteś całkowicie odcięty od reszty świata, chociaż i tak jesteśmy. Gdy zapuszczasz się głębiej, trafisz na mur, a w którymś innym kierunku znajdowała się sadzawka, ale drogi nigdy nie mogłam zapamiętać. Będąc w tym miejscu i wdychając to czyste powietrza znowu zapragnęłam nikotyny...

<Shanna? Opowiedziałam ci trochę xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty