- Nienawidzę cię.
- Kochasz mnie.
- Masz racje mordeczko - wziąłem ją na ręce.
- Nie dotykaj mnie.
- Pfff śnisz.
- No dobra - wtuliła się w moją szyję. - Kto to?
- Nie dowiesz się.
- Pff.
- Zolin - ryś przestrzygł uszami, a Hailey się odwróciła. - No co? To jej wrodzona ciekawość.
Delikatnie zeszła… wyrwała się… z moim rąk i powolnym krokiem podeszła do nich. Ja się nie ruszyłem, brak takiej potrzeby. Obserwowałem tylko co zrobi. Obeszła ich, a kiedy Zolin wyrwał się od Hailey, podeszła bliżej niego. Spojrzała się na dziewczynę.
- W sumie ładna lala.
- Dziena.
- Jeszcze jakby była w tym twoja zasługa.
- Kpisz sobie? - odwróciła się do mnie i usiadła.
- Odpierdol się, bo ci pazurami przerysuję tapicerkę na ryju, gówniarzu.
- Co za popaprana różowa pantera - zaśmiałem się. - To co Zolin już mam nadzieję, nie wraca na oddział szpitalny?
Hailey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz