- O nie ładnie tak oceniać. Mało co o mnie wiesz - odparłem. Hailey już nic nie odpowiedziała. Leżałem tak długo aż wyrównał jej się oddech. - Diamante - szepnąłem.
Najciszej jak potrafiłem wyszedłem na zewnątrz i zapaliłem. Ciągnęło mnie do tego w takich właśnie chwilach... kiedy dowiadujesz się, że ktoś ma raka, ktomuś amputują nogę, ktoś będzie miał przeszczep, w chwilach w których czuję pustkę i wypełniam ją dymem. Zawsze była tylko pustka, nie umiałem wtedy płakać, krzyczeć, rozpaczać czy poczuć coś.
- Może warto... - powiedziałem i ruszyłem do budynku.
* * *
Kiedy wszedłem do pokoju, Hailey już nie spała.
- Już się cieszyłam, że nie wrócisz - powiedziała, a ja w odpowiedzi się uśmiechnąłem.
- Bonus rakowy tego nie obejmuje.
- To co obejmuje?
- Pełną obsługę ograniczoną do przyniesienia ci sałatki.
- Wiesz która godzina? - mruknęła.
- A wiesz jak ci w brzuchu burczało? Aż sam się głodny zrobiłem.
- Nie musisz tego robić.
- Wiem i w sumie prosto byłoby mi sobie pójść, ale jest mały problem... nie dość że jesteś ładna to jeszcze inteligentna - zrobiłem skwaszoną minę. - I nikt inny z tobą nie wytrzyma.
Diamante Hailey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz